437 49 25
                                    

- Wybacz że tak wszystko wyszło - odezwał się do słuchawki telefonu i chwilę później usłyszał z niej kobiecy śmiech. 

- Nie martw się Will. Ważne że tobie nic nie jest i wszystko się wyjaśniło. Jesteś teraz w szeregach brytyjskich agentów powinieneś się cieszyć taka okazja nie zdarza się często. A nami się nie martw, rozumiemy że to nie twoja wina. A jak zespół? Poznałeś już tych ludzi? - zapytała rozemocjonowana matka mężczyzny. 

       William oparł się o jedną ze ścian zewnętrznych budynku. Był ciemny, deszczowy wieczór. Krople głośno uderzały o niewielki przeszklony daszek przy wejściu do siedziby. Trzymał przy uchu swój telefon zdychając głośno tak aby jego rozmówczyni mogła usłyszeć. Kochał droczyć się z mamą. Od kiedy naprawili swoje relacje stali się zgranym duetem, martwili się o siebie  i troszczyli nawzajem aby żadnemu nie stała się krzywda. Byli jak z obrazka, gdy widziało się ich razem. Dumna rodzicielka z uzdolnionym synem, z którego pękała z dumy i gdyby mogła pokazałaby całemu światu jego świetność i to jakim dobrym człowiekiem był. 

- Cóż... - westchnął - Są dosyć specyficzni - dodał przygryzając wargę. 

- Czyli nie możesz się nudzić skoro tak - zaśmiała się - Grace o ciebie pytała, nie odezwałeś się do niej od czasu wyjazdu z Durham. 

- Wiem, pewnie się martwiła, a mi jakoś to z głowy wypadło. Odezwę się do niej w wolnej chwili.

- Trzymam cię za słowo. Muszę kończyć, do usłyszenia Will! - w słuchawce usłyszał tylko cisze po tym jak kobieta od razu się rozłączyła. 

- To ta dziewczyna, o którą się fochasz!? - za plecami usłyszał głos, którego w tym momencie nie miał ochoty słyszeć. Jego charakterystyczna twarz i granatowe włosy wychylił się za ramienia blondyna patrząc na jego poirytowaną minę. Sherlock zaśmiał się  widząc grymas malujący się na jego bladym licu. Spodobało mu się testowanie wytrzymałości pisarza. Jego chęć poznania musiały zostać zaspokojone więc wbijając małe szpilki patrzył jak stoicki spokój Liama ucieka z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym z ust niebieskookiego. Ten poprawił grzywkę i wyszedł za pleców Moriartiego odpalając trzymanego w ustach papierosa od razu się nim zaciągając. 

- Nie powinieneś się tym interesować - skwitował wlepiając wzrok w trzymaną w rękach komórkę. 

- Uuuu blondynek jest dziś nie w humorze - parsknął zaciskając w ustach koniuszek tytoniowego wyrobu, który złapał miedzy palce. 

     Minęło kilka dni od powrotu Liama do Londynu. Mimo niezmieniającej się okropnej pogody, blondyn próbował przyzwyczaić się do nowej sytuacji w jakiej postawił go odział MI6, który jak z bicza posadził pisarza na krześle w sali przesłuchań naprzeciwko humorzastego rudzielca i kazali mówić wszystkie przypuszczenia i hipotezy. Wyjawił co do cna, każdą myśl jaka krążyła w jego głowie, gdy patrzył na akta spraw prowadzonych przez grupę. Nie myślał że tak szybko zostanie wdrożony w codzienność życia agenta. Dostał kolejne dokumenty do podpisania po czym otrzymał swój identyfikator, dzięki któremu nie musiał być trzymany za rączkę przez Shelrocka, choć czasami by się przydało, szczególnie że nadal gubił się w ciągnących się długich korytarzach. 

Natomiast jego zażyłość z Sherlockie nie uległa jakiejkolwiek zmianie. Wciąż byli dla siebie wredni i sarkastyczni próbując sobie nawzajem dogryźć i pokazać kto tu jest górą. Na razie oboje byli idiotami, tak twierdził Mycroft słysząc kolejne przytyki obu "kochających się" panów.  

    Sherlock zaśmiał się wypuszczając z ust tytoniowy dym wpijający się w nozdrza blondyna. Zapach palonego tytoniu go nie odrzucił, a wymownie spojrzał z góry na towarzysza. Podniósł wzrok z nad ekranu, a Sherlock już czekał z wyciągniętą paczką ulubionych papierosów, a jeden z nim był na wyciągnięcie ręki Williama. Oczywiście skorzystał z dobroduszności mężczyzny, użyczając również jego gazowej zapalniczki, która zawsze nosił przy sobie. 

Drogi pisarzu || Sherliam; modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz