Prolog

25 1 0
                                    

Tego roku lato było wyjątkowo upalne. Pogoda była wręcz idealna na to by pokusić się na spędzenie urlopu gdzieś nad wodą. Niestety mimo długo planowanego wraz z przyjaciółmi wyjazdu, Ann musiała przełożyć swoje wakacje ze względu na przeziębienie, które od kilku dni okropnie ją męczyło. Tak, to dziwne, ale po prostu się rozchorowała, a długa wyprawa pociągiem naprawdę nie była zachęcająca zważywszy na jej samopoczucie. Dlatego z ciężkim sercem podjęła decyzję, że zostanie w domu i choć trochę postara się doprowadzić swoje zdrowie do porządku.

W niedzielny wieczór zasiadła w salonie kładąc przed sobą na szklanym, kawowym stoliku kubek z gorącą herbatą i kilka fiolek leków zapisanych przez lekarza. Musiała brać je o stałych porach dlatego wolała mieć je blisko siebie. Sięgnęła po pilota i włączyła telewizor. Oczywiście można było się spodziewać, że w niedzielę nie puszczą raczej nic ciekawego. Kilka razy przeskoczyła po programach, aż wreszcie postanowiła zatrzymać się na jednym z muzycznych show, który właśnie się zaczynał. Nie miała najmniejszego zamiaru po raz kolejny oglądać powtórki jakiegoś durnego serialu więc przynajmniej posłucha sobie dobrej muzyki. Program ten był wyjątkowy i chyba jedyny w kraju bo tylko w nim zaproszeni do studia artyści wykonywali swoją muzykę na prośbę telewidzów. Można było zadzwonić, porozmawiać i poprosić o ulubioną piosenkę. Zawsze marzyła, że kiedyś może trafi na audycję, w której wystąpią jej idole. Niestety jak do tej pory nie miała szczęścia.

Kiedy przewijające się na ekranie obrazy z czołówki zniknęły, oczom Ann ukazała się sala pełna ludzi. Wiwaty i brawa publiczności zagłuszały nieco pierwsze akordy muzyki dlatego nie od razu rozpoznała, jak się później okazało, tak dobrze znaną jej melodię. Uśmiechała się do siebie, mimowolnie uderzając dłonią o kolano w rytmie muzyki. Zmrużyła oczy i usilnie starała się dostrzec artystów stojących na scenie, jednak nie było to takie proste, gdyż kamera cały czas pokazywała jedynie rozochoconą publiczność. Jednak po kilku minutach jeden z operatorów wykonał zbliżenie i wtedy już wiedziała skąd zna tę piosenkę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przez chwilę niczym zahipnotyzowana gapiła się w ekran telewizora, niemal otwierając usta z zachwytu.
       
Jeszcze kilka lat temu ściany jej pokoju ozdabiały plakaty z ich wizerunkiem, a ogromny segregator wypełniały koszulki z wycinkami z gazet. Miała w swojej kolekcji fragmenty wywiadów, zdjęcia, kilka koszulek a jej odtwarzacz muzyczny wypełniony był ich piosenkami. Niestety ku jej rozpaczy rodzice zdecydowali się na remont całego domu, dlatego teraz pozostało już jedynie zdjęcie na ekranie komputerowego monitora i piosenki w odtwarzaczu, ale mimo tego jej miłość do tej muzyki pozostała niezmienna.            Bracia Scott, bo to o nich mowa, stali na scenie jednej z najpopularniejszych sal koncertowych w całym stanie i przy akompaniamencie swego zespołu wykonywali właśnie kolejną z piosenek z najnowszej płyty. Ann z uśmiechem na ustach śpiewała razem z nimi.
     
Oczywiście, że ją znała. Znała na pamięć wszystkie ich piosenki, każdy akord i każdą nutę. Kiedy ucichł ostatni instrument, a całą salę wypełniły gromkie brawa publiczności, na scenę wkroczył postawny, czarnoskóry mężczyzna, który oficjalnie przedstawił wszystkim bohaterów wieczoru i przypomniał o możliwości rozmowy z braćmi na antenie, co wiązało się oczywiście z długim wyczekiwaniem na połączenie. Ann spojrzała na numer telefonu, który właśnie wyświetlił się na dole ekranu jej telewizora.
 
- Nigdy w życiu. To na drugim końcu kraju. - pomyślała na głos. Nie chciała nawet myśleć o rachunku jaki zapłaciłaby, gdyby skusiła się żeby zadzwonić. Z drugiej jednak strony, taka okazja może się już nie powtórzyć. Nie, nie! Otrząsnęła się i postanowiła skupić na koncercie.
       
Kiedy tylko prowadzący zszedł ze sceny, a bracia wykonali ostatni nowy numer, zaczęto łączyć rozmowy z fanami. Podekscytowani widzowie obsypywali braci pozytywnymi komentarzami, chwalili muzykę, dziękowali za twórczość i tak dalej. Ann jednak niewiele z tego pamiętała, gdyż skupiła swoją uwagę na czymś innym.
A właściwie to na KIMŚ innym. Bobby, najstarszy z braci Scott rozmawiał teraz z jedną ze swych fanek. Stał z przewieszoną na ramieniu gitarą elektryczną, uśmiechał się do kamery i odpowiadał na zadawane przez nią pytania. Robert, drugi z braci stał pośrodku przed mikrofonem i z uwagą przysłuchiwał się ich rozmowie. Również się uśmiechał i co jakiś czas wtrącił do rozmowy swoje trzy grosze. Ann interesował jednak trzeci z braci, Michael - bliźniaczy brat Roberta. Choć urodzili się jednego dnia niewiele mięli ze sobą wspólnego. Nie pasowali do siebie nawet z wyglądu. Ten mężczyzna od zawsze ją fascynował. Od zawsze oznaczało w tym przypadku odkąd tylko poznała ich muzykę, a to znaczy od jakichś 15 lat.
     
Za czasów świetności zespołu to Bobby uważany był za bożyszcze kobiet. Michael trzymał się raczej na uboczu i niewiele jego piosenek ujrzało światło dzienne, to właśnie te utwory podobały jej się najbardziej. Kiedy słuchała jego głosu zawsze czuła że wkłada w swoją twórczość serce i pasję. Oczywiście jako wierna fanka dogrzebała się nawet do tych najstarszych numerów, które nigdy nawet nie zostały wydane na żadnej płycie. Tak naprawdę jednak nie chodziło tu o same piosenki, melodię czy teksty, ale o jego głos. Głos tak głęboki i tak niezwykle seksowny, że kiedy śpiewał przeszywał ją dreszcz, a cudownie prawdziwe słowa trafiały wprost do jej serca. Wiele lat tylko słuchała jego muzyki i śniła o nim, aż pewnego dnia zapragnęła go spotkać, poznać, dotknąć, porozmawiać. Uwielbiała jego poczucie humoru, przepiękny uśmiech i cudowne zielone oczy. Chciała poznać go naprawdę. Chciała dowiedzieć się jaki jest na co dzień. Co lubi, co go denerwuje, czym się interesuje i choć wcale go nie znała i zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę może nigdy go nie spotkać, za każdym razem kiedy go widziała czuła się dziwnie, czuła się tak jak nastolatka, która po raz pierwszy w życiu się zakochała. Michael stał się jej obsesją.
       
Dwie godziny później koncert zbliżał się ku końcowi. Prowadzący po raz kolejny przypomniał o możliwości telefonicznego połączenia się i porozmawiania z braćmi na antenie programu. Ann znów spojrzała na wyświetlający się numer. To mogła być jej ostatnia szansa, by choć trochę zbliżyć się do spełnienia swego największego marzenia. Tym razem zdecydowanie sięgnęła po telefon. Nie myślała już o konsekwencjach, ale o tym że to jedyna okazja kiedy będzie mogła z nim porozmawiać. Ten jeden jedyny raz.
     
Czekała długo słysząc w słuchawce jedynie monotonny dźwięk połączenia. To sprawiło że zaraz pożałowała swojej decyzji. Kiedy już miała zrezygnować nagle ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę, a ona usłyszała przyjemny, kobiecy głos:
 
- Witamy w ABCMusic. Proszę podać imię i miejscowość. - Ann zaniemówiła. Czyżby się udało?
 
- Ja... - zająknęła się.

- Ja mam na imię Ann dzwonię z Sacramento w Kalifornii. - chwila ciszy.

- Witamy serdecznie. Cieszymy się że zdecydowała się pani do nas zadzwonić. Za chwilę zostanie Pani przekierowana na antenę. - kobieta rozłączyła się, a Ann usłyszała w słuchawce telefonu spokojną muzykę.
 
- Boże, - pomyślała. - Naprawdę się udało.

Na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, jednak w tej samej chwili uświadomiła sobie że w głowie ma kompletną pustkę. Z każdą kolejną minutą oczekiwania denerwowała się coraz bardziej, aż zaschło jej w gardle. Co właściwie miała mu powiedzieć? Nic nie przychodziło jej do głowy. Starała się z uwagą obserwować ekran swojego telewizora i jednocześnie próbowała wymyślić co powie kiedy wreszcie będzie mogła porozmawiać z Michaelem. Nagle w słuchawce swego telefonu usłyszała głos prowadzącego.
 
- A teraz łączymy się z Sacramento w Kalifornii. Witaj Ann.

Zszokowana na początku nie odpowiedziała. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
 
- Halo halo? Słyszymy się? Dobry wieczór Ann. - powtórzył czarnoskóry, postawny mężczyzna, trochę zdziwiony odpowiadającą mu ciszą.
 
- Dobry wieczór. - odparła wreszcie zbierając się w sobie, ale jej odpowiedź była ledwie słyszalna. Powitały ją jednak oklaski siedzącej na widowni publiczności.
 
- Jak mija wieczór? - usłyszała głos Bobby’ego, który uśmiechał się teraz do jednej z kamer. Jej zdenerwowanie, które przed chwilą sięgnęło niemal zenitu zaczęło powoli ustępować.

Odetchnęła głęboko i ściszyła telewizor, by ich rozmowa nie odbijała się echem w słuchawce.
 
- Bardzo dobrze, dziękuję. - odparła.

- Ten telefon był spontaniczną decyzją, nie myślałam, że w ogóle uda mi się z wami porozmawiać.
 
- Cieszymy się, że jednak się udało. - ciągnął najstarszy z braci. Jak zwykle był bardzo uprzejmy. Wymienili między sobą jeszcze kilka zdań, po czym z ust Roberta padło pytanie, na które czekała od początku ich rozmowy.
 
- W takim razie powiedz co mamy dla ciebie zaśpiewać?

Ann uśmiechnęła się do siebie. Nie musiała się długo zastanawiać, dokładnie wiedziała jaką piosenkę chce usłyszeć. Zebrała w sobie wszystkie pokłady odwagi i zwróciła się do stojącego za keyboardem mężczyzny w kapeluszu.

- Michael... - zaczęła nieśmiało. On słysząc swoje imię spojrzał nieco zaskoczony w stojącą przed nim kamerę i uśmiechnął się.
 
- Tak Ann? - odezwał się swym cudownie głębokim głosem, a kiedy wymówił jej imię poczuła gęsią skórkę.
 
- Wiesz, - ciągnęła.

- To zawsze ty byłeś moim ulubieńcem. - wyznała, zapominając zupełnie o tłumach przysłuchujących się ich rozmowie.

Bobby i Robert spojrzeli najpierw po sobie, a potem na Michaela. Wszyscy byli zdziwieni, że to właśnie w jego stronę popłynęło to wyznanie. Bracia uśmiechali się tylko czekając, jak dalej potoczy się ta rozmowa. Ann ciągnęła dalej.
 
- Uwielbiam twoje poczucie humoru, twój uśmiech i przede wszystkim twój głos, dlatego chciałabym żebyś zaśpiewał jedną ze swoich piosenek, moją ulubioną zresztą. - podała mu tytuł, a Michael kiwną głową w potwierdzeniu i choć nadal był trochę zaskoczony, dało się dostrzec zadowolenie na jego twarzy.
 
- Dziękuję bardzo Ann. Więc teraz specjalnie dla Ciebie. - po tych słowach sygnał w jej słuchawce urwał się, a ona natuchmiast chwyciła pilota i zwiększyła głośność w telewizorze. Z wielkim uśmiechem na twarzy rozsiadła się wygodnie na sofie, zamknęła oczy i wsłuchała się w cudowną balladę, którą śpiewał tylko dla niej. 

(nie) Spełnione MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz