- Otwierać na rozkaz króla!
Ciężkie drewniane drzwi otworzyły się z impetem, a do środka wkroczyło kilku żołnierzy. Ich prymitywny ubiór jasno dawał do zrozumienia, że należą do oddziałów barbarzyńcy, który po wielu latach bitew zdołał podbić ich królestwo.
Ludzie na ulicy krzyczeli. Słychać też było odbijający się głuchym echem szczęk mieczy uderzających o siebie tu i ówdzie. Nie każdy zamierzał się poddać, nawet jeśli walka była już dawno przesądzona.
Akaashi przyjrzał się osobom, które wkroczyły do ich domu w stolicy. Było to trzech rosłych mężczyzn, wszyscy muskularni i młodzi, ubrani jedynie w brązowe bojówki oraz buty wojskowe. Każdy był uzbrojony po zęby. Ich wzrok sugerował, że nie zawahają się użyć siły, jeśli ktoś będzie im stawiał opór.
Ojciec Akaashiego stanął przed nim, zasłaniając go własnym ciałem.
- Na rozkaz króla każda niesparowana Omega, w której żyłach płynie szlachecka krew, ma natychmiast stawić się w pałacu – obwieścił dowódca, patrząc na nich spokojnie. Jego dłoń zacisnęła się na trzymanym w ręce nożu. Ostrze było zbroczone świeżą krwią, na widok której Akaashiemu zrobiło się trochę słabo.
- W jakim celu? – spytał jego ojciec butnie, rozeźlony.
- Król pragnie nagrodzić wojowników, którzy dzielnie mu służyli i walczyli u jego boku – wyjaśnił jeden, wzruszając ramionami. Jego wzrok automatycznie skierował się na Akaashiego. – Jednocześnie chce zacieśnić więzi pomiędzy naszymi nacjami, jednocząc je w najbardziej trwały sposób: wiążąc nierozerwalną więzią.
- Po moim trupie! – oburzył się ojciec Akaashiego, chowając go bardziej za siebie. – Mój syn jest zaręczony, został przyrzeczony lordowi Sakusie.
- Tak długo, jak nie jest z nim sparowany, król może oddać go komuś innemu. – Widząc, że ojciec Akaashiego ani drgnął, żołnierz uniósł rękę z nożem. – Drugi raz nie powtórzę – ostrzegł.
Kiedy stało się jasne, że żaden nie zamierza ustąpić, Akaashi wyszedł zza pleców ojca.
- Pójdę z wami, ale nie róbcie nikomu krzywdy – poprosił.
- Keiji! – Ojciec złapał go za rękaw tuniki. – Nie musisz tego robić, nie mają prawa!
- Tak czy siak mnie zabiorą – powiedział, odsuwając się. – Nie chcę, byś zginął przez coś takiego.
- Lord Sakusa...
Akaashi pokręcił tylko głową. Zacisnął dłoń na nadgarstku ojca i uśmiechnął się do niego słabo, po czym obrócił się i podszedł do żołnierzy. Ukłonił się im lekko, jak nakazywał ich obyczaj.
Dowódca, Alfa z krwi i kości, podrapał się po policzku, patrząc na niego z namysłem. A potem odkłonił się niezdarnie. Widząc zdumienie Akaashiego i jego ojca – tylko omegi miały obowiązek się kłaniać w ich kulturze – chrząknął cicho i wskazał mu ręką, żeby wyszedł z domu.
Akaashi uczynił to, nie oglądając się za siebie. Na ulicy panowało istne zamieszanie. Ludzie wyraźnie nie wiedzieli, co robić, kiedy kolejni żołnierze siłą wdzierali się do domów, wyciągając z niektórych młode omegi. Kilka trupów leżało tu i ówdzie, ale ogółem sytuacja nie wyglądała aż tak źle.
Odetchnął cicho. Trójka żołnierzy otoczyła go, eskortując do wagonu, w którym siedziały już dwie inne omegi. Akaashi nie znał żadnej z nich. Z pomocą żołnierza wdrapał się po schodkach na górę i zajął miejsce na jednej z ławek. Wagon obstawiało pięciu kolejnych, uzbrojonych w miecze i toporki żołnierzy.
CZYTASZ
When two forces clash
FanfictionPo latach wojny, północne plemiona podbijają królestwo Aoba Johsai. Chcąc uniknąć dalszego rozlewu krwi i zjednoczyć dwie wrogie nacje, lider plemion postanawia sparować swoich najlepszych wojowników ze szlachetnie urodzonymi omegami z królestwa.