ROZDZIAŁ 7

6 0 0
                                    

POV Luke

*siedem godzin wcześniej *

Wróciliśmy do pokoi. Dwie osoby właśnie dostały swoje zadania, skąd ten pomysł?

Czy wybawiciel może być jednym z nas?

Luke myśl, kto to mógłby być? Chociaż, może to jeszcze za wcześnie żeby kogoś oskarżyć. Również ciekawe kto teraz właśnie walczy o swoje życie, ale dobra nie o tym. Wziąłem swój telefon w dłoń i sprawdzam wiadomości,upewniając się, że nie jestem tym szczęściarzem ale nic nowego, nic nie dostałem. Twórca zablokował wszystkie kontakty oprócz własnego, możemy do niego w każdej chwili napisać. Galeria i aparat również jest dostępny, wszystko inne  zablokowane. Mądre, ale czy na pewno wszystkim zdołał zablokować dostęp do wszystkiego ? Może uda mi się jakoś zdjąć blokadę. Grzebałem już godzinę w komórce, do czasu gdy nie przyszło mi coś do głowy.

Chwila, Łon. Może on? Jest w końcu kujonem i z tego co wiem  jest  bardzo dobry z informatyki.

Wyszedłem z pokoju pewnym krokiem, ściskając telefon w ręce. Pokój Łona, który to?

Rozejrzałem się.
Dobra wchodzę do każdego po kolei.

Zapukałem do pokoju numer pięć, była to jedna z dziewczyn. Zamknąłem drzwi i spróbowałem teraz do pokoju numer osiem.

*puk *

Cisza

*pukpukpukpukpukpuk*

Zacząłem pukać bez przerwy, co się będę ograniczał.

-O, Hej Łon. - wyszczerzyłem się, zauważając, że moja dłoń jest blisko jego twarzy, prawie go puknąłem w czoło.

-Czego?-co za gbur. Uśmiechnąłem się bardziej.

-Mam sprawę kolego, wejdźmy do ciebie. - wepchnąłem się do pokoju, od razu rozwalając się mu na łóżku. Ale wygodne!

Spojrzał na mnie wyczekująco. O co mu chodzi?

-Co? Aż tak jestem przystojny?-zapytałem, figlarnie się uśmiechając.

-Czego chcesz?-zignorował moje pytanie.

-Aaa faktycznie, zauważyłeś, że mamy zablokowane telefony? Udało Ci się może rozgryźć te kodowania? Wiesz te kujońskie rzeczy. - znowu wyszczerzyłem zęby.

-Wyglądasz strasznie z tym czymś. - wskazał na usta na swojej twarzy. - ale nie. Nie udało mi się, najwidoczniej nie jestem aż takim kujonem. - stwierdził, patrząc w telefon. - Masz kawałek pietruszki między jedynką a dwójką.-znowu spojrzał na mnie.

-Ta, dzięki. - wstałem z łóżka i trzaskając drzwiami wyszedłem z pokoju. Zapomniał bym , otworzyłem znowu drzwi - i tak jesteś kujonem. - zamknąłem spowrotem wracając do siebie. No to na nic się tu nie zdam. Może odwiedzę Ashly, wydaje się bardzo zestresowana swoją obecnością tutaj, chociaż zaskakująco spokojnie to wszystko przyjęła.

Byłem siódmym porwanym, bałem się, płakałem. Przed dwa dni nie wyszedłem z pokoju. Był to czwarty dzień gdy porywacz zaczął sprowadzać tutaj nowe osoby. Przegapiłem przybycie tu innych. Dzień przed przybyciem tutaj mojej przyjaciółki odważyłem się wyjść z pokoju, pobiłem się tego dnia z Vectorem. On też się boi.

Zapukałem do ostatnich drzwi, widziałem gdy tu weszła. Numer trzynasty.

Czekaj czy on nas zaznaczył według porwania? Wróciłem szybko pod swoje drzwi, numer siódmy.

On jest pojebany!?

Wróciłam do Ashley, bez pukania wszedłem do jej pokoju. Nie ma jej. A nie czekaj, śpi.

Dla pewności podszedłem do niej i dotknąłem jej szyji, wyczuwalny puls.

-Dobranoc mała. - wychodząc zgasiłem światło. To chyba ja też lecę w kime.

*teraźniejszość *

Słyszę krzyki, wybiegłem z pokoju widząc resztę przy pokoju Ashly.

-Co jest stary? - zapytałem Vectora.

-Nie chcesz wiedzieć. -powiedział odwracając wzrok. - serio, nie chcesz. - zatrzymał mnie ręką gdy zamierzałem wepchnąć się w tłum.

-Czemu one płaczą? - zapytałem głośniej. Wskazując palcem na Sam, Mary, Jalsy i Merlego.

Rudy rudy rydz.

-Nie żyje. - powiedział obok Vectora blondyn, chyba miał na imię Suz.

-Przepuść mnie. - wyrwałem się i wszedłem prosto do pokoju. Cholera, poczułem żółc przy gardle. Krew, wszędzie krew. Zmasakrowana twarz i włosy, brązowe długie włosy porozwalane po pokoju.

Czekaj, to jest pokój Ashly.

-Ashly! Do cholerny Ashly!!

Pękłem, zacząłem płakać. Tyle lat razem, była moją siostrą, jeszcze chwilę temu spała, tutaj na tym łóżku, uśmiechając się co chwilę.

Czy to jest możliwe?

-stary, będzie dobrze. - położył rękę na moim ramieniu.

To Vector, ale co on mówi, jak może być dobrze gdy ciało mojej prawie siostry jest rozerwane na pół pokoju.

Zacząłem szybko się rozglądać i mignęło mi srebrne światełko, przy  jej ręce. Obok niej leży klucz.

-Vector, mamy coś, chodź . Zostaw go samego,później wrócimy. - powiedział Condre. Miał sińce pod oczami, on też płakał.

-wyjdźcie z stąd wszyscy! - zacząłem się wydzierać, nie chciałem żeby kto kolwiek jeszcze widział ją w tym stanie. Chce zostać z nią sam. Ten ostatni raz, chce się pożegnać.

-Jak będziesz gotowy, zawołaj nas. Godnie ją pochowany. Daj klucz. - powiedział Niebieskooki, wziąłem do ręki ten nieszczęsny klucz i rzuciłem nim w chłopaka.

Nie skomentował tego gdy dostał nim w czoło, podniósł go i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Zostaliśmy sami.

POV. Sam

-Zielony klucz, musi służyć do zielonych drzwi. Chodźmy tam. - powiedział Suz.

-Jesteście pewni, że chcemy zobaczyć co tam jest? - zapytałam.

-A mamy wybór? -odpowiedział mi blondyn.

Nie, nie mamy.

Chłopcy przyśpieszyli kroku, przez co i my z Mary musiałyśmy iść szybciej. Ledwo zadążając.

Dotarliśmy pod drzwi. Condre włożył klucz w zamek i przekręcił. Otworzyły się.

No to idziemy.

--------
No to tak, ostatni dziś!

Przeżyj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz