Rozdział VI

0 0 0
                                    


W zborze sytuacja wyglądała na lepiej niż normalną. Sprzęt dostarczony przez pożeraczy z powierzchni posłuży na kolejne miesiące przeżycia tu głęboko pod ziemią. Devon patrzył na to wszystko nieco z boku z zawiścią patrzył na Katechetę wymieniającego słowa z Junom. Nie chciał tego gościa oglądać już więcej w swoim życiu. Jednak, był on nierozwiązalnie powiązany z losem chłopaka. Sama ich niewielka społeczność wyglądała nieco lepiej niż te parę miesięcy temu, kiedy to dowiedział się, że będzie od tamtej pory pracował na powierzchni cały czas, z krótkimi możliwościami powrotu takimi jak ta. Przyszły też dobre wieści, dziś będzie ceremonia przywitania dwóch nowych pożeraczy w szeregi zboru. Nie zazdrościł im, to będzie jedna wielka indoktrynacja katechety, który wpajał będzie im do głowy swoje przez lata ćwiczone formułki. June nadal nie otrząsnęła się z jego nauk mimo nalegania chłopaka. Jednak mimo poprawy całej sytuacji był też złe informacje, w mieście ponoć coś zaczyna się na Górze dziać. Być może Baron władający tutejszymi włościami w końcu zainteresuje się kanałami i rozkwitem aktywności nie z tego świata. Devona jednak średnio to obchodziło, planuje jak najszybciej wydostać się z miasta i jak najdalej od tego zboru tych wszystkich problemów oraz chcę zacząć nowe życie. Jego życie do tej pory było zależne zawsze od kogoś lub czegoś. Od zawsze chciał czuć ten powiew wolności który objawiał mu się przez ostatnie parę miesięcy, kiedy to spędzał czas pośród ludzi, którzy wykorzystywali go w pełni. Widział wielokrotnie bogate budynki, majętne rodziny, ale i też biedę w tych gorszych dzielnicach miasta. Również natknął się na inne potwory, które jego zdaniem nie przypominały w zupełności człowieka. A jednak czuł, że gdyby były w tym samym miejscu co ludzie, byli by dokładnie tacy sami

Katecheta praktycznie nigdy nie wspominał o żadnych okrutnych bestiach, które czyhają w mroku, oczywiście szczuroludzie byli pierwszym lepszym skojarzeniem, jednak ich populacja była mocno kontrolowana przez ludzkich magów. Jednak wilkołaki, wampiry i ich sługi oraz setki innych, które czaiły się w mroku, aby sabotować cywilizację ludzkości i kiedyś ją przejąć nieco zdziwiły Devona. od zawsze ludzie panowali nad powierzchnią to pożeracze musieli się ukrywać od setek lat gdzieś na marginesie.

- Ludzkie robactwo - Powiedział sam do siebie w zamyśleniu.

- Co tam powiedziałeś Devon? - Spytał czyiś głos. Devon odwrócił się i spostrzegł posępną twarz Dereka - Dawno się nie widzieliśmy - Przywitał się z młodym zwiadowcą.

- Jakiś czas minął. Jak idą tobie polowania? Dalej tak samo dobrze? - Tamten wzruszył tajemniczy ramionami przymykając przy tym oczy.

- Myśliwy nigdy nie zdradza co, gdzie i ile - Odparł nieco głupio - Jednak mogę ci powiedzieć, że idzie znakomicie. Katecheta modli się teraz za nasze łowy i idzie jakoś tak... lepiej.

- Jak to się modli? - Nachmurzył się jeszcze bardziej chłopak

- No tak jak ci mówię. Miesiąc temu złożył ofiarę z mojej najlepszej kuszy i polowanie idzie lepiej. Tylko teraz pozostał mi już tylko oszczep.

Devonowi to się nie mieściło w głowie, że katecheta mógł wziąć najlepszą kuszę i po prostu ją zniszczyć. Jak to możliwe, że idą lepiej w takim razie? To kolejna jakaś sprytna sztuczka? Pożegnał się z Derekiem i podszedł wy kierunku jednego z namiotów z małym z pakunkiem. W środku znajdował się jeden z jego przyjaciół z dawnych lat, teraz niestety jego rodzina głodowała. Ojciec zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach podczas polowania, prawdodpobnie zabłądził, jednak Devon w to zupełnie nie wierzył mimo tego, że cała sytuacja, wstrząsnęła nim również. Jak wtedy najlepszy myśliwy mógł po prostu zaginąć? Devon podrzucił im trochę przypraw za które będą mogli wystarczająco na kilka tygodni jedzenia. Potem przeszedł jeszcze z kilkoma innymi pakunkami podobnych gabarytów. Życie w zborze to często sam ból, zbyt wielu odchodzi...

Juna w końcu skończyła rozmawiać z Katechetą. Ruszyła w stronę Devona znajdującego się po drugiej stronie kanału.

- Powinieneś iść porozmawiać z naszym Katecheta. To co robisz jest grzechem!

Zbył jej nędzne gadanie. Nie w smak mu jest rozmowa, z osobą która tylko się modli i wydaje często bezsensowne rozkazy i nakazy.

- Spoważniałabyś, a nie tylko bujasz w obłokach. To nie jest nikt szczególny.

Juna niemalże gotowała się z gniewu. Nie chciała nic mówić przy wszystkich w zborze. Była zbyt blisko Devona żeby go zgłosić Katechecie. Musiała działać jakoś inaczej. Z jednej strony chciała ruszyć z chłopakiem w odległe krainy, zobaczyć świat. Ale z drugiej strony chce zostać tutaj z katechęta. Widziała jaki jest słaby i schorowany...

- A zostajesz dzisiaj na wieczorne modły?

- Nie - Devon ruszył przed siebie. June zmroziło po raz kolejny.

- Jak śmiesz bezbożniku! - Wystrzeliła w końcu, kiedy ruszyła za nim dalej daleko w kanał

- Jak ty tak możesz całe nasze dziedzictwo zaprze...

- Cicho... Ktoś idzie – nagle zasłonił jej usta dłoniom Devon. Kanałem prosto do osady zbliżała się grupa osób. Od razu oboje wyczuli, że są to pożeracze. Ale nie z ich zboru, zapach był kompletnie inny. Mieli na sobie typowo ludzkie pancerze i trochę broni palnej. Jednak nie byli przygotowani do ataku.

Naprzecie grupie tajemniczych osób wyszedł katecheta oraz dwóch jego pomocników. Niemal od razu poszedł do pożeracza podobnie ubranego do siebie

- Witajcie, wyznawcy zboru Kła Róż. Widzę, że na dobre się zadomowiliście w kanałach - Zaczęli powoli zmierzać w głąb kanału.

Devon uśmiechnął się i spojrzał na zdziwioną June.

- No to widać stary ma jakieś tajemnice przed nami. Chodź musimy iść podsłuchać.

- Nie możemy Devon! Uspokój się!!! - Zaprotestowała ponownie, jednak poszła za nim bez siłowych sprzeciwów. Ciekawość w niej jednak była o wiele silniejsza.

Szli około piętnastu minut za postaciami. Dwójka pomocników Katechety zabezpieczała korytarz, jednak znający okolice Devon i Juna ominęli ich bez większych problemów. Znajdowali się w dużym przypominającym miskę pomieszczeniu. Katecheta rozpalił małe ognisko wrzucając coś do ognia, dym zabarwił się na lekko zielony kolor.

- ...im bardziej będziemy naciskać na nieumarłych z małych doków tym mniej dostaniemy. Lepiej już się układać z mutantami, mają o wiele więcej...

- To Oni załatwiają najwięcej żywności dla naszych zborów. Nieumarli nie muszą jeść tak wiele co my. Nie możemy tak po prostu złożyć ręce i oddać się tym wyznawcom pustki. Współpraca z nimi zawsze kończy się tak samo

Usłyszeli urywek rozmowy między katechetom a bliźniaczo do niego podobnym innym mężczyźnie.

- Co więcej ofiar dla mnie jest zbyt mało. Musimy przyśpieszyć. W mieście pojawił się przeciwnik... nowego rodzaju. Jakiego jeszcze tu nie było. Te półgłówki Pustki wszystko zaprzepaścił!

Nagle głowa jednego z pożeraczy uderzyła o ścianę. Został on popchnięty z nadludzką siłą. Zęby katechety, przyjęły wygląd zaostrzonych sztyletów. On sam powiększył się niemal dwukrotnie dominując swoją posturą w pomieszczeniu. Devon w przerażeniu aż zaniemówił i powoli z Juną rozpoczął się wycofywać. Furia w jego oczach była dzika oraz pochodząca nie z tego świata

- WIĘC TO NAPRAW! - Ryknął katecheta i rozbił głowę kolejnego pomocnika

To było coś więcej niż bieg. To była paniczna ucieczka o swoje życie. Prawda jaką odkrył wprawiła go w osłupienie. Devon biegł i biegł, nawet nie wiedząc gdzie. Ale też w głębi serca zasiała coś czego potrzebował od bardzo dawna, dowodu i powodu. Teraz wie, że aby uwolnić swój lud musi pokonać nie tylko ludzi, ale i też którzy tym ludem zarządzają i wpajają truciznę zwaną ,,Najwyższą Prawdą"

Zemsta już niedługo się urzeczywistni a wraz z nią jego lud powstanie z kolan! 

Głód i PłomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz