Wiedział że powiedział za dużo niż powinien. Pierwszy raz żałował wypowiedzianych przez siebie słów. Mógł ugryźć się w język, mógł zamilknąć kiedy trzeba jednak te słowa wymknęły się z jego ust bezpośrednio w stronę Liama. Uderzył się w czoło przypominając sobie zdanie wypowiedziane w stronę blondyna o jego rodzinie. Zdał sobie sprawę po fakcie jak mógł zranić współpracownika. W sumie to był pierwszy raz jak przejął się czyimiś uczuciami. Gdy wzdrygał się na samą myśl o swoich popełnionych czynach i o uczuciach drugiej osoby.
Nigdy wcześniej w jego umyśle nie pojawiła się podobna myśl. Zawsze uciekały one między drążącymi w jego umyśle zagadkami, które miał rozwiązać. Wtedy potrafił zapomnieć o człowieku, cel bywał ważniejszy niż ktoś z jego otoczenia.
Sherlock chciał wrócić gdy zreflektował się nad swoją wypowiedzią. Miał już zawrócić w stronę głównego wejścia, lecz zatrzymała go jedna z kobiet pracujących w agencji. Niewysoka okularnica z czarnymi włosami spojrzała na mężczyznę poprawiając spadające z jej nosa oprawki. Na jej nosie malowały się delikatne piegi podkreślające jej piwne oczy tlące się za szkiełek. Poprawiając dopasowaną, czarną spódnicę stanęła tuż obok detektywa.
-Panie Holmes, pański brat chciał się zobaczyć z całą załogą MI6 w głównej auli - poinformowała go - kazał to panu przekazać - wręczyła mu akta z miejsca najnowszego miejsca zbrodni, które mężczyzna szybko przeanalizował po czym zamknął teczkę.
-Dziękuję Monnepenny. Przekaż mojemu bratu że zaraz przyjdę - oznajmił. Od razu powędrował do głównego wejścia, gdzie zostawił wcześniej Williama. Docierając na miejsce przez oszklone drzwi mógł dojrzeć iż blondyna już tam nie było. Rzucony przez niego niedopalony papieros został zgaszony przez spływający z dachu deszcz, lecz samego zainteresowanego już nie było. Od razu połączył fakty i udał się na spotkanie grupy, gdzie mógł już być blondyn.
Sherlock poprawił marynarkę i od razu skierował się w stronę głównego pomieszczenia. Wszedł w korytarz a ogromny pokój był od razu po lewej stronie. W środku znajdowała się cała śmietanka ich agencji. Wszyscy otaczali masywny, podświetlany od dołu stół, na którym znajdowały się zdjęcia i dowody zbrodni. Martha opierała się rękami o mebel i wpatrywała się w akta trzymane w jej chudych i zaczerwienionych dłoniach. Obok niej stał właśnie William. Drapał się zamyślony po brodzie, zanim zmierzył detektywa wzrokiem tuż po przekroczeniu progu pomieszczenia.
- Wreszcie jesteś - westchnął poirytowany Mycroft - mamy parę teorii co do zabójstw - wręczył mu żółtą teczkę. Sherlock podążył za starszym bratem i skierował wzrok na poukładane fotografie i zabezpieczone w plastikowych woreczkach dowody zbrodni.
- Przesłuchaliście go? - wskazał palcem na fotografię młodego, może dwudziestoletniego chłopaka. Hudson przytaknęła od razu. Detektyw znowu skrzyżował spojrzenie wraz z pisarzem. Na chwilę zatrzymał się na jego rubinowych oczach. Krwista czerwień rozpływała się z jego tęczówkach, gdy beznamiętnie spoglądał na miejsca zbrodni. Makabryczne zdjęcia obrazujące zabitych ludzi nie robiły na nim wrażenia. Był pisarzem kryminałów, możliwe że widział nie jedno morderstwo, o którym pisano w mediach, lecz kto by pomyślał; artysta nie będący pod żadnym wrażeniem widząc trupy całe w krwi. Blondyn zatrzymał wzrok na jednej z fotografii. Pochodziło z najświeższego zabójstwa. Schemat był ten sam; kompletnie zagubiony człowiek, nieświadomy swoich czynów, prawdopodobnie pod wpływem środków odurzających zabija człowieka. Ciało lub jego jedna część są zawsze zmasakrowane, nie przypomina już ono pierwotnego kształtu, a ofiara zawsze ma jasne włosy. Zawsze. Tym razem ofiara została uderzona młotkiem w tył głowy, a cała czaszka została roztrzaskana w drobny mak, a ciało uwieszone na pobliskim drzewie, podobnie jak w pierwszej książce Moriartiego "Studium w szkarłacie"*.
- Mamy do czynienia z seryjnym mordercą, to nie ulega wątpliwości - wypalił blondyn. Jego słowa były już oczywiste dla całej grupy agentów.
- Musi być to ktoś z łatwym dostępem do narkotyków, sprawcy zawsze są nieświadomi swoich czynów lub nawet ich nie pamiętają - odezwała się Matha.
- Ale podczas badań nie wykryto żadnych środków psychoaktywnych, to musi być coś innego... - Watson rzucił na stół wyniki badań wszystkich sprawców. Wyniki potwierdzały jego słowa, mordercy, a właściwie marionetki nie były poddane wpływu żadnego znanego ich narkotyku. Możliwe że była to zupełnie nowa substancja, która jest testowana na przypadkowych duszyczkach. Wszystkie hipotezy były możliwe.
Wszyscy pochylili się nad wynikami badań. Natychmiast znalazły się w rękach detektywa. Zaciskając palce na papierze sunął po literach odczytując złożone tabele z nazwami substancji narkotycznych. Kolejne dłużące się nazwy, kolejne negatywne wyniki. Nie było nawet cienia szansy że cokolwiek umknęło jasnowłosemu doktorowi. Sherlock spojrzał na stojącego na przeciwko brata. Ten wpatrywał się w telefon, jakby w ogóle nie był zainteresowany trwającą dyskusją. Miał nadzieję że Mycroft wtrąci swoje przemyślenia do burzy mózgów, lecz ten zaśmiał się na ekranu ignorując spojrzenie brata.
- Panie brytyjski rząd! - wyrwał mu z rąk telefon gdy znalazł się bliżej niego. Oddał urządzenie stojącemu nie opodal Watsonowi i spojrzał na brata tak jak on zawsze patrzył na niego. Wzrok, który mówił "jesteś głupi i nieodpowiedzialny" teraz też tak było ale role zostały ciekawie odwrócone.
Mycoft wyburzony z transu od razu spojrzał na pozostałych agentów. Wtem na jego postać padł gniewny wzrok Marthy, którego wolał w tym momencie uniknąć, szczególnie wiedząc jak kobieta miała z nim na pieńku.
- A ponoć to ja zachowuje się jak smarkacz - zaśmiał się.
- Wybaczcie wszyscy, to było pilne - wybełkotał odwracając się w stronę zgormadzonych dowodów.
- Sprawa brunetki z parlamentu to bardzo ważna sprawa - obśmiał postawę brata - a teraz co masz nam do powiedzenia panie "i tak ci nic nie wyjdzie z tą kobietą". Myślałem że oświecisz nas jaką piorunującą tezą - klasnął w dłonie kierując je w stronę Mycrofta. Ten oczywiście był zażenowany postawą brata. Musiał próbować się wywyższyć i pokazać jakie najmniejsze błędy robi jego starszy brat, aby chwilę później obrodzić się w piórka i jak paw z wysoko podmienioną głową dumnie kroczyć i czuć się lepszy od starszego z Holmsów.
- Chyba wiem gdzie może dojść do następnej zbrodni - oznajmiał przysuwając do siebie mapę Londynu, na której zaznaczono poprzednie dokonane morderstwa. Czerwonym pisakiem zaznaczył miejsce kilka kilometrów na zachód od centrum. Była to ulica wychodząca na przedmieścia.
Wtedy to oczy młodego pisarza zabłysły niczym rubiny co nie omknęło spostrzegawczemu oku Shelrocka. Poczuł że musi trzymać go bliżej niż dotychczas.
* - chyba nie muszę mówić do czego to jest oczywiste nawiązanie.
/***/
Cześć! Długo mnie nie było i taaa...Trochę może o mnie zapomnieliście. W sumie nie zdziwiłbym się, wiem z poją regularną publikacją nigdy nie jest idealnie lecz jestem. Teraz chcę poprawić częstotliwość wstawiana i mam nadzieję że nadal będziecie tu ze mną i czytali.
Do następnego mam nadzieję
Kocham
Azize <3
CZYTASZ
Drogi pisarzu || Sherliam; modern AU
FanfictionWilliam James Moriarty. Młody pisarz i autor wielu powieści kryminalnych znanych całemu światu. Zdobywca wielu nagród i ceniony w kręgach autorów z tego samego gatunku i nie tylko. Opisywane przez niego historię stoją się, prawdopodobnie, pożywką d...