~4

60 9 0
                                    




Spojrzał na nią i było mu jej żal. Mógł powiedzieć, że wiedział przez co przechodzi. On przeszedł przecież dokładnie przez to samo. Musiał jednak spowodować, żeby dziewczyna nie traciła wiary, ponieważ to jeszcze bardziej wyniszczy ją psychicznie powodując jeszcze większa pustkę.

*Czy Pan się czymś martwi? * Usłyszał jakby przez mgłę, ale był na tyle świadomy, żeby odpowiedzieć.

-Czy się martwię... Jestem człowiekiem więc to normalna rzecz, żeby się martwić.

/Spojrzał na dziewczynę / Jednakże nie mogę tracić wiary w to, że kiedyś może wszystko się zmieni. - Widział jej niepewność. Czuł dokładnie to samo, lecz nie wiedział jak się zachować. Usłyszał coś w oddali i od razu wstał na proste nogi. Nie widział niczego, ale mógł odczuć ,że nie są sami. Zszedł z kamienia chwytając dziewczynę za rękę. Nie puszczał jej. Rozglądając się na boki szedł z nią w stronę domu.

---

Jego słowa podniosły ją na duchu. Była mu wdzięczna, że choć czasem w trudnych dla niej chwilach potrafił powstrzymać się od swojego wrodzonego sarkazmu. Nie żeby go nie lubiła. Po prostu w pewnych chwilach był on naprawdę zbędny. Po szybkiej reakcji mężczyzny od razu zrozumiała, że coś jest nie tak. Póki się obejrzała, była prowadzona przez mężczyznę w stronę domku. Starała się za wszelką cenę zachować trzeźwość umysłu, co nie było łatwe przez natłok myśli, jeszcze chwile temu lawirujący po jej głowie. Nagle usłyszała szelest liści kilka metrów od nich. W napływie emocji od razu sięgnęła po różdżkę, wycelowała i rzuciła 'Drętwota' W zaroślach usłyszała jedynie tupot oddalających się kończyn. Usłyszała ciche prychnięcie tuż obok. *To tylko jakieś zwierzę *pomyślała- *Chyba naprawdę dostaję paranoi* Po chwili znajdowali się już w domku. Pozornie bezpieczni choć zachowanie profesora wciąż ją niepokoiło...

---


Weszli do domku a ten od razu zamknął drzwi na klucz. Podszedł do niej i chwycił ją za ramiona - Zdajesz sobie sprawę co mogłaś wywołać, gdyby ktoś naprawdę znajdował się w tych krzakach?! - puścił ją i usiadł w fotelu. Głowa mu pękała. Widziała że on sam zaczyna wariować. Przywołał z kuchni butelkę taniej whisky (tylko taka była na stanie) i nalał do połowy szklanki. Ocierając oczy nagle poczuł silny ból głowy. Chwycił się za nią lekko pochylając się w przód. Chciał zakryć swoją twarz przed dziewczyną, żeby ta nie widziała jego bólu. Chciał coś powiedzieć lecz nie mógł *wiem gdzie jesteś. Nie ukryjesz się tak łatwo. Wiem z kim jesteś * te słowa powtarzały się w jego głowie stopniowo mieszając się ze sobą. Gdy przestały powoli wyprostował się w fotelu zamykając oczy, ciężko oddychając.

---

Nie byłby sobą gdyby się na nią nie wydarł. Nawet jeśli chciała dobrze. No cóż czego można się było spodziewać po Severusie Snape'ie. Popatrzyła na niego. Wyglądał.. słabo. Przesadą nie było by stwierdzenie, że nawet bardzo słabo. Wydawał się wykończony, czemu wcale się nie dziwiła. Całe życie w stresie nikomu nie służy najlepiej. Poszła więc do kuchni i szybko zapatrzyła herbaty. Ten napój zawsze w pewnym stopniu zaspokajał jej zmartwienia. Nie żeby sądziła, że jemu w jakikolwiek sposób pomoże aczkolwiek uznała to po prostu za swego rodzaju „miły gest". Wróciła do salonu niosąc dwa kubki wrzątku jeden stawiając na stoliku przed fotelem, drugi zabierając ze sobą na kanapę. Nie wiedziała czy profesor śpi czy może jedynie udaje. Po krótkiej chwili przyglądania się jego nie wyrażającej niczego twarzy, rzekła: - Profesorze.. czy wszystko.. - urwała. Głupie pytanie. Nic nie było w porządku. - Zrobiłam herbatę, czy potrzebuje pan czegoś? Coś przeciwbólowego?

---

Nie otwierał oczu. Po prostu siedział w tej pozycji. Jego oddech był nierównomierny, ale to przez stres jakiego musiał doświadczać. Próbował się uspokoić. - Nie, niczego nie potrzebuje. Ale proszę cię też na przyszłość. Upewnij się zanim będziesz używać JAKIEGOKOLWIEK zaklęcia, dobrze? - miał lekko otwarte oczy, spoglądając na dziewczynę. - Na górze prawdopodobnie jest sypialnia. Zajmij tamten pokój. Jakby coś, ja jestem tutaj w salonie cały czas. - Spojrzał na kubek herbaty, lecz nie tknął go. Spoglądał w stronę paleniska. Mógł ją totalnie zlać i sam pójść na górę, a jednak chciał dla niej jak najlepiej. Nie wiedział, co tak naprawdę nim kieruję. Tłumaczył to tym ze stracił już resztki swojej godności przez to co czarny pan robi w jego umyśle.

---

Przyglądała mu się jeszcze przez bliżej nieokreślony czas. Jego zachowania były tak zmienne, że naprawdę nie wiedziała kiedy spodziewać się zdrowego ochrzanu, a kiedy poklepania po główce. Było w tym coś dziwnego, ale stwierdziła, że nie będzie tego rozszczepiać na atomy. - Ja.. dobrze, to nie zawracam już panu głowy. Dziękuję - i pomaszerowała do sypialni na górze. Pokój był dość obskurny w porównaniu do salonu, ale nie przeszkodziło jej to w rzuceniu się na zakurzone łóżko. Było tam ciemno. Żadne światło nie oświetlało pokoju ale uznała to za dogodny klimat do przemyślenia sobie wszystkiego. Jej przyjaciele... zapewne wciąż są w Hogwarcie pod rządami Voldemorta. A ona? Ona leżała sobie właśnie w łóżku nie bojąc się, że zaraz ktoś przypuści atak. Co nią kierowało żeby ich zostawić. Strach? Przeczucie że i tak nie mają szans wygrać? Z resztą.. co za różnica. Uciekła jak zwykły tchórz. A podobno jest tak odważną gryfonką. Właśnie udowodniła wszystkim, ale i samej sobie że nie jest godna...Tego miana. *Musze tam wrócić i dowieść, że nie jestem słaba. Że nie mam za nic życia własnych przyjaciół.* pomyślała. Nie wiedziała jak chce to osiągnąć. W głównej mierze nie wiedziała nawet co chce osiągnąć, a już szczególnie w pojedynkę naprzeciw największemu czarnoksiężnikowi na świecie. Zaczęła bolec ją głowa. Złapała się za nią i zaczęła tępo wpatrywać się w ciemna otchłań pokoju. Nie myśląc już o niczym pozwoliła umysłowi na kompletną regenerację i wyciszenie, po czym po prostu udała się do krainy bardzo niespokojnych snów.

Ku SobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz