[2]

916 54 7
                                    


Corvetta zaparkowała tuż pod szpitalem. Halsey chciała wysiąść z samochodu, jednak drzwi pozostały zamknięte.

-Poczekaj chwilę-Odezwał się cicho mężczyzna wyłączając silnik auta. Dziewczyna popatrzyła na niego, chciała coś powiedzieć, otworzyła usta, jednak nie odezwała się- Mogę cię o coś prosić?

-Um... Tak?-Odpowiedziała. Montanha spojrzał na nią, z pustką w oczach.  Do Gregorego dopiero po jakimś czasie dotarło, co tak naprawdę stracił.

-Nie kontaktuj się z nikim, puki do ciebie nie zadzwonię-Powiedział cicho, podając jej telefon. Chroniło go fiołkowe etui, do którego był przyczepiony mały, pomarańczowy, świecący brelok.

-Kogo to telefon?-Zapytała, bawiąc się świecącym, podłużnym breloczkiem.

-Twój-Westchnął brunet-Znaczy, kiedyś był. Znalazłem go przy tobie gdy...-Nie dokończył, ponieważ jego radio zagłuszyło jakiekolwiek dźwięki.

-01 do wszystkich-Rozbrzmiał głos mężczyzny, którego Halsey spotkała wcześniej-10-78, mamy tu pościg, Rockford Hills.

-03 status pierwszy-Odpowiedział Gregory, chwytając za radio-Reaguje-Silnik Corvett'y ponownie zabrzmiał, skupiając na sobie wzrok wszystkich dookoła-Powiedz, że jesteś Montanha,  będą wiedzieć co robić.

-Tak zrobię-Powiedziała dziewczyna, uśmiechając się. Drzwi samochodu odblokowały się. Halsey wysiadła z auta, jednak nie zdążyła odejść.

-Hey!-Zawołał ją 03- Mogę cię o coś prosić?-Spytał, pochylając się w jej stronę. Na to brunetka kiwnęła głową- Postaraj się z nikim nie rozmawiać, po za medykami. Unikaj kontaktu wzrokowego i cielesnego. Nikt nie może cię nawet musnąć w przejściu-Tłumaczył poważnym głosem.

-Postaram się-Odpowiedziała zdziwiona. Chwilę później corvett'y już nie było, jedyne co po niej pozostało, to dźwięk pisku opon dzwoniący w bębenkach usznych. Halsey bez chwili czekania weszła do środka szpitala.  

Czując charakterystyczny dla tego miejsca zapach skrzywiła się. Pewien blondyn spojrzał się na nią wystraszony.  Dziewczyna zignorowała ten fakt i ruszyła przed siebie. Zauważywszy to, mężczyzna szybkim krokiem podszedł do niej.

-W czymś pomóc?-Spytał, pojawiając się na jej drodze do drzwi.

-Jestem Montanha-Powiedziała niepewnie. Miała wrażenie, że to zdanie było tak wyciągnięte z kontekstu, że spaliła się ze wstydu. "Jestem Montanha"? 

-Rozumiem, zapraszam-Powiedział, odsuwając się w bok-Zapraszam za mną-Halsey zdziwiła się. Jej brat jest aż tak wpływową osobą w mieście? 

Dwójka szła powoli korytarzami przed siebie. W pewnym momencie drzwi przed nimi otworzyły się.  Z pomieszczenia po prawej stronie wszedł mężczyzna, nietypowej urody. Jego karnacja miała rzadki, na ten rejon ameryki kolor. Jego włosy były w miarę długie i ciemne, a zakola aż same prosiły się o uwagę.  

Halsey nieświadomie, ale jednak nie wysłuchała prośby brata. Jej spojrzenie spotkało się ze wzrokiem bruneta. Reakcja mężczyzny nie była zwykła, wyglądał na wystraszonego. Dziewczyna śledziła każdy jego ruch, wiodąc za nim spojrzeniem. Facet zatrzymał się w miejscu, po czym trzęsącymi się dłońmi sięgnął po telefon. Na nieszczęście nie mogła zobaczyć dalszych poczynań bruneta, ponieważ medyk zdążył zaprowadzić ją do sali.

-Proszę tu usiąść-Powiedział, otwierając drzwi. Chwilę później podszedł do blatu, na którym leżały szklanki. Halsey usiadła na małym stołku, stojącym tuż obok ciągu blatów-Dawno cię nie widziałem-Mówił, wsypując do szklanki pełnej wody jakiś kolorowy proszek-Gdzie byłaś?

Mafia | 5CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz