659 58 34
                                    

    Ciepłe lecz nikłe światło wypełniało pomieszczenie. Za oknem już dawno codzienny krajobraz Londynu opanowała ciemność. Tylko blask szeregów lamp oświetlał mokre od deszczu ulice. Zewnętrzny łoskot obijających się o beton kropli i stukotu damskich obcasów łatwo wpadał do opustoszonego lokalu wypełnionego zielonymi roślinami w gustownych doniczkach pasujących do drewnianych ścian i stołów w kolorze jasnego dębu zmieszanego z czarnymi matowymi płytami na pólkach, gdzie był wystawiony egzotyczne odmiany wybornego alkoholu w tym ulubionego wishy detektywa. 

Do połowy pełna szklanka wypełniona brunatnym trunkiem stała przed siedzącym detektywem na krześle, obitym czarną skórą pasującą do reszty zamysłu artystycznego wewnątrz ulubionego lokalu, który znajdował się najbliżej siedziby grupy śledczej i Scotland yard'u więc niewielka lecz klimatyczna knajpka była oczywistym wyborem dla Sherlocka i reszty jego finezyjnego oddziału. Ciemnowłosy koniuszkami palców złapał górę naczynia kręcąc nim koła w powietrzu. Słychać było jak kilka kostek lodu przewracało się, obijając się z charakterystycznym dźwiękiem o szklane ściany naczynia. 

      Siedzący na przeciwko niego blondyn milczał. Założył ręce na pierś i rozsiadł się w wygodnym fotelu. Co rusz odwracał wzrok od mężczyzny upijającego kolejne łyczki ulubionego trunku. Porcja zamówiona dla Williama była nietknięta. Patrzył co róż na szklankę z przerysowanym znudzeniem, aktorsko wzdychając tak aby detektyw usłyszał jego dezaprobatę do bycia z nim tu i teraz w londyńskim lokalu. Lód polowi topił się w finezyjnym naczyniu stojącym na niedużym kawiarnianym stoliku. Sherlock już zdegustowany dziecinnym zachowaniem oponenta również wypuścił z siebie powietrze biorąc ostatni łyk napoju i z hukiem odstawiając szklankę na stolik, co zwróciło uwagę Liama. 

- Czy jaśnie pan będzie cały wieczór obrażony? - fuknął z frustracją zaciskając dłoń na naczyniu. William pochylił się, oparł łokcie o stolik a nadgarstkami pootrzymywał własną głowę, gdy patrzył na nerwowego detektywa. 

- Wlazłeś bezczelnie do mojego domu, siłą mnie z niego wyprowadziłeś i kazałeś wracać do Londynu, bo genialny odział sobie nie radzi. Po co mam nie być na ciebie zły? A zresztą, na całą waszą śmieszną tajną bandę, która musi psuć mi urlop w rodzinnym mieście - odparł, prawie krzycząc na Sherlocka. Ten z minuty na minutę stawał się coraz bardziej spokojny i wyluzowany. Może było to spowodowane alkoholem lub po prostu nie chciał psuć sobie nerwów na oburzonego pisarzynę nie rozumiejącego powagi sytuacji w jakiej się znalazł. 

Sherlock pokręcił głową i zaśmiał się perfidnie w stronę mężczyzny. 

- Zamierzasz to pić? - odparł nie skalany żadną abstrakcją myślą. Wskazał palcem zdobionym pierścionkiem z czaszką na trunek tuż obok łokci blondyna. Ten urażony spojrzał to na szklankę to na roześmianego detektywa. Był uparty i ignorancji. Nie robił sobie nic z oburzenia mężczyzny, którego siłą zaciągnął do Londynu i zmusił do współpracy z oddziałem MI6 dowodzącym głownie przez jego starszego brata.

    Liam skarcił wzrokiem granatowookiego i z impetem wziął do ust szklankę z trunkiem, po czym wypił ją jednym duszkiem ocierając płyn z kącików ust. Wymierzył kolejną serię wrogich spojrzeń w stronę oponenta i posunął puste szkło w jego stronę. 

- Żebyś się nie zakrztusił - prychnął. 

- Jak głupi musisz być? Nie rozumiesz że to nie mów wymysł a polecenie brytyjskiego rządu - oznajmiał z triumfalnym uśmiechem - A ty masz się przystosować do poleceń i nie zgrywać wielce urażonego, bo nie skończy się do dla siebie dobrze blondyneczku. To że jesteś nagradzanym pisarzem nie robi z ciebie pana tego świata - podniósł się odsuwając do tyłu fotek, który zaszurał po drewnianych płytach na podłodze. Oparł dłonie o stolik patrząc na twarz Williama z góry.

Drogi pisarzu || Sherliam; modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz