Była przerażona i w tym samym momencie czuła się jak w kompletnym amoku. Co zrobić? Walczyć? Zdać się na niego? Z transu wyrwał ją piekący ból na policzku, który przeszył całą jej skórę. W następnej chwili już siedziała przy murze, wpatrując się w profesora jakby silnie walczącego z samym sobą. Chciała coś powiedzieć. Jakoś pomóc, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. W końcu nie musiała nic mówić. Nauczyciel po prostu wziął ją za rękę, tak jak ona wcześniej jego i przeprowadził ją przez bramę zamku najszybciej jak mógł. I w tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę z tego, że nie miała pojęcia gdzie się teraz udadzą. Gdzie ona chciała ich zabrać? Jaki miała plan? No właśnie.. żadnego. Wtem po kilku chwilach biegu, które w jej głowie trwały nieskończoność usłyszała zachrypnięty głos profesora. - Trzymaj się mocno. - Od razu wykonując polecenie złapała go obiema rękami. Nie wiedziała co to ma na celu, kiedy nagle.. Snape po prostu stanął na krawędzi zniszczonego doszczętnie mostu i.. skoczył. Czy on chciał zabić siebie i ją?! Wydała z siebie przeraźliwy krzyk. Aż w końcu poczuła unoszenie i nieprzyjemne uczucie w podbrzuszu. W jednej chwili wszystko zlało się w jedną czarną masę, a dziewczyna poczuła jedynie jak z chwili na chwile coraz mniej kontaktuje z rzeczywistością. Aż w końcu zapadła całkowita ciemność.---
Snape nie wiedział co się dzieje. Przecież powinien pilnować Hogwartu i być tam, a znowu uciekł. Jak tchórz. Na pewno go znajdą. To tylko kwestia godzin lub dni. Mocno trzymając dziewczynę teleportowali się przy jakiejś starej chatce. Nie wiedział co to za miejsce. Spoglądał dookoła. Byli w środku gęstego lasu. A niedaleko prawdopodobnie płynął jakiś strumyk. Tak można było wnioskować po cichym, ale jednak słyszalnym nurcie wody. Uświadomił sobie, że nadal trzymał w swoich rękach dziewczynę. Chciał ją puścić, lecz dziewczyna nawet nie odpowiadała. Wziął ją na ręce i wszedł do pierwszego z pomieszczeń. Był to mały, skromny salon z kominkiem i małym telewizorem. Mugole?! Dlaczego właśnie tu się przenieśli... Ułożył dziewczynę na dużej kanapie, okrywając jakimś kocem. - Merlinie...- usiadł w fotelu i jednym machnięciem różdżki rozpalił w kominku. Wziął jakąś książkę z półki i zatracił się w niej. Nie była zbytnio ciekawa, bo Snape zasnął z nią po paru minutach.
---
Hermiona leżała tam jeszcze dobre parę godzin. Kilka razy przebudziła się, ale po tym od razu zasypiała skuszona ciepłem koca i kominka. Było jej... dobrze. Od wielu miesięcy w końcu czuła, że może czuć spokój. Ale chwila.. coś nie pasowało.. „WOJNA" „SNAPE" „FENRIR" „HOGWART" Z tymi myślami przewijającym się chaotycznie przez jej umysł, nagle poderwała się z kanapy od razu wstając. Niestety nie uwzględniła silnej przeszkody jaką był koc, w który zaplątała się i runęła prosto na ziemię. Momentalnie usłyszała ciche parsknięcie i spojrzała w stronę źródła odgłosu. Oto Severus Snape siedział w fotelu patrząc się nią z pomieszaniem rozbawienia i zażenowania wymalowanymi na twarzy. Nie musiała długo się zastanawiać, bo chwile później już była tuż przy fotelu, w którym siedział mężczyzna i nie wiele myśląc zaczęła zalewać go lawiną pytań. - Gdzie jesteśmy? Gdzie reszta? Co z Hogwartem? Czy Voldemort wciąż panuje? CO SIĘ STAŁO??!
---
Uniósł głowę patrząc jej prosto w oczy. Nie wiedział czy to szok pourazowy czy po prostu zwariowała. Zmarszczył czoło i krzyknął - USIĄDŹ GDZIE SIEDZIAŁAŚ I NIE DRŻYJ MI SIE DO UCHA! - Spojrzał na kanapę, a potem z powrotem na nią dając jej znak żeby w końcu usiadła. Przetarł oczy i wziął szklankę do dłoni na pół napełnioną bursztynową cieczą. Spojrzał na nią biorąc łyk, po chwili mówiąc:
- Jak już Ci wiadomo co dzieje się w Hogwarcie to już jest 50% odpowiedzi na twoje pytania. Natomiast gdzie jesteśmy.... To bardzo dobre pytanie... Sam nie wiem (uśmiechał się głupio) a co do Voldemorta to, tak... - odłożył szklankę kierując się w stronę łazienki. Zatrzymując się jeszcze przed drzwiami dodał:
- Na stole w kuchni masz herbatę.
I zatrzasnął drzwi za sobą.---
Wpatrywała się w plecy mężczyzny, znikające za drzwiami z wyrazem twarzy mówiącym tylko jedno: „na co ja się porwałam żeby z nim iść". Stała przez chwilę w miejscu, trzymając się za głowę w otępieniu, po czym stwierdziła, że napój bogów jakim jest herbata nie może się przecież tak po prostu zmarnować. Poszła więc do kuchni, od razu podchodząc do stolika, na którym stał kubek i usiadła na stojącym obok, lekko wysłużonym już krześle. Pociągnęła łyk. Wywar lekko wystygł, ale czy można narzekać na takie drobnostki podczas gdy gdzieś, nie wiadomo gdzie, ludzie - a z pewnością Mugole - walczą o życie? Pomyślała o rodzicach.. co prawda siedzą gdzieś na drugim końcu świata, bez świadomości że posiadają córkę - a już szczególnie córkę czarodziejkę - jednak czy oznacza to że są bezpieczni? Może w tym momencie są otaczani przez Śmierciożerców podczas gdy ona spokojnie popija herbatę siedząc nie wiadomo gdzie z przerośniętym nietoperzem?! Profesor wciąż nie wychodził z łazienki.W jej głowie panował coraz to większy chaos. W oczach pojawiły się łzy. Serce biło coraz mocniej a panika przybierała na sile. Zaczęło kręcić jej się w głowie, czuła jak krew odpływa jej od mózgu. W następnej chwili straciła już kontakt z rzeczywistością, upuściła kubek, który o dziwo się nie roztłukł i znalazła się na podłodze - skulona w kłębek i nie wiedząca co się dzieje, jak zagubione dziecko.