[6]

639 60 10
                                    


-Cholera-Przeklęła pod nosem brunetka. Cały czas czuła wzrok na sobie. Z czasem coraz bardziej przyśpieszała kroku, aż finalnie, mijając chiński teatr, zaczęła biec. Wystraszona wypisywała i wydzwaniała do brata, jednak ten nie odbierał. Mijając kolejne skrzyżowanie zauważyła sklep monopolowy.  

Ponownie napisała do brata.

____________

19:59

Gdzie jesteś?

Potrzebuje pomocy

Przepraszam

Chyba ktoś mnie obserwuje

Jesteś tam?

POMOCY

Chyba ktoś za mną idzie

Żyjesz?

Wejdę do sklepu, może zgubie go

____________

Dzwonek, sygnalizujący otwarte drzwi rozbrzmiał. Dziewczyna udała się w głąb sklepu, nie miała pewności, czy jej obserwator nadal za nią podąża. Halsey schowała się w jednym z korytarzy, oddzielonych przez półki z jedzeniem. 

Jej wcześniejsze wątpliwości rozwiał ponowny dźwięk dzwonka. Niezidentyfikowana blondynka weszła do środka, poprawiając swój kaptur. Jej ciężkie buty uderzały o kafelki podłogowe, przez co Halsey mniej więcej wiedziała czy kobieta się zbliża.

Serce brunetki biło jak szalone, a ból głowy nie dawał za wygraną. 

-Wiem, że tu jesteś-Odezwała się blondynka. Montanha pamiętała ten głos, jak przez mgłę-A ty wiesz, że i tak cię znajdę.

-Cholera-Szepnęła dziewczyna zauważywszy, że mąka z torebki obok zaczęła się wysypywać. Zamaskowana usłyszała to, powolnym krokiem ruszyła ku źródła dźwięku. 

Im bliżej była, tym bardziej starała się, aby jej kroki były niesłyszalne. Będąc zaledwie metr od Montanhy, blondynka otworzyła scyzoryk. Nie był on zbyt dyskretny, Halsey usłyszała go. 

Szybko chwyciła za torebkę mąki i wymierzyła w stronę korytarza, gdzie kryła się napastniczka. Ona ruszyła na swój cel. Nie zdążyła jeszcze ujrzeć jej całej, szybko została oślepiona za pomocą mącznego proszku.

-Mała zdzira-Wykaszała, wymachując dłońmi. W międzyczasie Halsey wybiegła ze sklepu, z nadzieją że ktoś jej pomoże.

Biegła przed siebie ile tylko miała sił w nogach. W międzyczasie wykonywała połączenie ze swojego telefonu do Gregorego. 

-Kurwa, odbieraj!-Mówiła do siebie wściekłą. 

To było dziwne. Dziewczyna nie bała się, była wściekła, zła i zdeterminowana. 

Dobiegając do jednego ze skrzyżowań na Rockford Hills usłyszała dźwięk silnika samochodowego. Zbawienie?

Chwilę później, czerwony enus windor zatrzymał się tuż obok niej. Na miejscu kierowcy siedział mężczyzna, ubrany w szarą bluzę, ciemne dresowe spodnie i czapkę z daszkiem. Tak jak większość mieszkańców Los Santos miał na sobie okulary przeciwsłoneczne.

-Coś się stało?-Krzyknął, gdy szyba w drzwiach auta opadła całkowicie. 

-Potrzebuje pomocy-Odpowiedziała zdyszana dziewczyna-Mógłbyś podwieźć mnie na komisariat?

-Wsiadaj!-Mruknął mężczyzna otwierając drzwi, aby Halsey zajęła miejsce przedniego pasażera.

-Dziękuję ci bardzo!-Mówiła brunetka. Powoli dochodziła do siebie, uspokoiła swój oddech i odprężyła nogi.

-Mhm-Mruknął facet. Zachowywał się podejrzanie (susge), widocznie pot kapał mu z czoła. Dodatkowo obsesyjnie sprawdzał lusterka. Montanh'ie nie umknęło to. Kobieta wyprostowała się w siedzeniu i zaczęła się rozglądać.

-A więc... Jak ma na imię mój wybawiciel?-Zapytała, w celu zidentyfikowania mężczyzny.

-Joseph Gebbles-Mruknął cicho, przez co Halsey nie usłyszała tego.

-Słucham?-Zapytała uśmiechnięta.

-Joseph Gebbles!-Wybuchł zestresowany,

-Kurwa-Powiedziała pod nosem-O kurwa-Tym razem jej wypowiedź byłą znacznie głośniejsza. 

Silny, bo tak właśnie brzmi ksywka Joseph'a, znacznie dodał gazu. 

-Wo, wo, wo!-Krzyknęła dziewczyna. Halsey zaczęła się wiercić. Ona i Joseph nie mieli zbyt kolorowej przeszłości, jednak nie pamiętała z niej zbyt wiele szczegółów.

Postanowiła odwrócić się do tyłu, sprawdzić tylną część enusa. Zauważywszy to silny, ponownie się odezwał.

-Z pewnością spotkałaś dziś już Heidi-Zaśmiał się pod nosem.  

Heidi Bunny. Gdyby można było zamieszczać zdjęcia osób w słowniku, to ona widniałaby pod terminem "arcywróg". Ona i Halsey nienawidziły się. Pomijając fakt, że brunetką ma kosę z całym Burger Shortem, to Heidi zawsze robiła jej na złe. 

Blondynka wychyliła się zza fotela, nadal trzymając w ręku mały nożyk, w drugiej dłoni trzymałą natomiast kajdanki policyjne. Kobieta była cała ubrudzona w mące, co rozśmieszyło Montanhe. Jej zachowanie wpłynęło negatywnie na reakcję Bunny. Blondyna chwyciła jej dłonie, po czym skuła je błyskawicznie. Halsey byłą zszokowana, nie ze względu na sytuację, a ze względu na to ile wspomnień właśnie zaczęło napływać do jej umysłu. Pościgi, kłótnie, strzelaniny, bójki, tortury...

-Już nie jesteś taka szybka?-Zaśmiała się Heidi, odrzucając dziewczynę do pozycji siedzącej. Chwilę później sama pochyliła się odrobinę do przodu. Swoją lewą ręką uniosła dłonie dziewczyny ku sufitowi auta. Za to jej prawa dłoń, w której był scyzoryk, powędrowała na szyję brunetki-Ani słowa- Wszeptała jej Heidi, wprost do ucha.

Na twarzy Montanhy pojawił się mimo wszystko delikatny uśmiech. 

Idioci. Nie zwrócili uwagi na nogi. 

Halsey szybko podniosła swoją lewą nogę, po czym za pomocą końcówki swojego buta podniosła hamulec ręczny, wcześniej trochę podniesiony przez Silnego. Mężczyzna krzyknął, gdy poczuł uderzenie ze strony Montanhy. Z tego powodu zabrał swoją dłoń z hamulca ręcznego. Enus zaczął kręcić się dookoła swojej osi, w wyniku czego bark brunetki został zraniony. 

Dziewczyna syknęła z bólu. 

-Dziwka-Wymamrotał silny, wykonując mocny cios, prosto w lewą stronę twarzy Halsey.

-Coś ty zrobił idioto!-Krzyknęła Heidi, zauważywszy ich nieprzytomny i ranny cel.

-Musimy się stąd zwijać, zanim nas jakiś patrol minie-Tłumaczył Joseph- Przeszkadzała nam. 

-Mieliśmy ją dostarczyć do ojca żywą!

-Jest żywa!-Krzyknął Silny, ruszając pojazdem z miejsca- Ocknie się do czasu, aż dojedziemy do winiarni.

-Oby-Warknęła Bunny, poprawiając swoje włosy, które delikatnie poplątały się podczas poślizgu. 

DOBRA JESZCZE RAZ CZY LOVE INTERES TO CAPELA?

ps. bruh ten rozdział taki se, no ale chyba wiemy że kolejne będą ciekawsze OMEGALUL

TwT: NYYACH

Mafia | 5CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz