Chapter 1

393 26 41
                                    

- Davidson.

Zapadła cisza. Powolnie podniosłem głowę z nad swojej ławki i spojrzałem na stojącą nade mną nauczycielkę.

- Davidson, nie ma spania w mojej klasie. Zrozumiano? - spytała, na co zirytowany skinąłem lekko głową. Przerzuciła swoimi włosami i odwróciła się tyłem, kierując się w stronę tablicy, i znów zaczynając tłumaczyć to badziewie, cokolwiek to jest.

Zawsze byłem doskonałym uczniem i synem. Wygrywałem konkursy, chodziłem na dodatkowe zajęcia, byłem pupilkiem wielu nauczycieli. Siedziałem nad nauką całymi dniami, podczas gdy moi rówieśnicy chodzili na imprezy, bawiąc się w najlepsze.

Ale miałem już tego dosyć.

Chciałem to zmienić, ale wiedziałem, że zawiódłbym rodziców. Tak już mnie wychowali. Chcieli, żebym był idealny. Ale nie jestem, i nigdy nie będę.

Dopiero teraz zaczęło to do mnie docierać. Cały czas chodzę zmęczony, co było do mnie niepodobne. A przynajmniej tego nie odczuwałem tak bardzo, jak byłem w podstawówce. Tam wszystko wydawało się być łatwiejsze.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka, dochodzącego z korytarza szkolnego. Podniosłem się leniwie z ławki, pakując swoje rzeczy i kierując się w stronę wyjścia.

- George.

Odwróciłem się do tyłu, w duchu modląc się, żeby to nie trwało długo. Nie lubiłem słuchać kazań, a ostatnio zdarzało mi się to coraz częściej.

- Wszystko w porządku? Ostatnio wydajesz się być taki... inny. 

Westchnąłem cicho, coraz bardziej zdenerwowany.

- Tak, wszystko w porządku, Pani Jackson. - powiedziałem, posyłając jej wymuszony uśmiech. - Jestem po prostu zmęczony.

Ona w odpowiedzi uniosła brwi. Pewnie mi nie wierzyła, chociaż mówiłem szczerze. No, prawie szczerze.

- W takim razie odpoczywaj. Nie chcę, żebyś się opuścił w moich lekcjach. Jesteś wzorem do naśladowania dla innych i oczekuję, że nadal nim będziesz.

Przegryzłem lekko wargę, ledwo powstrzymując się od wypowiedzenia kilku niemiłych słów. Chciała coś jeszcze dodać, ale naszą konwersację przerwał dzwonek. Całe szczęście.

- Idź już, spóźnisz się na lekcje. - powiedziała, posyłając mi ciepły uśmiech, który z trudem odwzajemniłem. Skinąłem głową i odwróciłem się w stronę wyjścia.

Korytarz był już prawie pusty, a przynajmniej nikogo nie widziałem w zasięgu swojego wzroku. Spojrzałem za okno. Liście spadały już z drzew. Jesień zawsze była dla mnie kolorową i piękną porą roku. Teraz jednak miałem wrażenie, że wszystko jest szare i ponure, jak gdyby pogoda jeszcze bardziej chciała mnie zdołować. Westchnąłem cicho i powolnym krokiem poszedłem przed siebie.

Nie miałem najmniejszej ochoty siedzieć na tych lekcjach. To był dla mnie taki słaby okres w życiu, że miałem dosłownie ochotę leżeć pod kocem cały dzień bez ruchu, i to powtarzać codziennie...

Nagle poczułem ciężar kogoś ciała na sobie. Odsunąłem się kawałek i spojrzałem do góry, bo ta osoba była zdecydowanie dużo wyższa ode mnie. Moje brązowe oczy spotkały się z jego niebieskimi.

- Przepraszam. - mruknąłem, próbując wyminąć grupkę osób, jednak zatrzymała mnie kogoś silna ręka na ramieniu.

- A ciebie czemu nie ma na lekcji? 

Odwróciłem się w stronę czwórki chłopaków. Byłem pewien, że byli starsi o jakiś rok. Wyglądali też na silniejszych, więc wolałem im nie podpaść.

Unalterable (DreamNotFound)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz