Zabawę czas zacząć

92 13 16
                                    


Puk, puk, puk

Cieszę w gabinecie przerwało pukanie do drzwi. Król nie był zachwycony z tego powodu. Po  raz kolejny tego dnia ktoś ośmielił się zakłócić jego spokój. Jakby podpisywanie i uzupełnianie dokumentów nie było wystarczająco ważne.

- Wejść! - ton jego głosu jasno oznajmiał, że jeśli to nie jest coś istotnego to lepiej aby owa osoba nie wchodziła do pomieszczenia.
Jednak musiała to być dość istotna sprawa, bowiem po chwili drzwi stanęły otworem, a do gabinetu wkroczył jeden z gwardzistów Leonardo i szef służby Victor. Obaj dostrzegając oblicze króla zgięli się w pokłonach.

- Mam nadzieję, że to coś ważnego. - kontynuował Armek.

- Sala konferencyjna jest już przygotowana. Wszyscy się już na niej zebrali.- odparł Victor prostując się. - W sali balowej są wprowadzane ostatnie poprawki. Będzie gotowa przed czasem. Jedynie orkiestra może przybyć później.

- Doskonale Victorze, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Jednak nie pozwól, aby spóźnienie zespołu zepsuło ten wieczór.

- Oczywiście, wasza wysokość.
Król nieznacznie się uśmiechnął i spojrzał na gwardzistę.

- Czas już udać się na wybór kandydatek do eliminacji, wasza wysokość.

- Ech.- Armek niechętnie się podniósł - Drogi Konstanty - zwrócił się do pomagającego mu w pracy doradcy - Obiecałem ci wolne popołudnie, jednak rozumiesz powagę sytuacji i wierzę, że przejmiesz część moich papierkowych obowiązków?
Milczący do tej pory doradca lekko skinął głową.
- Proszę niczym się nie martwić. Wszystkim się zajmę.

- Doskonale, a teraz idziemy! - Król machnął w stronę Leonarda i Victora, po czym opuścili gabinet pozostawiając doradcę samego.- Gdzie jest moja małżonka?

- Powiedziała, że idzie przypudrować nosek. Kazała na siebie poczekać przed wejściem do sali konferencyjnej. - gwardzista wiedział, że taka odpowiedź nie zadowoli króla.

- Ach, przecież miała być już dawno gotowa. Czy ona musi robić wszystko po swojemu? Ahh z tymi kobietami...- kolejne uwagi względem Adrianny zachował dla siebie.

Dalszą drogę przebyli w milczeniu. Oczywiście przed wejściem na salę konferencyjną musieli poczekać na Adriannę.

- Dłużej się nie dało? - burknął Armek gdy tylko dostrzegł żonę.

- Jeśli twierdzisz, że źle wyglądam to mogę się wrócić i poprosić służbę, aby pomalowała mnie od nowa. - kobieta uśmiechnęła się psotnie do męża.

- Myślę, że pół dnia na wyszykowanie się to wystarczająco czasu.

- Nie znasz się, więc nie narzekaj, a teraz chodźmy, bo przekroczymy elegancką granicę spóźnienia.

Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę drzwi. Oczywiście król nie mógł pozwolić, aby to żona weszła pierwsza, więc sprawnie ją wyprzedził i pchnął wrota dzielące ich przed kolejnym pomieszczeniem.

Na sali zapanowała grobowa cisza. Wszyscy, bez wyjątku utkwili swe spojrzenie w olbrzymich dębowych drzwiach, które bez oporu ugięły się od pchnięcia króla. Ten dumnym, a nawet wywyższającym się spojrzeniem potraktował każdego z obecnych. Oczywiście w pierwszej kolejności oberwało się młodzieńcom, którzy za wszelką cenę starali się przetrwać tę cichą bitwę. Zupełnym przeciwieństwem okazała się małżonka Armeka, która niczym dobra matka wzruszyła się na widok gromadki swych pociech, z nadzieją, że czeka je lepsza przyszłość.
Niektórym owa cisza niemiłosiernie się dłużyła, napięcie kłębiło się w powietrzu. Stres i zdenerwowanie, chyba najlepiej było widać po Milo Grace, który przez chwilę zapomniał jak oddychać i zrobił się blady jak ściana. Teoretycznie w tym momencie nic mu nie groziło, ale któż to tam wie co siedzi w głowie króla. Lepiej martwić się na zapas.

Wojna Czy Pokój // Książka z zapisamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz