Chapter 3

256 27 17
                                    

Kurwa.

Nie mogłem przestać myśleć o blondynie.

Clay, Clay, Clay...

Te słowa ciągle wirowały w mojej głowie, tworząc niekończące się myśli.

Najgorsze było to, że nie widziałem go od jakoś przeszło tygodnia. Może to i nawet lepiej.

- Davidson.

Odwróciłem głowę w stronę drzwi do klasy. Stał tam mój nauczyciel matematyki, pan Andrews. Miałem z nim dodatkowe korki. Nie dlatego, że byłem słaby. Po prostu moi rodzice zawsze chcieli, bym był idealny i wiedział więcej, niż inni. Ale to już wiecie.

Chociaż teraz opuściłem się nieco w nauce. Tak naprawdę chciałbym wyjść z tej szkoły i nigdy więcej tutaj nie wrócić. Zaszyć się w swoim pokoju i leżeć...

- George, słuchasz mnie?

Ponownie na niego spojrzałem.

- Tak, Panie Profesorze, dzień dobry. - powiedziałem nieco rozkojarzony, wymuszając lekki uśmiech, który on po chwili odwzajemnił.

Nauczyciel usiadł do biurka, wyciągając swoją teczkę, i zaczął szukać moich kart. Miał kilkoro uczniów, więc chwilę mu to zajęło.

- Dobrze, a więc powiesz mi, na czym skończyliśmy? - spytał, podnosząc wzrok i łącząc swoje dłonie tak, że jego palce układały się w trójkąt.

Zastanowiłem się przez chwilę nad odpowiedzią. Nie wiem jak, ale zapomniałem, co robiliśmy. On westchnął cicho, gdy zrozumiał, że nic ode mnie nie wyciągnie.

- No dobrze. Masz zadanie?

Pokiwałem twierdząco głową i dałem mu kartkę wypełnioną małymi cyferkami. Na sam widok robiło mi się niedobrze. On zaczął to powoli sprawdzać, co chwilę zatrzymując się dłużej nad jakimś przykładem. Gdy już skończył, uniósł na mnie wzrok.

- George, posłuchaj. - powiedział, wzdychając - Zawsze byłeś doskonałym uczniem, ale ostatnio trochę upadłeś, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

Poczułem lekkie zdenerwowanie, ale postanowiłem nie reagować.

- Jeśli chcesz, żeby Twoi rodzice byli dumni, i chcesz naprawdę coś osiągnąć w życiu, musisz się przyłożyć. A to... - zaczął i wskazał na moje zadanie - Nawet szkoda gadać. To naprawdę nie jest Twój poziom. To jest poziom... - szukał odpowiedniego stwierdzenia - Clay'a.

Jeszcze bardziej mnie to zdenerwowało. Po jego ostatnich słowach już nie wytrzymałem.

- No i może bardzo dobrze. - powiedziałem na tyle głośno, by mógł usłyszeć, nie kontrolując już swoich emocji - Clay ma przynajmniej dobrze w życiu, a ja muszę... - zacząłem, już prawie krzycząc - Odrabiać to gówno, żeby rodzice byli dumni. - dokończyłem i gwałtownie wstałem ze swojego miejsca. Chwyciłem swój plecak i natychmiast wyszedłem z klasy, nawet nie oglądając się za siebie. Ignorowałem wszelkie nawoływania i skierowałem się w stronę wyjścia ze szkoły.

Na moje nieszczęście zauważyłem niedaleko po mojej prawej stronie jego. Tak, dokładnie tego blondyna, o którym była mowa.

Stał i spokojnie palił sobie papierosa. Na szczęście był sam. Z każdym wielkim wdechem wydech był jeszcze potężniejszy, przez co wokół niego zbierała się ogromna chmura dymu. Udałem, że go nie zauważyłem, i skierowałem się w stronę chodnika, ale usłyszałem za sobą krzyk. Cholera.

- George!

Odwróciłem się w stronę zielonookiego. Podszedł do mnie trochę bliżej. Nadal wydawał się być zatroskany, tak jak ostatnim razem, ale najwidoczniej wiedział, by nie pytać mnie o nic.

- Chcesz? - spytał, podsuwając mi paczkę szlugów.

Pokręciłem przecząco głową.

- Dzięki, nie palę. - stwierdziłem, zaciskając szczękę. On natychmiast włożył paczkę z powrotem do kieszeni, na szczęście nie naciskając.

- Jest źle, prawda? - spytał i usiadł na schodkach. Po dłuższym zastanowieniu również to zrobiłem, usadawiając się obok niego.

Czułem na sobie dym papierosów, ale nie przejmowałem się tym szczególnie. Skinąłem głową i odwróciłem wzrok.

- U mnie też. - przyznał i spojrzał na mnie, a ja na niego - W sumie zawsze zastanawiałem się, jak to jest być takim uczniem jak ty. - powiedział powoli, marszcząc brwi, jakby nad tym myślał.

Zawahałem się nad odpowiedzią, lekko przegryzając z nerwów dolną wargę.

- Wiesz... - zacząłem i powoli kontynuowałem - Wszyscy myślą, że masz najlepsze życie, bo dobrze się uczysz. - powiedziałem - W końcu nauczyciele cię uwielbiają, rodzice są z ciebie dumni, osiągniesz tak dużo w życiu. - skrzywiłem się lekko na te słowa - Ale tak naprawdę czujesz się jak wrak siebie, jak najgorsza osoba, jaka może być. - podsumowałem i spuściłem wzrok. Kopnąłem jakiś pojedynczy, mały kamyk, który tam leżał. - Nie masz przyjaciół, a całe twoje życie powoli traci sens.

Blondyn z sekundy na sekundę coraz bardziej wyglądał na zmartwionego, i jednocześnie zdenerwowanego po moich słowach. Gdy skończyłem, wreszcie się odezwał.

- Świat jest kurewsko niesprawiedliwy. - przyznał, spoglądając na mnie - Każdy jest w jakiś sposób poszkodowany, nawet, jeśli na to nie zasłużył.

Spojrzałem w jego oczy i lekko skinąłem głową. Znowu złapaliśmy chwilowy kontakt wzrokowy. Sam nie wiedziałem, czemu mu się zwierzam. W końcu nie znamy się długo, i tak naprawdę nigdy nie gadaliśmy, oprócz tej bardzo krótkiej rozmowy w parku. Jednak czułem, że mogłem mu zaufać. A może to było coś innego, niż tylko zaufanie?

- Ja mam na odwrót. - kontynuował, gdy już po dłuższej chwili przerwaliśmy kontakt wzrokowy. Czułem się trochę zawstydzony przez sam fakt - Niby żyję najlepszym życiem, bo w końcu nikogo nie obchodzę. - powiedział, spoglądając w ziemię - Właśnie w tym czasem tkwi problem. Bo nie mam w nikim żadnego wsparcia, i to mnie w chuj przerasta.

Zmarszczyłem lekko brwi. Zrobiło mi się przykro po jego słowach. Może i moi rodzice byli nadopiekuńczy, ale przynajmniej w miarę wspierali mnie w moich decyzjach. Nie umiałem sobie wyobrazić, co musi czuć Clay.

- Clay. - powiedziałem powoli, trochę ciszej niż wcześniej. On spojrzał na mnie pytająco - Wiesz, nie znamy się długo... - zacząłem nerwowo - Ale możesz na mnie liczyć. - dokończyłem nieśmiało. Wiedziałem, że mogło to głupio zabrzmieć, więc bałem się reakcji blondyna.

On jednak tylko lekko się uśmiechnął i jednym, sprawnym ruchem zgasił papierosa.

- Dziękuję, Georgie. - powiedział, co trochę mnie zaskoczyło. Georgie? Jeszcze nikt tak nigdy na mnie nie mówił. Jednak w pewnym sensie podobało mi się to. Mimowolnie zarumieniłem się lekko na to przezwisko, na co Clay zachichotał. Jeszcze nie słyszałem jego śmiechu, ale był bardzo... uroczy.

- Jesteś głupi. - podsumowałem, nadal lekko zawstydzony, gdy oboje wstaliśmy ze schodów. On uniósł kącik ust do góry, na co przewróciłem oczami.

Clay rozejrzał się dookoła, po czym spojrzał na swój zegarek.

- Muszę lecieć. - stwierdził, gdy ponownie podniósł na mnie wzrok - Widzimy się jeszcze? - spytał, na co od razu pokiwałem głową.

- Jasne. - powiedziałem zadowolony, nieśmiało spoglądając na niego. Nadal przerażała mnie nasza różnica wzrostu. Było to bardzo dziwne uczucie, gdy nade mną górował.

- Do zobaczenia! - powiedział na odchodnym i mrugnął do mnie, na co ponownie lekko się zarumieniłem. "Co za debil" - pomyślałem, uśmiechając się lekko. Skierowałem się w swoją stronę, która była przeciwna do jego, nadal wspominając naszą rozmowę. Może on wcale nie jest taki zły?

(1042 słowa<3)

Unalterable (DreamNotFound)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz