Rozdział 5. Ani żałoba, ani cisza.

29 0 9
                                    

Cisza dalej rządziła tym miejscem. Ciemność i mrok zdawały się tu mieszkać, a teraz mieszkała tu też i ona. Nadzieja znowu znalazła się w domku z którego tak bardzo chciała uciec. Tym razem jednak rozrzucała po podłodze białe płatki róży, szeroko się przy tym uśmiechając.

Mexus od kilku minut stał nad ciałem córki i próbował bez emocjonalnie wygonić stamtąd  syna. Minęło dużo czasu od jej faktycznego zgonu, ale nadal nikt nie uporał się z jej odejściem. Wezwane wcześniej wojsko powoli zbliżało się do placu. Słychać było ich kroki i odgłosy kopyt uderzających o ziemię. Armia, szła po ciało dziewczyny. Musieli się go pozbyć, tak aby nie zagrażało już nikomu, dlatego też Mexus próbował odsunąć od niego młodego czarodzieja. Ten jednak ze szczerą nienawiścią szedł w zaparte. Wrzeszczał na ojca tak długo, aż na placu pojawiła się wielka armia. Pełno czarodziei na koniach, ale także pieszo przybyło by chronić tłum przed zagrożeniem. Ku ich zdziwieniu, po niebezpieczeństwie nie było ani śladu. Białowłosy nie był wstanie podejść do swojej matki i przynajmniej spojrzeć na nią. Wiedział, że gdy ją zobaczy, zobaczy też Kylven. Ból w jego sercu był tak potężny, że chłopak nie miał siły przemówić do tłumu i wyjaśnić o co chodziło z wyrocznią. W końcu i tak nic by to już nie zmieniło. Przez jego głowę latało dużo wspomnień, nie mógł pozbyć się widoku uśmiechniętej siostry. Nie wiedział co robić.

Hrabia widząc armię podszedł szybko do generała i przywitał się z nim wyjaśniając co takiego się stało. Nie szczędził on dobrych słów na temat Mexusa.  Był w niego ślepo zapatrzony, myślał że uratował wszystkim życie. Tylko Dillion i jego ojciec znali bolesną prawdę. Niestety Armia składała się tylko z kilkudziesięciu wojowników, którzy nie byli zbytnio znani i ważni na tle rasy czarodziei, dlatego też i oni nie mieli pojęcia o wyroczni. Słysząc historię wypowiedzianą z ust Hrabi, wojownicy pochylili głowę przed Mexusem na znak podziękowania za poświecenie się dla ludu.

Dillion widząc ta sytuację, już chciał podbiec do generała i sam powiedzieć co się stało jednak gdy tylko wstał ktoś pociągnął go za rękę uniemożliwiając mu przy tym jakikolwiek ruch. Nim białowłosy zdążył coś powiedzieć, trzymający Blaky zaprowadził go do pustych już ławek za ciałem Kylven, tak aby nikt nie słyszał ich rozmowy. Jednorożec wyglądał inaczej niż przedtem. Mimo że miał opuchnięte oczy, wydawał się być napełniony energia i lekkim strachem. Nim  jednak chłopaki zaczęli rozmawiać, spojrzeli na siebie z bólem w oczach i przytulili się mocno. Czuli, że mają w tamtym momencie tylko siebie. Ciepło ich ciał powoli zanikało, nawet bliskość zdawała się być w tamtym momencie chłodna. Przytulenie nie trwało jednak długo. Blaky szybko odkleił się od przyjaciela i spojrzał na niego mówiąc cicho.

–Dillion...

Nie zdążył on jednak dokończyć, ponieważ czarodziej zaczął płakać i chodzić w kółko mówiąc do siebie. Widok ten lekko poruszył jednorożca. Wiedział, że to będzie trudna rozmowa.

– Zabił ją? Ona nie żyje – w jego głosie słychać było ból.

– Dillion posłuchaj mnie...

–Zabił ja na moich oczach! On zabił Kylven

Blaky podszedł do przyjaciela i pociągnął go mocno za ramię, mówiąc stanowczo w jego stronę. Miał mu do przekazania bardzo ważną wiadomość, a czas mijał i mijał.

– Posłuchaj rzesz mnie Dilion

Dillion zupełnie zignorował jednorożca i zaczął znowu płakać. Chciał się przytulić do przyjaciela, jednak ten złapał go za drugie ramię i mocno  potrząsnął mówiąc mu prosto w twarz

– Mogę ją uratować

– Miała tylko piętnaście lat...

Do chłopaka jednak nie dotarło co takiego powiedział jednorożec. Słowa jakie wypowiedział Blaky były dla niego jak wiatr. Puste i nic nieznaczące. Przyjaciel lekko podniósł brew na znak zdziwienia, że czarodziej w żaden sposób nie zareagował.  Jednorożec przełknął ślinę i krzyknął, ale na tyle cicho, aby nikt tego nie usłyszał.

Nadnaturalna Rzeczywistość: Dziecię ZłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz