207 29 15
                                    

                Minęła godzina, od momentu zatrzaśnięcia się drzwi archiwum. Byli zamknięci, nocą, gdy już nikogo nie ma w agencji oraz ze słabym, wręcz nikłym zasięgiem. Była to ironia losu. William mógł skończyć tak z kimkolwiek, a padło na mało rozgarniętego detektywa z wiecznie nieułożoną grzywką. Mimo że poświęcał ten czas na szukanie potrzebnych informacji, to myśl o braku możliwości opuszczenia tego miejsca, dobijała pisarza. Ciężej było mu się skupić na pracy, a ciągłe uczucie niepokoju nie opuszczało jego głowy. Nawet Sherlock zamilkł. Siedział na podłoże bawiąc się telefonem. Kto i co zrobił temu człowiekowi, że od dłużej niż dwudziestu minut, siedział w zupełnej ciszy. Nawet William był zaniepokojony, dziwnym zachowaniem detektywa. Zresztą, nie powinien narzekać. Wolał milczącego Sherlocka niż słuchać jego paplaniny, która była dla Williama tak bardzo istotna jak zeszłoroczny śnieg.

               Wrócił do czytania akt. Miał wrażenie, że ciągle czytał to samo. Brak snu dawał swe znaki, gdy litery zaczęła zlewać się przed jego oczami. Wtedy odczuł ekstremalna potrzebę pójścia spać, a wtedy nawet podłoga archiwum wydawała się wygodna. Mężczyzna odłożył dokumenty na swoje miejsce, do odpowiedniego folderu i zamknął szufladę z cichym huknięciem. Aż Sherlock spojrzał na blondyna. Jego też dopadało zmęczenie.

- Znalazłeś coś? - zapytał, po tym jak zobaczył jak William siada na podłoże na przeciwko jego.

- Na razie nic. Może to był głupi pomysł - westchnął ziewając. Zakrył usta rękawem, po czym oparł się tyłem głowy o szafkę z szufladami - A ty? Tak nagle zamilkłeś? To do ciebie niepodobne. Zawsze jesteś pierwszy do gadania, irytowania mnie, mówienia do mnie dziwnymi przezwiskami, karcenie mnie, psucia mi ważnych chwil w życiu, bycie problemem! - podkreślił ostatnie dwa słowa.

- No tak, szczeniacka miłość - parsknął śmiechem - Jesteście dorośli, a zachowujecie się jak nastolatkowie, którzy nie powiedzą sobie wprost o własnych uczuciach. Oboje nie jesteście gotowi na związek. Uważacie, że żadne z was nie byłoby gotowe poświęcić się dla drugiego. Ona nie zamierza opuszczać Durham, a ty wracać do rodzinnego miasteczka. Zrozumiałe w końcu tu masz swój dom, ale bardzo nie chcesz wracać na stałe w rodzinne strony. I tu mam ścianę. Jaki to może być powód. Co, Liam? Chcesz powiedzieć? - jednym tchem wyjaśnił wiele z życia blondyna. Ten siedział niewzruszony słowotokiem detektywa. Nie dziwiła go jego przenikliwość, ani fakt że doskonale opisał relacje jego i Grace. Był zaskoczony, że dopiero teraz, gdy Shleotck wyjaśniał mu jak wyglądał jego związek dostrzega wiele nieprawidłowości.

William prychnął.

- Nie zapytam jak doszedłeś do tego...

- Czytałem twoje akta, a właśnie twojej matki - wypalił.

- CO?! - blondyn natychmiast podniósł się - I co tam...

- Wszystko - wtrącił - Rodzina Moriartów wcale nie jest taka idealna, ale macie tyle kasy że możecie wiele występków zatuszować. Ale działa to tylko w Durham, tu już nie. Twoja matka... - westchnął.

- Wiem - zacisnął pięści stojąc nad Shelrockiem - Nie chcę o tym rozmawiać. Ktoś jeszcze wie o tym?

- Mój brat i... - zaciągnął się powietrzem - Twój brat, Albert, zgadza się? - William przytaknął - To od niego wiem o aktach. Czyli co, ta cała perfekcyjna rodzinka to tylko kit? Ukochany, idealny synek jest ofiarą przemocy? Przez własną matkę? Tylko dlatego, że byliście bękartami, które według niej, zrujnowały jej życie? Większego kłamstwa niż ta wasza rodzinka nie widziałem - drwił. William powstrzymywał się aby nie zrobić czegoś detektywowi. Ten nadal siedział oparty o ścianę nawet nie patrząc w twarz pisarza. Shelrock podniósł się z podłogi i spojrzał prosto w twarz blondyna - Kochała cię tylko wtedy gdy odnosiłeś sukcesy - blondyn spoliczkował go.

Drogi pisarzu || Sherliam; modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz