Rozdział 9: ✨Noc filtrów✨

304 12 3
                                    

Pov Leon:

Nagle Sandy'emu poleciała łza. Otarłem ją.
- Co się dzieję? - Troskliwie zapytałem Sandy'ego.
- J-ja o nie już się robi ciemno trzeba uciekać do domu! - Powiedział Sandy.
Sandy nagle wstał, po czym chciał uciec.
Złapałem go za rękę. Sandy na mnie spojrzał zakłopotany.
Uśmiechnąłem się troskliwie.
- Przepraszam. - Wyjąknął Sandy po czym wtulił się w moją bluzę.
- Spokojnie Sandy możesz mi wszystko wyjaśnić. - Uspokoiłem go.
Złapałem go za twarz i przysunąłem ją do siebie.
- Spójrz mi w oczy, co widzisz? - Uśmiechnąłem się.
- Gwiazdy... - Powiedział Sandy. Zawstydził się.
Nad naszymi głowami rzeczywiście wisiały gwiazdy. Było już późno. W mgnieniu oka zostaliśmy sami na plaży.
- Wytłumacz mi Sandy, co się z tobą dzieję? Bardzo się martwię.
- No bo jutro wracam do domu. Nie wiem czy się spotkamy jeszcze. - Powiedział smutny Sandy.
- Spotkamy się napewno. - Zaspokoiłem królewicza.
- Już przestań, złość piękności szkodzi.
- Leon muszę to zrobić.
- Co takiego? - Zapytałem się.
Sandy zamknął oczy i złapał mnie za ręce. Wpadłem w miłosną pułapkę. Podobało mi się to. Sandy zaczął przybliżać swe usta do mych.
- Skoro tak mu się humor poprawi, nie ma sprawy. - Pomyślałem.
Dzielił nas dosłowny milimetr od naszych twarz.
- AHA! Tu jesteście! - Usłyszeliśmy krzyk.
Prędko odskoczyliśmy od siebie.
Byli to naszi rodzice... Wyglądali na bardzo zestresowanych.
- Gdzie wy się szwędacie o tej porze?! Mieliście wrócić do domu przed zachodem słońca. A co jakby ktoś was porwał?! - Rzekła zaniepokojona mama.
- M-my tylko chcieliśmy...
- Nie obchodzi mnie co chcieliście! - Rodzice przerwali mi głos.
- Wracać do domu, natychmiast!.
Szliśmy z przodu.
- Przepraszam za moich rodziców. - Rzekł widocznie wkurzony Sandy.
- Nic się nie stało. To ja przepraszam za swoich. - Zaśmialiśmy się.
Miało dojść do pocałunku gdyby nie wredni rodzice. Nie chciałem nic mówić ani denerwować Sandy'ego teraz. W końcu rodzice mieli nas na oku. Gdy dotarliśmy do bloku, rozdzieliliśmy się. Wciągnięto mnie do mojego pokoju a Sandy'ego do swojego.
Rodzice próbowali nam wmawiać, jak niebezpiecznie jest na dworze podczas nocy i tak dalej.
Pisałem z Sandym na telefonie. Mieliśmy się spotkać w nocy i wszystko sobie wyjaśnić. Rodzice robili dzisiaj grilla pod naszą nieobecność. Mieli nadzieję że przyjdziemy na poczęstunek. Jednak my chcieliśmy się zająć sobą.
Zrobiło się ciemno. Na dworze słychać było odgłosy wybudzonych świerszczy. Dwór był zapełniony latającymi świetlikami. Morze szumiało coraz głośniej a na ulicy nie było żadnej żywej duszy. Tak wyglądała okolica o 23:00. Moi rodzice szykowali się do spania. Nita kończyła oglądać swoją wieczorynkę w telewizji. Gdy przebrałem się w piżamy, położyłem się do łóżka. Czułem obecność Sandy'ego zaraz za ścianą więc w spokoju zasnąłem. Gdy się obudziłem noc była jeszcze młoda. Wszyscy spali oprócz mnie. Wyszedłem na korytarz. Zastałem siedzącego Sandy'ego na krześle.
- No cześć. - Powiedział tak filtrująco.
- H-hej. - Wystraszyłem się go.
Wyszliśmy razem na dwór. Położyliśmy się na trawię. Zastała chwilowa cisza między nami.
Nagle Sandy ją przerwał nieśmiało:
- Strasznie smutny to widok gdy widzisz w swoim pokoju zapakowane walizki gotowe do wyjazdu. - Powiedział Sandy.
- Wiem coś o tym, w moim życiu przeprowadzałem się aż 2 razy.
- To dużo. Dlaczego tak?
- Moi rodzice lubią podróżować. Ciągle szukają idealnej miejscówki do stałego zamieszkania. - Wyjaśniłem.
- Poleć im moją miejscowość. Może kiedyś będziemy chodzić do jednej szkoły! - Rzekł Sandy.
- No na początku musiało by się coś stać z moją szkołą. Na przykład jakimś cudem musiałaby by się spalić aby namówić moich rodziców do przeprowadzki. - Zaśmiałem się.
- Widzisz te gwiazdy? - Zapytał się Sandy.
- Przypominają one różne kształty.
- No na przykład te, przypominają ciebie. - Rzekłem.
Sandy się zarumienił. Znów zapadła cisza między nami. Sandy przysiadł bliżej mnie po czym mnie objął.
- Trzeba spędzić te ostatnie chwilę razem. - Powiedział fioletowłosy.
Zacząłem grzebać w kieszeniach. Wyjąłem karteczkę, złapałem Sandy'ego za dłonie, otworzyłem je, wsunąłem karteczkę i je zamknąłem.
- Odczytaj ją, gdy będziesz wracać samochodem do swego domu. To bardzo pilne, obiecujesz?
Sandy nie wiedział co powiedzieć.
- J-ja oczywiście. - Uśmiechnął się.
Schował karteczkę do kieszeni i spojrzał na mnie. W jego oczach odbijały się miliony gwiazd.
- Wiesz, w twoich oczach wszystko można zobaczyć. Masz takie głębokie, tajemnicze oczy że.... - Sandy przyłożył mi palec na usta przerywając.
- Ciii, chyba coś słyszę. - Sandy wstał cały czerwony.
- Ktoś tu się kręci. - Powiedziałem. Zapadła znów głucha cisza. Nagle kosze na śmieci drgnęły. Ktoś między nimi przebiegł. Czuliśmy się obserwowani. W rogu ogrodzenia zobaczyliśmy czyjąś sylwetkę. Nagle to coś na mnie skoczyło.
- Mam was! - krzyknęła postać.
Była to Nita.
- Wystraszyłaś mnie! - Krzyknąłem.
Zanieśliśmy Nitę do łóżka.
Staliśmy na klatce schodowej z Sandym.
- No to do jutra? - Zapytał się Sandy.
- Oczywiście.
Pocałowałem Sandy'ego w czoło. Ugh co jest ze mną nie tak! O dziwo Sandy odwzajemnił pocałunek całując mnie w poliko.
Rozdział 10 niedługo ❤️
750 słów.

KSIĘGA 1 Wakacje - Leon x Sandy (fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz