Konya, prowincja şehzade Osmana
Młodszy z synów haseki, najstarszy nie żył, lecz Osman wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić, przebywał z dala od stolicy. Nie była to dla niego żadna nowość zresztą niedawno przeniósł się z Amasyi. Oczywiście, do Stambułu było znacznie bliżej, jednak książę nie marzył o Konyi. Jego celem była Manisa. To zawsze musiała być Manisa. Sułtan przydzielając tę prowincję wskazywał swojego ulubieńca. Tak zrobił jego dziad, Selim. I tak samo uczynił ojciec Osmana oddając w ręce Ibrahima prowincję koronną. Od wielu, wielu lat to Manisa była najważniejsza, najbardziej pożądana i bezcenna.
- O czym tak rozmyślasz ukochany? - zapytała Hülya, matka dwóch synów Osmana oraz jednej sułtanki. Była jego pierwszą, a zarazem ukochaną kobietą. To ona najczęściej gościła w jego alkowie.
Jako książę, Osman miewał inne nałożnice. Głównie wysyłane mu przez matkę, której nie podobała się dominacja rudowłosej kobiety nad pozostałymi niewolnicami. Dała jej wnuki, lecz nie była do końca posłuszna. Osman jednak nie potrafił oprzeć się jej urokowi i za każdym razem wracał do jej alkowy. Była jego marzeniem, nadzieją oraz miłością. Jakże mógłby ją zostawić dla jakiejkolwiek innej hatun? Nie... To nie było w ogóle możliwe.
- O tym, co zawsze najdroższa - ucałował jej dłonie. - Manisa.
Osman i Hülya spacerowali po ogrodzie. Tutaj mogli odetchnąć od pałacu, chociaż na chwile. Dziećmi zajmowała się zaufana służąca. Sułtanka nie mogła pozwolić na to, aby byle kto zbliżył się do jej synów. Sulejman i Ahmed. Jej oczka w głowie. Chłopcy, którzy w jednej chwili podnieśli jej status. Sulejman był najstarszy i jednocześnie był bliźniakiem Şah. Ahmed był o rok młodszy. Dla sułtanki dzieci to nie tylko władza, ale i scementowanie miłości jej i księcia. Była im wszystkim bezwarunkowo oddana.
- Sułtan Bayezid to mądry władca. Wkrótce zrozumie, że to tobie należy się ta prowincja - posłała mu słodki uśmiech. Stanęła na palcach i delikatnie musnęła usta Osmana. Za każdym razem było tak samo. Serce trzepotało kobiecie w piersi jak oszalałe. Wystarczył taki drobny gest, aby przypomniała sobie pierwsze wspólne chwile. Było to jeszcze w Topkapi, kiedy to książę przechodził przez harem. Margit dopiero co przybyła do pałacu jako podarunek dla ówczesnej Baş Haseki, Safiye Hümaşah. Wcześniej przebywała w domostwie jednego z wezyrów, gdzie była wychowywana.
Rudowłosa faworyta niewiele pamiętała ze swojej przeszłości. Pochodziła z Węgier, ale czy była to bogata, czy biedna rodzina, to nie miała pojęcia. Mieszkała na granicy, co było bardzo niebezpieczne. W takich rejonach najłatwiej polowało się na potencjalnych niewolników. Miała osiem lub dziewięć lat, kiedy najechali na nich Turcy. Dzieci były łatwym celem. Świat był okrutny, ale mimo wszystkich przeciwności trafiła do haremu księcia. Matka Osmana ją wybrała do tej roli, lecz nie spodziewała się, że Margit nie będzie aż tak posłuszna. To właśnie prawowita żona sułtana nadała jej nowe imię. Marzenie. Marzenie dla Osmana.
Şehzade jednak nie odwzajemnił gestu kobiety. Położył dłoń na jej ramieniu i delikatnie odsunął ją od siebie. Padły słowa, które nigdy nie powinny paść z niczyich ust. Nigdy nie powinny zagościć w ludzkich umysłach. Tylko Allah miał do tego boskie prawo, gdyż jako jedyny był nad padyszachem.
- Wróć lepiej do dzieci - książę nagle sposępniał. Mimo żalu do ojca, nie mógł pozwolić na to, aby ktokolwiek uważał, że postąpił źle. A na pewno nie niewolnica, która miała służyć dynastii. Nawet pomimo miłości do Hülyi musiał ją utemperować. Nawet jeśli oznaczało to, że złamie jej oraz swoje serce.
Sułtanka bez słowa sprzeciwu ukłoniła się i odeszła. Była na siebie zła. Nie powinna nic mówić o padyszachu. Najlepiej było przemilczeć ten temat. Otarła łzę, która spłynęła po jej policzku. W haremie pokazywanie jakiejkolwiek oznaki słabości było nie wskazane.
CZYTASZ
Sultanate | Imperium Osmańskie
Historical Fiction[𝘞𝘖𝘓𝘕𝘖 𝘗𝘐𝘚𝘈𝘕𝘌] ❝𝐈𝐭 𝐢𝐬 𝐢𝐧 𝐦𝐞 𝐭𝐡𝐞 𝐬𝐭𝐫𝐞𝐧𝐠𝐭𝐡 𝐨𝐟 𝐭𝐡𝐢𝐬 𝐞𝐦𝐩𝐢𝐫𝐞❞ Sułtanat kobiet dopiero zaczyna się rozwijać. Obecny sułtan się starzeje, więc jego synowie coraz bardziej wtrącają się w sprawy państwowe, a ich matk...