Nudne życie było niezwykłe trudne dla Lucy. Starała się nigdy nie marnować czasu na jakiekolwiek użalanie się nad sobą. Nie potrzebowała też mieć przyjaciół, znajomych, ani nawet rodziny. Na świecie była sama, ale nie cierpiała z tego powodu. Ba! Korzystała w tej wolności i niezależności, ile była w stanie. Jednak podczas ostatniej niedzieli, nie wszystko poszło w porządanym przez nią kierunku.
Podczas przechadzki przez ulicę Central Parku złapał ją hycel. W końcu zdziwieniem dla ludzi był pingwin, chodzący pośród drzew. Zwykle nie dałaby się schwytać, jednak wtedy była zaspana, dopiero wstała i nie spodziewała się tego. Teraz, siedząc w klatce na tyłach busu, przewodzącego zwierzęta do różnych miejsc na świecie, robiła wszystko aby jakoś się wydostać. Jednak jej płetwy nie ułatwiały jej tego.
Po godzinnej jeździe, usiadła ze zrezygnowaniem. W tej klatce czuła się osaczona, brakowało jej wolności, którą tak kochała. Rozpaczliwie trzymała się krat, jednak chwilę później pojazd zatrzymał się gwałtownie, przez co dziewczyna upadła do tyłu i zanim zdołała zrozumieć co się stało, do środka zostały wrzucone cztery pingwiny, na które spojrzała zaraz gdy wyprostowała się. Oni nie widzieli jej, gdyż byli w klatce niżej i nie spojrzeli się w górę. Lucy postanowiła wykorzystać sytuację i posłuchać ich rozmowę, nachylając się do spodu swojej klatki.
- Kowalski, czy możesz wyjaśnić mi, jakim cudem oni nas złapali? Przecież obliczałeś miejsce, w którym mieliśmy wyjść z kanalizacji. Nad nami miał być bus z rybami, a nie hycel. - odparł zirytowany pingwin o płaskiej głowie.
- Szefie, nie mam pojęcia co poszło nie tak. - najwyższy, mówiąc to przewrócił kuleczki na swoim liczydle i zaczął coś nudzić pod nosem.
- Ryyyyyybyyy. - jęknął wysoki pingwin z blizną pod okiem.
Kobieta spojrzała na niego i poczuła jak serce zabiło jej podwójnie. Rozpoznała ten głos, tą bliznę i jego parę włosków na głowie. Widziała szaleństwo w jego oczach takie same jak dnia kiedy się poznali. Wtedy Rico częściej wychodził z zoo na spotkania z nią, później wraz z przyjaciółmi stworzył grupę i rzadko się rozdzielali. Kontakt umarł bardzo naturalnie, nie krzywdząc żadnej strony, jednak czasem brakowało jej pingwina. Zresztą to właśnie z nim przeżyła swoje największe i najwspanialsze przygody.
Rico podobnie jak ona był szaleńcem. Kochali adrenalinę i to co robili zawsze było pełne niebezpieczeństw i wariactw. Dziwne to były czasy, jednak niezwykle ciekawe. Lucy była ciekawa, czy zmienił się, czy był taki sam jak wcześniej. Chciała się nawet odezwać, ale z początku spanikowała. Miała wątpliwości, czy on w ogóle ją rozpozna. A nie chciała się zbłaźnić.
- Ile bomb byłoby potrzebne, aby rozsadzić te drzwi? - dopiero to pytanie wyrwało ją z rozmyśleń.
Stanęła jak wryta ze z zdziwieniem. Ta czwórka chciała wysadzić busa aby móc uciec. Lucy mogłaby świetnie na tym skorzystać, jednak znów spojrzała na Rico. Była to może jedyna i ostatnia szansa, aby się z nim przywitać, a być może nawet odnowić kontakt. Wzięła głęboki oddech i gdy najwyższy z nich liczył coś na swoim liczydle, ona odezwała się:
- Hej. - powiedziała niepewnie, wychylając się. Cała czwórka jak jeden mąż spojrzała na nią, a w ich oczach czaiło się zdziwienie. - Jestem Lucy, słyszałam, że chcecie wyjść stąd. Chciałam zapytać czy pomożecie mi się stąd wydostać?
Postanowiła grać. Najpierw chciała wydostać się stąd, a w między czasie zobaczyć czy Rico pamięta ją. Miała wrażenie, że skanował ją wzrokiem od stóp do głów, dlatego posłała mu krzywy uśmiech, a on dopiero po tym zrozumiał, kim ona jest. Ze zdziwienia wywalił język na ziemię, a reszta spojrzała na niego, nie widząc co się stało.
- Jasne, pomożemy ci. - odpowiedział Skipper, patrząc na jego towarzysza i nową, pingwinią znajomą. - Znacie się?
- Mało powiedziane, przeżyliśmy razem tyle, że cała powieść nie starczyłaby aby opisać te przygody. - uśmiechnęła się na wspomnienie nocy, które spędziła z Rico.
Wtedy wszyscy spojrzeli na niego. Lucy podejrzewała, że ten nigdy nie powiedział swojemu zespołowi, że kiedykolwiek wymykał się na spotkania z nią, a bardzo często i tak się zdarzało. Rico mieszkał z zoo, Lucy była zwierzęciem ulicznym. Dzieliło ich naprawdę wiele pod tym względem, ale radzili sobie. Jednak Rico zawsze mówił jej, że wolał aby ci nie martwili się, że chodzi gdziekolwiek nocami. Choć widziała, że traktował ich jak rodzinę, nie mówił im o wszystkim.
Kowalski, który jako pierwszy wyszedł z szoku, wyjął, z wciąż otwartego gardła Rico, spinke i otworzył nią klatkę. Następnie podszedł i zrobił to samo z jej klatką. Cicho podziękowała i zeskoczyła w dół, podchodząc do miejsca, gdzie stał jej przyjaciel z dawnych lat. Zrobiła coś czego nikt z nich nie spodziewał się; bowiem przytuliła się do niego, powodując, że wykrzywił dziub z dziwnym uśmiechu.
- Tęskniłam trochę za tobą. - przyznała i przedstawiła się reszcie.
Szeregowy od razu polubił ją i z uśmiechem przywitał się. Kowalski był zdziwiony, ale zdawał się wciąż w głowie kalkulować, jak stąd wyjść. Zaś widziała, że szef grupy posyła jej niepewne spojrzenie, jednak wcale nie dziwiła mu się. W końcu nie na co dzień poznaję się pingwina, o których nigdy się nie słyszało, a miał tak wiele wspólnego z jego drużyną. Jednak ostatecznie doszli w miarę do porozumienia.
W między czasie, kiedy Kowalski próbował rozgryźć kod do drzwi, Rico i Lucy siedzieli w rogu i rozmawiali. Rico mówił w swoim własnym języku, ale ta po tylu latach z nim, nauczyła się perfekcyjnie rozumieć o co mu chodzi, dlatego nie mieli z tym problemu. Czuli się jak za dawnych lat, kiedy byli młodziakami zbuntowanymi przeciw całemu światu. Niesamowite to dla nich było uczucie spotkać dawnego przyjaciela.
Zresztą za tamtych czasów byli nie rozłączni. Kochali się jak przyjaciele, a o innych uczuciach nawet nie chcieli myśleć, jednak jak dziś go zobaczyła, poczuła jak bardzo za nim tęskniła. Same jego słowa wywoływały w niej mocne bicie serca. Jego szalony wzrok przeszywał jej duszę na wylot, a ona czuła jakby wcale nie mieli parę lat przerwy w znajomości. Wciąż byli świetnym duetem, choć nie zastanawiali się jak będzie to dalej wyglądać.
Z pewnością rozejdą się w swoje strony, szukając przygód i nowych celów. Lucy będzie tułać się po ulicach, zbierając jedzenie ze śmietnika i poznając nowych znajomych, z którymi przygody były niezapomniane lecz wciąż były niczym w porównaniu do akcji z Rico. Zaś on będzie wciąż będzie należał do drużyny. Lucy nie robiła sobie wielkich nadziei, była realistą. Skoro raz ich znajomość nie wyszła, mogła rozpaść się drugi raz, jednak miała nadzieje, że ich losy znów się połączą.
CZYTASZ
Pingwiny z Madagaskaru || one shot
HumorOne shoty z postaciami z serialu "Pingwiny z Madagaskaru"