𓆙𝐶ℎ𝑎𝑝𝑡𝑒𝑟 𝑇𝑀𝑒𝑛𝑡𝑊-𝐹𝑜𝑢𝑟𓆙

684 38 3
                                    

Maraton 3/4

Święta w Malfoy Manor były dość ciekawym czasem. Po całej rezydencji latały skrzaty, przygotowując dom na okres świąteczny. Choć wtedy nie były to tak entuzjastyczne święta.

Abraxas z Tomem weszli do rezydencji, świeżo odebrani z peronu 9 i 3/4. Skrzaty zabrały ich płaszcze oraz kufry, a oni mogli przywitać się mentalnie z domem. Zapach pierniczków, jabłek, cynamonu unosił się w powietrzu, a przyjemne ciepło roztapiało od środka.

- Muszę przyznać, że masz niezłe luksusy.

Oświadczył brunet, a blondyn parsknął śmiechem.

- Słabo to zauważam, ale dzięki, że tak uważasz. Czuj się jak u siebie.

Chłopcy weszli do salonu. Na czarnej sofie, przed kominkiem, siedzieli państwo Malfoy.

- Dobry wieczór matko, ojcze.

Przywitał się Abraxas, a małżeństwo spojrzało na syna z małymi uśmiechami. Lecz na kilometr było widać, że były wymuszone.

- Abraxasie, jestem uradowana widzieć ciebie po tak długiej rozłące.

Rzekła Cynthia.

- I widzę skorzystałeś z naszej propozycji.

Septimus wskazał głową na Toma.

- Dobry wieczór państwu. Tom Riddle.

Brunet podał dłoń panu Malfoy'owi, który bez zastanowienia ją przyjął i uścisnął. Pokrótce Riddle przeszedł do pani Malfoy i ucałował wierzch jej dłoni. Kobieta się uśmiechnęła i skinęła lekko głową.

- Miło ciebie poznać, Tom. Słyszeliśmy o tobie wiele dobrego. Między innymi, że jesteś jednym z najlepszych uczniów w szkole oraz masz tytuł prefekta. Gdyby Abraxas był taki...

- Mamo!

Jęknął pretensjonalnie blondyn, a rodzice się zaśmiali.

- Cieszę się, że były to dobre informacje, a nie złe. Mam nadzieję, że nie będę sprawiał kłopotu podczas okresu świąt.

- Daj spokój, Tom. Jesteś porządnym chłopcem, a poza tym, sami zaproponowaliśmy Abraxasowi, aby wziął ze sobą na święta dowolnego rówieśnika.

Mrugnął Septimus, a Riddle w odpowiedzi się uśmiechnął wdzięcznie. Po chwili małżeństwo spojrzało na siebie. Cynthia momentalnie posmutniała, a w jej oczach stanęły łzy. Usiadła na sofie, pozwalając spłynąć ciepłym kroplom po policzkach.

- Matko, co się stało?

Zapytał Abraxas, siadając obok mamy i obejmując ją ramieniem.

- Abraxas, wuj Leonardo nie żyje.

Wychlipiała kobieta, a chłopak zamarł. Od razu pomyślał o Selline;

Jak ona może się czuć?

Wiedział dokładnie, że mężczyzna był jedynym człowiekiem na tym świecie, który rozumiał życie dziewczyny. A odszedł.

Co teraz?

~•~

Tom siedział w czarnym fotelu, w swoim pokoju, rozmyślając o usłyszanych informacjach.

Czy to możliwe, że Rishe by przeżywała czyjąś śmierć?

Znał ją z tego, że była bezinteresowna w tematach śmierci. Czyjejś śmierci. Co innego, gdy zaczynało się temat słowami "gdy umrzesz..." lub "ciekawe, co nas czeka po śmierci...".
Może i Selline miała wtedy, jak zawsze, zimną, poważną, bezemocjonalną mimikę twarzy. Ale można było zauważyć, jak w jej oczach zabłysł ogień furii.

Wtedy Riddle pomyślał i o sobie. Miał zupełnie tak samo. Czyjaś śmierć go nie przytłaczała, przerażała, czy coś z tym związanego. Była to dla niego coś normalnego. Jakby ktoś powiedział "może dzisiaj będzie deszcz...". Ale poruszanie tematu typu "każdego kiedyś spotka koniec", doprowadzało go do niemałego zdenerwowania.

Po co umierać, skoro można przechytrzyć śmierć? Czarodziejski świat obdarowano tak niezwykłą rzeczą, jak Horkruks. Czemu by z tego nie skorzystać? Wystarczy wykonać wszytsko idealnie, a zostanie się nieśmiertelnym. Na co komu koniec, skoro może być wieczność. Czy to nie brzmi wspaniale?

Większość by, najpewniej, przeraziły przemyślenia Toma. Ale nie takich, jak Selline. Ona, najprawdopodobniej, potwierdziła by słowa bruneta, dodając swoje parę groszy. A wizja władzy nad światem stałaby się jeszcze piękniejsza.

Ale gdzie będzie Rishe?

Kiedyś Riddle odpowiedziałby bez zawahania zostanie zabita.

Lecz wtedy zaczął się poważnie zastanawiać nad pytaniem. Od tamtego pocałunku minął zaledwie dzień, a w jego głowie cały czas była czarnowłosa prefekt. Miał nieraz wyobrażenia z nią w roli głównej, ale po chwili się karcił za takie myśli.

Usłyszał pukanie.

- Proszę!

Do pokoju wszedł skrzat.

- Felek przekazuje nakaz zejścia do jadalni, na kolację.

Oświadczyło, lekko się jąkając, stworzenie, a ślizgon w odpowiedzi, skinął głową. Skrzat wyszedł, a brunet spojrzał na łóżko z zielonym baldachimem oraz czarną pościelą.

Wygląda... dobrze.

Tom, choć musiał utrzymać opanowanie, chciał wręcz skakać z szczęścia. Nigdy nie doświadczył takich luksusów. Samo łóżko w Hogwarcie było fantastyczne, a co dopiero ogromne łoże w dworze Malfoy'ów. I to w pokoju gościnnym. Brunet zazwyczaj myślał, że miejscem do spania dla gości była zwyczajna, rozkładana kanapa. Widocznie się mylił.

Ale, co tu się dziwić, skoro Malfoy'owie należeli do nienaruszalnej 28?

Ciekawe, jak mieszka Rishe...

𝑯𝒂𝒍𝒇-𝑩𝒍𝒐𝒐𝒅 - 𝑻𝒐𝒎 𝑎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝑹𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz