Chapter 5

199 23 11
                                    

Od incydentu z moimi rodzicami minęło kilka dni. Od tego czasu nie widziałem się z Clay'em. Było to dla mnie co najmniej dziwne, bo w końcu ostatnio robiliśmy to dość często, jednak nie protestowałem. 

Podejrzewałem, że ma sporo na głowie. W końcu nauka, jego sprawy osobiste, dziewczyna...

Zaraz, co?

Chyba za bardzo się rozpędziłem.

Przecież Clay nie ma dziewczyny. Powiedział by mi o niej, skoro się... przyjaźnimy.

Co nie?

Nie wiem, czemu mnie to tak bardzo obchodziło. Czułem się cholernie zmęczony przez myśli krążące w mojej głowie. Jak gdyby tego było mało, było teraz potwornie dużo nauki, przez co często nie spałem, wkuwając po nocach. Jedyne, co poprawiało mi humor, to fakt, że dzisiaj był już piątek. A to oznaczało pełen odpoczynek, najlepiej bez udziału osób trzecich.

Martwiłem się o przyjaciela. Z każdym kolejnym dniem myślałem, czy go chociaż zobaczę w szkole. Może chciał urwać kontakt ze mną, ale jego widok na szkolnym korytarzu w zupełności by mi wystarczył. Przynajmniej byłbym pewien, że nic mu nie jest.

- George.

Wyrwany z zamyśleń odwróciłem głowę w stronę głosu.

- Co?

- Pytałem, czy nie chcesz wpaść na imprezę.

Wytrzeszczyłem oczy, patrząc na Karl'a.

- Czekaj, co?

On w odpowiedzi tylko ciężko westchnął.

- Nick organizuje imprezę. Będzie tam sporo ludzi, bo zaprosił prawie całą szkołę.

- I nas też zaprosili? - spytałem, przenosząc dłoń na kark.

- Oczywiście. - uśmiechnął się, a szczęśliwe ogniki błyskały w jego oczach. - To jak, idziesz?

- No nie wiem, czy to dobry pomysł. - przyznałem, kompletnie nie przekonany do tego.

To nie jest tak, że unikam wszelkich imprez. Ale pomyślałem o tym, że Clay wspominał o Nick'u...

- Nie odpływaj. - przyjaciel zaczął wymachiwać mi rękami przed twarzą, żeby wyrwać mnie z zamyślenia - No proszę, Gogy. Moglibyśmy się na chwilę oderwać od tego wszystkiego. - patrzył na mnie maślanym wzrokiem, na co przewróciłem oczami.

- Niech będzie. - powiedziałem powoli, na co usłyszałem tylko jego rozemocjonowany pisk. Delikatnie uśmiechnąłem się pod nosem - Podaj adres, i będę.

. . .

Stałem, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że zgodziłem się na ten durny pomysł. Przynajmniej nie wyglądałem najgorzej.

Miałem na sobie elegancki czarny sweter, pod który włożyłem biały kołnierz. Do tego czarne, obcisłe spodnie, które idealnie komponowały się z moimi czarnymi butami. Trochę ułożyłem włosy, jednak postawiłem na bardziej naturalny wygląd. Do tego nałożyłem mój typowy zegarek, który zawsze mam przy sobie.

Może trochę mnie poniosło. Ale tylko trochę. W końcu to impreza, na którą jest zaproszona cała masa ludzi. Musiałem się przecież prezentować jak człowiek.

Uśmiechnąłem się lekko do swojego odbicia i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się szybkim krokiem schodami na dół.

- Wybierasz się gdzieś?

Lekko podirytowany odwróciłem się w stronę głosu. Stał tam mój tata, oparty plecami o futrynę drzwi. Niedaleko niego stała moja mama, która od razu gdy usłyszała jego słowa, podniosła na mnie wzrok.

Unalterable (DreamNotFound)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz