Chapter 4

225 23 9
                                    

- Jesteś takim idiotą!

- A ty jesteś kujonem! - zaśmiał się szyderczo.

Popchnąłem go lekko, uderzając dłońmi o jego klatkę piersiową.

- Spokojnie, Georgie, złość piękności szkodzi, a Ty nie powinieneś ryzykować.

Zarumieniłem się lekko na jego słowa.

- Jesteś niemożliwy, Clay.

On w odpowiedzi zaśmiał się cicho i spojrzał na widok przed nami. Robiło się już późno, a Słońce powoli zachodziło za horyzontem. Również przeniosłem tam wzrok, a po chwili spojrzałem na blondyna.

- Chyba będę musiał wracać. - stwierdziłem, patrząc na niego z nieukrywanym niezadowoleniem. 

- Tak szybko? - jęknął niezadowolony.

Zaśmiałem się cicho.

- Teoretycznie siedzimy tu od kilku dobrych godzin. - zauważyłem.

- Ale to i tak za krótko. Chciałbym móc spędzić z Tobą trochę więcej czasu. - powiedział powoli i spojrzał na mnie. Mimowolnie poczułem przyjemne ciepło na sercu po jego słowach.

- Spotkamy się jeszcze, obiecuję. Tylko muszę wymyśleć nowe wymówki dla rodziców.

On westchnął cicho ale pokiwał lekko głową. Wstał ze swojego miejsca i podał mi rękę. Chwyciłem ją, na co on pociągnął mnie do góry.

- W takim razie trzymam Cię za słowo. - powiedział i delikatnie się uśmiechnął, co odwzajemniłem. Staliśmy tak przez chwilę w ciszy, aż do momentu, gdy zdałem sobie sprawę, że ciągle trzymamy się za ręce. Trochę się zmieszałem i puściłem jego dłoń.

- Do zobaczenia! - pożegnałem się i skierowałem powolnym krokiem w kierunku swojego domu.

- Odprowadzić Cię? - spytał, gdy odchodziłem, na co wykrzyknąłem szybkie "Nie trzeba!".

Od czasu spotkania po mojej nieudanej próbie postawienia się nauczycielowi matematyki spotkaliśmy się już dwa razy, i to były dwa najbardziej udane spotkania, które kiedykolwiek przeżyłem.

Poznałem Clay'a trochę bliżej, i śmiało mogłem stwierdzić, że myliłem się co do niego. Wcale nie był dupkiem, miał naprawdę wielkie serce i był inny, niż wszyscy jego znajomi. Był od nich lepszy.

 Traktował mnie jak równego sobie, a nawet lepiej, bardzo się o mnie troszczył. Widziałem w nim cudownego przyjaciela, i miałem nadzieję, że on to samo widzi we mnie.

Z uśmiechem na twarzy skierowałem się w stronę mojego domu, gdzie czekali na mnie moi rodzice. Ostatnio nasz kontakt trochę się pogorszył. Wiedzieli o mojej sytuacji z ocenami i o relacjach z moimi nauczycielami, ale miałem w to szczerze wyjebane.

Na ten moment liczył się dla mnie tylko Clay.

Kurwa, chyba to nie jest normalne.

Na wejściu od razu zauważyłem swojego ojca. Cholera.

- Jak się bawiłeś? - spytał, widocznie poddenerwowany.

- Cudownie, dzięki, że pytasz. - powiedziałem ze sztucznym uśmiechem, zdejmując kurtkę.

On nadal obserwował każdy mój ruch, od czego robiło mi się niedobrze. Gdy chciałem iść do swojego pokoju, poczułem jego rękę na swoim ramieniu.

- Gdzie byłeś? - spytał spokojnym tonem głosu.

- Na zajęciach dodatkowych z matematyki. - powiedziałem, nie zastanawiając się nad tym za długo.

- Nie kłam. Pan Andrews dzwonił do mnie, i pytał się, czemu Cię nie było.

Zamurowało mnie, ale postanowiłem się nie łamać.

- Ale nie powiedziałem, z kim. - zauważyłem i wzruszyłem ramionami, a następnie bez słowa skierowałem się na górę.

Oczywiście Clay i matma to nie było najlepsze połączenie. Ale przecież nikt nie musiał wiedzieć.

Zamknąłem za sobą drzwi i położyłem się na łóżku. Wyciągnąłem telefon, a pierwsze, co zobaczyłem, to oczywiście SMS-y od blondyna.

Clay<3

Jesteś już w domu? Jak rodzice? 

George<3

Jestem :)

Jest w porządku, nie było tak źle, jak myślałem.

Chyba zaczynają się przyzwyczajać do mojej zmiany.

Clay<3

Twojej zmiany? LMAO

George<3

Uh, zamknij się.

Clay<3

No cóż w takim razie mam nadzieję, że się szybko zobaczymy?

George<3

Obiecałem Ci to, więc muszę dotrzymać słowa.

Clay<3

Zajebiście! W takim razie miłego wieczoru, Georgie <3

George<3

Jesteś taki głupi.

Czekałem kilka, może kilkanaście sekund na odpowiedź. W końcu spojrzałem na wyskakujący dymek w konwersacji.

Clay<3

Też Cię kocham.

Przewróciłem lekko oczami i odłożyłem telefon obok siebie. Spojrzałem na sufit. Moje myśli ciągle krążyły wokół blondyna z szmaragdowo-zielonymi oczami, wybitnie głupiego, ale też przystojnego, kochanego...

Nie, nie mogę. To wbrew moim zasadom. Moich rodziców...

Nie powinienem się z nim w ogóle zadawać. Na co ja się zgodziłem? I po co? Żeby naumyślnie zawieść rodziców? Nauczycieli? Nawet Karl'a?

Nie. Nie mogę z tego zrezygnować. Nie teraz, jak tak dobrze nam się układa.

A może powinienem?

Odrzuciłem od siebie te myśli. Po dłuższej chwili postanowiłem, że zejdę na dół. To była idealna pora na kolację, którą niestety musiałem zjeść z rodziną. Na ten moment to była ostatnia rzecz, której potrzebowałem, a tym bardziej chciałem.

Przemogłem się jednak, i wkrótce byłem już na dole, siedząc przy stole. Wszyscy we trójkę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwała moja mama.

- Jak Ci skarbie idzie w szkole? - spytała.

Wiedziałem, że ona doskonale wie, jak mi idzie.

- W porządku. - burknąłem, i kontynuowałem jedzenie.

- Twój nowy kolega Ci pomaga?

Zamarłem w miejscu. Skąd ona wie?

- Co masz na myśli? - spytałem, i uniosłem wzrok z nad talerza.

- Ostatnio przejeżdżałam obok szkoły, i widziałam, że z kimś rozmawiasz. Przyjaźnisz się z nim?

O kurwa.

- Przyjaźnię się tylko z Karl'em.

Oczywiście, że to nie była prawda.

Ona nadal wyglądała na nieprzekonaną, ale odpuściła.

- Jasne. - powiedziała tylko, cały czas na mnie patrząc. Spojrzałem na tatę, który patrzył w swój talerz i nie odezwał się ani słowem. Szybko dokończyłem swoją porcję, podziękowałem i skierowałem się na górę.

Cholera, oni wiedzą.

(810 słów!)






Unalterable (DreamNotFound)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz