Prolog

680 54 0
                                    

Luhan siedział przy jednym ze stolików ze swoimi przyjaciółmi. Widelcem ciapał jedzenie, które znajdowało się na jego talerzu. Ale Luhan tylko siedział, pomimo głośnych rozmów obok.
- Hyung, chcesz może jeszcze jedzenia? - Jedna z siedzących obok niego osób zapytała. Chłopak spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem i pokręcił głową. I wrócił do swoich myśli.
- Oppa, a ty co o tym sądzisz? - spytała kobieta, siedząca na przeciwko blondyna. Ten tylko uniósł głowę, uśmiechnął się przepraszająco i dalej siedział, nie odzywając się ani słowem. - Oppa, mówimy właśnie o naszym szefie. Sądzimy, że ma kogoś na boku, co o tym sądzisz? - Jej twarz ozdobił grymas radości, a oczy delikatnie się powiększyły, przez co można ją było nazwać słodką. Ale Luhan o tym nie myślał. Zastanawiał się, czy ma odpowiedzieć. - Oppa?
- Nie wiem. Nigdy go z nikim nie widziałem. - powiedział cicho, ciesząc się, że nikt mu w tym nie przerwał.
- Hyung, no jak?! Przecież codziennie przychodzi do pracy z inną kobietą!
- Ja go widziałam nawet raz, gdy wchodził do biura z mężczyzną! - Cały stolik ogarnęła wrzawa. Głosy oburzenia, bo może to były spotkania biznesowe, głosy sprzeciwu, śmiechy i jeden cichy Luhan.
- Może jest gejem. - mruknął, biorąc w końcu pierwszy kęs mięsa do ust. Wokół niego zrobiło się cicho. Czuł się dziwnie, że cała uwaga skupiona jest na nim. Bo przecież jak oni mogli go usłyszeć? Podniósł wzrok.
- Oppa! - Dziewczyna poklepała go po ramieniu, nerwowo się śmiejąc. - To na pewno nie to! Nie żartuj sobie nawet!
Chłopak spojrzał po pozostałych, a każdego ogarnął nerwowy śmiech. Nie wiedział czemu się tak zachowują. Nie wiedział wielu rzeczy, które powinien wiedzieć. Nie wiedział też, czy chciałby je poznać.
Wstał z siedzenia, chwycił swoją tackę, ukłonił się i odszedł. Wolał szybko skończyć pracę i jak najszybciej opuścić ten budynek.
Luhan siedział przy jednym z biurek i przepisywał dane z papierów do komputera. W całym pomieszczeniu było cicho. Był on sam, reszta albo była na drugiej przerwie, albo już skończyła pracę. Nagle poczuł dłoń na swoim ramieniu.
- Hyung.
Blondyn odwócił się, ukazując śnieżnobiały uśmiech wysokiemu chłopakowi.
- Lay, co cię sprowadza w te części budynku? - Wstał, przytulił bruneta i delikatnie poklepał go po ramieniu.
- Pomyślałem, że może skoczylibyśmy gdzieś dziś do kina, do baru, klubu, co? - Wspomniany Lay usiadł na miejscu Luhana i popatrzył się na niego z nadzieją. Było mu przykro, że przez dziewczynę spędza mniej czasu z przyjacielem. Ale wiedział, że przez dziewczynę ma to wybaczone.
- A będzie tam ona?
- Nie, tylko my dwaj. - Luhan zaśmiał się. - Chcę spędzić też czas z tobą! - Wyższy nadął policzki, ukazując jak bardzo nie przyjmuje odmowy.
- Lay, proszę cię. Ciągle siedzisz w pracy. Twoja dziewczyna musi się o ciebie martwić, więc spotkaj się z nią, a ja wyjdę gdzieś ze znajomymi. - Sztuczny uśmiech. Ani Luhan, ani Lay tak bardzo go nienawidzili, jednak obaj wiedzieli, że w ich przypadku jest on zbyt częstym towarzyszem, żeby szybko się go pozbyć.
- Nie masz znajomych, Luhan. - Brunet powiedział cicho, łapiąc niższego za dłoń. - Oni nie są twoimi znajomymi, pamiętaj. To są ludzie, którzy przebywają z tobą ze względu na twój wygląd, przepraszam.
Zapadła cisza. Zawsze tak było. Ale Luhan tego nie rozumiał. Nie rozumiał czemu ludzie, którzy nazywają siebie przyjaciółmi, traktują cię jak gówno, kiedy Luhan chce powiedzieć do nich chociaż słowo. Czemu tak bardzo ciągną go za sobą do stołówki, jeżeli on nienawidzi tego żarcia? Czemu oni znając jedynie jego imię, mówią, że znają go najlepiej ze wszystkich? Jeżeli sam Luhan siebie nie znał.
- Znowu nic nie mówiłeś i pozwalałeś się ciągnąć za tymi ludźmi, prawda? - Luhan spuścił głowę. - Luhan, dam ci numer do psychologa, dobrze? - Blondyn szybko zerwał się z miejsca. On przecież nie jest chory! - Nie bój się. Pójdziesz tylko do niego, przynajmniej raz, dobrze? Nic ci się nie stanie. - Chłopak wstał i podszedł do niższego, chwytając go za rękę. - Chociaż jedna wizyta. - Uśmiech, westchnięcie, kiedy Luhan nawet się nie odzywa. Przecież przy nim zawsze nawija jak najęty. Ale Luhan po chwili odchodzi bez słowa, kieruje się do szefa. I Lay nic nie może poradziċ, że trzęsie się ze strachu, a łzy same płyną po jego policzkach. Bo nigdy nie widział, żeby sam Luhan pchał się do tego. Do tego szefa, jeżeli jeszcze tak go można nazwać.
Luhan szedł przez korytarz, delikatnie odpinając swoją marynarkę, luzując krawat i zastanawiając się, co on do cholery robi?! Zatrzymał się. Nie może już zawrócić. Osunął się po ścianie. Zaczął się zastanawiać nad słowami Laya. Może rzeczywiście przyda mu się psycholog. Może pomoże mu wyciągnąć się z tego wszystkiego, może zacznie normalne życie. Może zacznie normalnie funkcjonować. Spojrzał na siebie, dotykając swojego brzucha. Jeden posiłem dziennie mu nie służy. Same kości, może powinien zacząć ćwiczyć?
Usłyszał szmer przy drzwiach, które znajdowały się przy jego nodze. Powinien spróbować. Każda pomoc, jak dla niego, bardzo się liczy.
Podniósł się, optrzepując spodnie, poprawiając kremową koszulę. Krawat odwiązał i schował do kieszeni. Był za cenny dla niego. Drzwi się otworzyły. Zaczął czuć się brudny, kiedy tylko zobaczył duże dłonie i ten obrzydliwy uśmiech. Mogło być gorzej - pomyślał, wchodząc powoli do pomieszczenia - mógł mnie chcieć zgwałcić. Uśmiechnął się delikatnie, po czym drzwi za nim się zamknęły.

PS. Don't love me!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz