𓆙𝐶ℎ𝑎𝑝𝑡𝑒𝑟 𝑇ℎ𝑖𝑟𝑡𝑊-𝐞𝑖𝑔ℎ𝑡𓆙

673 29 3
                                    

Przez następne dwa tygodnie do Cermen Manor zjeżdżały się czystokrwiste małżeństwa z swoimi potomkami. Zdarzały się okazje, gdzie to Rishe musiały opuścić mury rezydencji i przemieszczać się po czarodziejskim świecie. 

Selline była co najmniej wycieńczona tym wszystkim, a jakiekolwiek pozytywne myśli oraz siły wyparowały z niej po trzech dniach takowej rutyny. Dzień w dzień widziała coraz to różniejszych wybranków. Znaleźli się tacy, którzy ukończyli etap nauki i mieli poważne prace. A byli i tacy, którzy dalej wiedli nastoletnie życie i albo byli inteligentni, albo nie wiedzieli jak korzystać z mózgu. 

Jedyne co poszerzyło się u czarnowłosej, to zdolności aktorskie. Gdyby nie wyćwiczony, sztuczny uśmiech i przesiąknięty pustymi słowami ton głosu, najpewniej jej osoba jak i ciotka zostałyby upokorzone, a ich dobra ocena spadłaby do okropnej. 

— Selline.

— Tak, ciociu?

— Przygotuj się. Jutro zjawią się Verity'owie z ich najstarszym synem.

— Najstarszym?

— Laurentem. Mają jeszcze dwóch synów, ale niestety nie dostosowanych wiekowo do ciebie.

— A ile lat ma Laurent?

— 18.

Czyli świeżo po ukończeniu szkoły? Ciekawe, ile z niej wyniósł...

Pomyślała, poruszając praktycznie niezauważalnie brwią. Przełknęła ostatni mały kawałek ryby, po czym odsunęła od siebie pustą porcelanę, wycierając kąciki ust chusteczką.

— Dziękuję.

Oświadczyła cicho, wstając i szybko idąc w stronę długiego, oświetlonego korytarza. Przeszła odpowiedni kawałek czarnego dywanu, wchodząc na pierwszy stopień schodów, a zaraz na drugi, trzeci i tak dalej. W międzyczasie zadawała sobie w myślach pytanie ile jeszcze to będzie trwało?

Poznała już tyle kandydatów, że połowy już nie pamiętała, co było naprawdę okropnym uczuciem. Doskonale była świadoma tego, iż Remilia spisywała listę z poznanymi młodzieńcami, pisząc obok swoją osobistą i niewiarygodnie szczerą opinię na każdego temat. Aż szkoda by było to wszystko wymieniać, bo każde nazwisko jedynie miało wyraźnie podkreślone słowo "czystokrwisty", a czytając dalszą notatkę Selline jedynie wnioskowała pewne przesłanie. Krótkie, zrozumiałe, ale niesamowicie popaprane. Kandydat najczęściej był dobry, kulturalny i wybijała od niego ta aura grzeczności. I na całe szczęście Remilia miała te przenikliwe oczy, które w ciągu jednej sekundy potrafiły prześwietlić duszę, niczym sprawny rentgen. Jakie to było szczęście, że te piwne tęczówki na wylot wyczuwały te gorzkie kłamstwo. Tą gorzką sztuczność. Tą ironię, którą dzieliły się te czystokrwiste rody, aby jedyne co zrobić, to wydać swoich potomków za porządnych ludzi. A patrząc na Selline Rishe szlacheckie, czarodziejskie rody wręcz pchały wciśniętych w gustowne garnitury synów, aby jedynie zrobić dobre wrażenie i pozbyć się owego problemu. Bo nie oszukując się, obowiązek ciągnięcia szali czystości krwi był dość trudny. Jedynym zadaniem, które miałoby pociągnąć nieskalane nazwisko w czarodziejskim świecie, było wydanie potomka za jakąś godną uwagi wybrankę. 

Jakaż to była kwintesencja słodkiego kłamstwa i śmiejącej się w twarz ironii, gdy Selline słyszała falę komplementów, bo czarodzieje myśleli, że była ona nieskazitelnie czystą czarownicą. Tymczasem ona dusiła się przerażającym śmiechem w głowie, wiedząc, że chcąc nie chcąc w jej żyłach płynęła ta jedna druga niemagicznej, skażonej, brudnej i niesamowicie odrażającej krwi mugolki, którą naiwnie pokochał jej stuknięty ojciec. Tak, ten fakt przeklinała codziennie cicho pod nosem tak soczyście, jak sam godny szewc. 

𝑯𝒂𝒍𝒇-𝑩𝒍𝒐𝒐𝒅 - 𝑻𝒐𝒎 𝑎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝑹𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz