Rozdział 4: ✨Nocny Spacerek ✨

411 16 6
                                    

Pov Leon:
Nadal żyję tym koszmarem sprzed 2 dni
Jednak myśl o sandy podnosi mnie na duchu i to wysoko. Nie mogłem zasnąć myśląc że on nie zna mojego imienia. Muszę mu się natychmiast przestawić! Noc była spokojna i gwieździsta. Cała miejscowość spała. A ja bym z chęcią wybrał się na spacer bo i tak nie mogłem zasnąć... Trochę się bałem tej okolicy, ale ciekawość brała górę. Odnalazłem kluczę, ubrałem się i wyszedłem na dwór. Noc była spokojna. Od czasu było słychać krzyki ludzi oraz spacerujących turystów. Nadal się wahałem czy otworzyć furtkę gdy nagle ktoś położył dłoń na mojej i otworzył klamkę.
S-sandy?! - Zdziwiłem się.
- Skąd znasz moje imię? - Spytał się.
- No znam - Odpowiedziałem.
- A ty jak się nazywasz? - Zapytał się sandy.
- Leon - Odpowiedziałem.
Ładne imię - Odpowiedział Sandy.
- Twoje ładniejsze - Rzekłem.
Oboje się zaczerwieniliśmy.
- Co cię tu sprowadza o tej porze?
- Zamieszkuje tu i nie mogłem zasnąć - Powiedział.
- Mieszkamy w tym samym budynku! A myślałem że cię stracę - rzekłem.
- J-ja też.
- Chcesz się ze mną przejść? - Zapytał Sandy.
- Oczywiście!
Wyruszyliśmy przed siebie. Na naszej drodze stało rozwidlenie, które prowadziło albo w lewo, prawo lub prosto.
- Jestem tu pierwszy raz - Powiedział chłopiec.
- Ja też - Odpowiedziałem.
- Wybierzmy się na plażę! - Powiedział Sandy.
- Jeszcze nigdy nie byłem na plaży w nocy - Dopowiedział.
On prowadził ja szedłem za nim. Wszystko było pozamykane, a na naszej drodze nie było żadnej żywej istoty.
Zapadła cisza. Było tylko słychać głośną muzykę grającą gdzieś w mieście. Po drodze rozmawialiśmy ze sobą i poznaliśmy się lepiej. Gdy dotarliśmy na miejsce, pierwsze co to wspięliśmy się na punkt widokowy. Oparliśmy się o metalowe poręcze i podziwialiśmy widoki. Morze się uspokoiło. Już nie było takich fal jak za dnia.
- Spójrz ile gwiazd na niebie - rzekł Sandy
Miał rację. Gwiazdy układały się w różne figury. Od razu poznałem że Sandy interesuje się astronomią.
- Pięknie dzisiaj jest. Nie chciałbym wracać do domu gdy jestem tu z tobą. - Powiedziałem.
Sandy się zarumienił, w sumie ja też czułem rumieńce od początku spaceru
D-dzięki - Odpowiedział.
- Widzisz to drzewo? - Zaśmiałem się.
- Jestem ci winien za tą sytuację ze wczoraj - Powiedział Sandy.
- Już mi dużo wynagrodziłeś - Odpowiedziałem
- Niby co? - Posmutniał Sandy.
- Tym, że jesteś - Odpowiedziałem.
Przestań - Zaśmiał się Sandy z jeszcze większymi rumieńcami.
Chodź - Powiedział Sandy i pociągnął mnie za rękę.
Zaprowadził mnie na dół na plażę i usiedliśmy w piasku.
- Najlepsze wakację w moim życiu - Powiedział.
- Tak? - Zapytałem się.
- No, tylko ja, ty i plaża... - Po czym przytulił mnie mocno i nie chciał puścić.
Przytuliłem się także.
Zamknęliśmy oczy i wsłuchiwaliśmy się w dźwięk szumu morza. Pilnowaliśmy, aby nie zasnąć, jednak się nie udało. Obudziły nas jakieś dziewczyny swoimi komentarzami
- Awww spójrz jakie słodziaki. Powiedziała jedna, po czym poczułem flesz z aparatu na oczach.
Sandy niechętnie się ode mnie odkleił i wstał.
- C-czy my zasnęliśmy?! - Powiedział przestraszony.
- Tak ale nic się nie stało.
- Która to godzina?! - Dalej mówił przestraszonym tonem.
- 4:58 - Odpowiedziałem.
- Zdążymy. Spójrz na morze.
Naszym oczom ukazał się piękny wschód słońca który dopiero się zaczynał. W końcu dopiero się budziło. Wokół niego robiło się jasno i coraz jaśniej. Sandy był zauroczony, ja też. Spojrzeliśmy na siebie.
- Przyjaciele? - Zapytał.
- Przyjaciele! Odpowiedziałem
Po czym objął mnie w ramiona.
Usiedliśmy znów na ziemi.
- Mam nadzieję że tym wieczorem odwdzięczyłem ci się leon. - Rzekł Sandy.
Nie trzeba było - Powiedziałem.
- Ale był to najlepszy wieczór w moim życiu bo w końcu nie spędziłem go sam. -  Westchnąłem.
- Lubię cię - Powiedział nieśmiało chłopak.
- Ja ciebie też. - Odrzekłem.
- Wracajmy już zanim rodzice się skapną. Był to zaszczyt oglądać wschód słońca z tobą. - Podziękował
- Dzięki, może kiedyś wybierzemy się na zachód słońca? - Zaproponowałem.
Z chęcią, będę czekał. - Powiedział fioletowłosy.
Gdy wracaliśmy już ruch zaczął się rozkręcać. Ludzie spacerowali, samochody trąbiły. Jednak wszystko było jeszcze zamknięte. Odprowadziłem go do drzwi
- To ty mieszkasz obok mnie! - Rzekłem.
-Serio?! To fajnie! - Szepnął.
- Puknij w ścianę zaraz zobaczymy. - Powiedziałem.
Gdy wróciłem do domu wszyscy jeszcze spali. Przebrałem się w piżamy, schowałem ciuchy aby nikt nie podejrzewał i położyłem się do Mojego łóżka. Nagle usłyszałem puknięcie w ścianie. Wiem, że to był Sandy więc odwzajemniłem puknięcie. Gdybym znał kod morsa... Już mi się nie chciało spać po wycieczce na plażę. Może dziwnie to zabrzmi, ale przespałem się już z Sandym... Wiem, że każde dziecko by chciało spać na piasku, być przytulanym przez przyjaciela, oraz oglądać razem wschód słońca 🥴. Kurczę! Zapomniałem wsiąść od niego numeru telefonu.
- Może znajdę go na portach społecznościowych? - Pomyślałem.
Wyszukałem wszędzie "Sandy" jednak nic nie znalazłem. Wygląda na to że numer jego telefonu będę musiał od niego wyciągnąć późnej...

Rozdział 5 niedługo!
764 słów. Myślę że 700 słów to będzie średnia moich rozdziałów.

KSIĘGA 1 Wakacje - Leon x Sandy (fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz