Rozdział II

0 0 0
                                    


Devon skryty pomiędzy dachami przechodził spokojnie nie bacząc na ciągle przylatujący i odlatujące ptaki. Był środek nocy nikt nie powinien go zauważyć, tym bardziej że miał już jako takie doświadczenie skradaniu się w mroku. Przekradał się powoli do celu, który obrał kilka dni wcześniej, był to sporej wielkości opuszczony budynek. Przyglądał się i analizował go od paru dni, czy jest bezpieczny i czy nikt przesadnie nie kręci się w jego okolicy. Pod Devonem przechodził świat ludzi, nocni mieszkańcy miasta spacerowali po ciemnych ulicach w sobie tylko znanych celach. Ludzie nie patrzyli w górę. Bali się zerkać w gwiazdy.

Delikatnie uchylone okno wydało tylko głuchy pisk, wydawało się czekać na Devona, kiedy nienaoliwione zawiasy poruszyły się pod wpływem nawet tak delikatnego nacisku. Devon wślizgnął się do środka bez większych trudności i zamknął je za sobą. Tak jak się spodziewał, w środku nikogo nie było. Przeszukał uważnie wszystkie pokoje i odetchnął z ulgą.

- Teraz tylko czekać na przesyłkę – powiedział cicho do siebie. Kilka dni zajęło mu zdobycie tego czego oczekiwał jego zleceniodawca, nie wszędzie można znaleźć aż pięć kilo przypraw z Vidonii. jego paczka zawierała w sobie drogocenny lazurowy pieprz, który doskonale schodził na rynku po zawrotnych cenach jego zdobycie wymaga bardzo wiele nakładu pracy i często kończy się tragicznie, jednakże dom kupiecki który okradł zostałeś przez niego świetnie rozpracowany. Co nie znaczy, że przyszło mu to z wielką łatwością napotkał wiele problemów i koniec końców jego przesyłka jest o wiele mniejsza. Miesiące które spędził już na Górze były wystarczające, żeby poznał nieco ludzkiego świata wiedział jak się zachowują oraz jak rozmawiają. Był on lekko zdziwiony tym, że ludzie rozmawiają na podobnej tematyce co pożeracze. Nie sądził, że są oni tak do siebie podobni, co tylko jeszcze bardziej go irytowało. Część miasta jakie się znajduje nazywana jest dzielnicą szklaną.Nazwa została nadana przez ludzi prawdopodobnie dla tego, że mieszkali tutaj głównie przedstawiciele arystokracji, delikatni jak szkło i idealny cel kradzieży. Nie raz kradł już od biednych, jednak wolał większe łupy.

Ciche poruszenie drzwi wyrwało Devona z przemyśleń, ktoś wszedł do środka nie rozglądając się zbytnio po czym delikatnie zamknął za sobą drzwi zastukał umówiony sygnał i po prostu oczekiwał. Devon mu odpukał i wyszedł ze swojej kryjówki.

- Witaj Skarbimirze, mam dla ciebie twój pieprz - Pokazał sporą ,,przesyłkę" i uśmiechnął się. Pierwsze co nauczyli go inni pożeracze na górze to grać idiotę oraz ciągle się uśmiechać.

- Ciebie też dobrze widzieć Devonie, ale jednak widzę, że packa jest coś mniejsza. Był jakieś problemy? - Spytał jego kupiec

- Tak... Ten ciemnoskóry handlarz najął kilku ochroniarzy, miał naprawdę sporo w swoim magazynie. Musiałem działać szybciej..

- Dobra, nie tłumacz się - Przerwał mu wyciągając z pudełka święcący się zielony kryształ -Te syntetyczne alchemiczne kryształy są naprawdę drogie na rynku ledwo pokrywa twój pieprz ty o tym wiedz. Jednakże pięć kilo to pięć kilo umówione, zatem jedenaście kryształów ląduje w twoje ręce Jednak cena będzie wzrastać, na rynku syntetyków jest coraz mniej.

- Coś się stało, że ich nie ma? - Zdziwił się Devon

- Policja załatwiła alchemika i zaklinacza który dla nas robił kryształy - Splunął na podłogę i odpalił cygaretkę - To są czasochłonne rzeczy i wymagają dość sporo miejsca, a przydają się nie tylko wam. Więc będzie posucha dopóki ktoś się nie znajdzie. Szczęście jest takie, że rodzina Torino się już tym zajęła.

Devon pokiwał głową, to była jedna z tutejszych rodzin przestępczych pochodząca z zachodu Imperium. Szczególnie od czasów rewolucji wśród Skavlan ma dość spore dochody.

Głód i PłomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz