1. Przyjadę gdzie tylko zechcesz i kiedy tylko zechcesz.

716 45 48
                                    


LAYLA

TERAZ

Tamtego dnia, gdy szłam z psem przez miasto, zapamiętałam, aby przed wyjściem z nim ubierać się w mniej lubiane ciuchy. Kiedy kilka tygodni temu, gdy widziałam go za tymi dużymi kratami, wydawał się jakiś mniejszy.

Pies przyspieszył kroku, powodując, że prawie potknęłam się o krawężnik i czułam na sobie kilka par oczu oraz docierały do mnie ciche szepty, jakbym była idealnym tamtem do rozmów.

– Jeśli nudzi wam się w życiu, to załatwię wam pracę prostytutek! – krzyknęłam oburzona, patrząc na dwie blondynki, które siedziały przy stoliku po drugiej stronie ulicy i sączyły kawę, lustrując mnie od góry do dołu.

Wzrok każdego powędrował na moją osobę, bo zapewne usłyszeli nieładne słowa, które wydobyły się z moich ust. Uśmiechnęłam się triumfalnie, jakbym wygrała jakąś bitwę i ruszyłam dalej chodnikiem, doganiając psa, który cały czas mnie ciągnął.

Minęło parę minut i wreszcie dotarłam pod swoją klatkę. Wpisałam kod, odpięłam Mariposę, gdy niepodziewanie usłyszałam buczenie, które wydawał mój telefon.

– Layla? Musisz szybko wrócić do pracy. – Usłyszałam po drugiej stronie zadyszany głos Sydney.

– Przecież wróciłam z niej dwie godziny temu, co się stało?

Przewróciłam oczami, bo nocna zmiana była bardzo wyczerpująca i nie uśmiechało mi się, aby wracać tam ponownie.

– Sybil złamała kostkę i ktoś musi ją zastąpić. Layla, błagam, nie zostawiaj mnie z tym samą. – Wzięłam głęboki wdech, gdy w tym samym czasie niemal po całym osiedlu rozniosły się odgłosy szczekania psów.

Rozejrzałam się nerwowo wokół swojego ciała i spanikowałam, kiedy nie ujrzałam obok siebie Mariposy, którą jeszcze chwilę temu odpięłam ze smyczy. Poczułam, jak pociły mi się ręce i puls przyspieszył z niewyobrażalną prędkością. 

– Za chwilę oddzwonię, Sydney. – Rozłączyłam się w ciągu sekundy, chowając telefon do kieszeni i wstając na równe nogi.

Przekręcałam głowę na każdą możliwą stronę, aż w końcu zaczęłam biec w kierunku dochodzących odgłosów, gdzie było słychać szczekanie, za którym pobiegł mój pies.

Dotarłam parę bloków za kamienicą, w której mieszkałam, ale Mariposy nigdzie nie było. Zanurzyłam palce we włosach, odchylając głowę do tyłu, bo czułam się okropnie i na dodatek nie byłam w ogóle odpowiedzialna, skoro odpięłam jej smycz i zupełnie o niej zapomniałam. Gdy byłam już na totalnym załamaniu, nagle moim oczom ukazał się czarny pies, który swobodnie biegał po ulicy.

– Mariposa!

Niemal natychmiast zaczęłam biec w jej stronę. Ulica była pusta, ale gdy dotarłam na środek asfaltowej drogi, nieoczekiwanie zza rogu wyjechało białe auto, które jechało z zawrotną prędkością.

Odruchowo złapałam się psa i nim zdążyłam wybiec na krawężnik, samochód gwałtownie zahamował, pozostawiając za sobą wir kurzu. Spowodowało to, że zaczęłam łzawić i upadłam na tyłek, a z mojego gardła wydobywało się kasłanie, lecz Mariposa cały czas była przy mnie.

W otchłani kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz