W pomieszczeniu rozległ się huk. Wybuch był o wiele potężniejszy niż myśleli. Cztery małe pingwiny stały niedaleko budynku, którego drzwi chcieli rozwalić. Nie spodziewali się, że zamiast tego uda im się wysadzić w powietrze pół sklepu. Najwyższy z nich, Kowalski, doprecyzowywał swoje obliczania. Stojący obok niego Rico, z podekscytowaniem przyglądał się płomieniom. Zaś Skipper mordował wzrokiem mózga grupy, który był pewien, że tyle ładunków będzie wystarczająco, żeby dostać się do składu z jedzeniem. Zaś najmniejszy, Szeregowy, chował się za szefem.
– Szefie, naprawdę nie wiem, co się stało. Ktoś musiał je poprzekładać z pod drzwi, skoro nawet ściany wysadziło. – mówiąc to, w tle rozszedł się straszliwy, chrapliwy jęk i ciche wołanie o pomoc.
Spojrzeli po sobie i każdy wydawał się być zdezorientowany, ale i wystraszony. Kiedy jednak przestali odczuwać lęk, podeszli bliżej i zaczęli ugaszać miejsca, które paliły się, wyrzyganą przez Rico gaśnicą. Niepewnie szli przed siebie i szukali kogokolwiek kto mógłby potrzebować pomocy. W końcu rozległ się krzyk:
– Chłopaki, znalazłem! – odparł Szeregowy i gdy reszta przybyła do niego otworzyli szeroko oczy, widząc jak ten, trzyma nieprzytomnego lemura na swoich nogach. Miała na szyi zawiązany szalik, który był teraz zwęglony. Oczy miała zamknięte, jakby spała. Wokół niej wił się długi, puchaty ogon w kolorze szarości, podobnie jak całe jej upierzenie.
– Czy ona...? – zaczął Skiper, czując coraz większy strach. Nie chciał zabić niewinnego stworzenia. Czuł wyrzuty sumienia, chociaż nie przyczynił się bezpośrednio do jej krzywdy.
- Żyje, ale oddycha słabo. Nie możemy jej tu zostawić. Weźmy ją do bazy, pomożemy jej. - odezwał się Kowalski, który znalazł się przy niej. - Szeregowy, nie smuć się, nic jej nie będzie. - starał się pocieszyć młodszego, który wciąż trzymał ją w swoich płetwach.
Młody wyglądał jakby za chwilę miał się popłakać. Sierść lemurzycy w niektórych miejscach poprzyklejana była od krwi, choć względnie wyglądała jakby nic więcej jej nie było. Miała nieco podpalone futerko, jednak jej stan do tragicznych nie należał. Lecz Szeregowy miał zbyt wrażliwe serduszko by móc na to patrzeć.
– Kowalski, weź Szeregowego i pozbądźcie się wszystkich dowodów, że my tu byliśmy. Ja z Rico przetransportujemy ją do bazy, tam ją opatrzymy. – rozporządził szef, a cała drużyna wzięła się do pracy.
Rico rzygnął na podłogę nosze i niepewnie ułożył na nie kruche ciało lemura. Wydała z siebie dziwny jęk, jednak ci niewiele myśląc, wzięli nosze i ruszyli w stronę ulicy, gdzie zaparkowany mieli swój mały, różowy samochodzik. Ułożyli ją na tylnich siedzeniach i wyjechali z parkingu i prędko ruszyli do zoo.
Rico jechał najszybciej jak się dało, jednak niezwykle uważnie. Zapewne również przejął się stanem dziewczyny i nie chciał jej jeszcze bardziej uszkodzić. Gdy zajechali pod bazę, niepewnie i po cichu wzięli nosze i przenieśli ją koło wejścia do bazy. Już mieli wejść do środka, jednak rozszedł się głos.
– O to wy mnie budzicie. – niespodziewanie koło nich pojawił się Julian, który wcale nie wyglądał jakby przed chwilą spał. Ba! Na jego wybiegu było słychać muzykę, zatem ten przyszedł tu z czystej ciekawości. Za nim stał też Moris i Mort, którzy zapewne byli świeżo wyciągnięci z łóżka. - Zabiliście małpę? – zapytał, patrząc zza nich, choć ci próbowali mu tego zabronić.
– Ona nie jest martwa i nie jest małpą, ogoniasty. To lemur, LEMUR taki sam jak ty. – powtórzył i odwrócił się od niego i wziął ją w płetwy i wślizgnął się do bazy.
Rico zwymiotował pałkę i uderzał nią o dłoń, patrząc na Juliana, który próbował więcej dowiedzieć się o tajemniczej lemurzycy i chciał wskoczyć za szefem. Moris wyglądał na tak zmęczonego, że nawet nie dotarło do niego, że pingwiny przyprowadziły zemdlonego lemura. Zaś Mort pomagał Julianowi i również chciał dostać się do środka, choć Rico skutecznie im na to nie pozwalał.
CZYTASZ
Pingwiny z Madagaskaru || one shot
HumorOne shoty z postaciami z serialu "Pingwiny z Madagaskaru"