rozdział 7

370 32 0
                                    

Obudziłam się rano, promienie słońca oślepiały moją twarz.

Coś mi się nie zgadzało, mianowicie nie byłam w swojej sypialni.

Chciałam wstać, ale czyjaś ręka uniemożliwiała, mi wstanie. Udało mi się wstać, wtedy zorientowałam się, że jestem naga. Szybko znalazłam moje ciuchy, pośpiechu je ubrałam. Ostatni raz popatrzyłam na blondyna, który spokojnie sobie spał z uśmiechem na ustach. Żal mi było go zostawiać.

Następnie włożyłam buty i poszłam do domu.

Weszłam po cichu, zamykając za sobą drzwi.

Od razu w oczy rzuciły mi się walizki.

Przede mną pojawiła się moja matka.

- Doigrałaś się smarkulo !! Za trzy godziny masz samolot. Nie chcę cię już na oczy widzieć.

- Wiesz co? SPIERDALAJ.

- Jak ty się odzywasz do matki ?! Jesteś zwykłą puszczalską dziwką. Wiedzieliśmy, że wychowaliśmy jakąś lafiryndę.

- Gdybyś mnie wychowywała. Dla mnie jesteś obcą kobietą nie matką !! - Ostatnie słowo mocno zaakcentowałam.

Poczułam piekący policzek. Odruchowo chwyciłam się za to miejsce.

Uciekłam do pokoju, gdzie znajdowały się tylko meble. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Po dwóch godzinach przyszła moja matka.

- Samochód już jest. Nie chcę cię już na oczy widzieć.

Nie odpowiedziałam jej, nie miałam siły. Wstałam, poszłam się ubrać. Wyszłam na zewnątrz, wsiadłam na tylne siedzenia i odjechałam.

Patrzyłam się za krajobraz, który mijałam, będę bardzo tęsknić za tym miejscem.

Za Eleną, Calumem, Michaelem, Ashtonem, ale najbardziej za Lukiem.

Dojechałam na lotnisko.

Podróż minęła mi niezwykle nudno.

Na lotnisku czekał na mnie lokaj mojej nowej rodzinki.

Zabrał mnie do ich wielkiej rezydencji.

- Witaj Ateno. - Przywitała mnie jakaś pani po pięćdziesiątce. Oczywiście nie obeszło się bez chłodnego tonu.

- Dzień dobry.

Wyczujcie ten sarkazm.

Obok nich stał David. Muszę przyznać, że był całkiem ładny. Wyglądał na minimów dwadzieścia trzy lata.

Okazało się, że ten ślub jest za tydzień. Na serio nie jestem jebaną lalką do sterowania. Moja kochana przyszła teściowa już zaczęła mnie truć o dzieciach. Na miłość boską ja nawet szkoły jeszcze nie skończyłam, a ta już o dzieciach pieprzy.

Dowiedziałam się, że mój przyszły teść jest premierem. No to się wkopałam.

Ślub się odbył, byli moi rodzice. Nie wiem po co. Jakaś rodzina Davida, której nawet nie znałam.

Co teraz bym dała, żeby być z chłopakami i Eleną.

Szkołę zdałam oczywiście z najlepszymi wynikami.

****

Siedziałam właśnie z moją teściową w salonie.

- Od dzisiaj masz się ubierać jak prawdziwa dama. Twoje maniery nie są najgorsze, ale i tak musisz się cała zmienić.

Miesiąc później

Leżałam na podłodze w naszej sypialni. David kopał mnie po twarzy, ciągnął za włosy. Okazało się, że jest damskim bokserem.

Nie chciałam mieć takiego życia, ale jedynie co mnie trzymało to moje jeszcze nienarodzone dziecko.

Nienawidziłam całej tej popieprzonej rodzinki.

Osiem miesięcy później

Dzisiaj na świat przyszła moja córeczka. Nazwałam ją Sophie Elena Ross. Oczywiście nazwisko po moim mężu.

Mimo iż moja teściowa nie zgadzała się na takie imię, miałam ją głęboko gdzieś.

W moim życiu nie było lepiej, ten bydlak nadal mnie tłukł.

Z innej sprawy, Luke, Calum, Michael oraz Ash założyli kapelę, która odnosiła wielki sukces. Każdy na świecie ich znał.

Mała Sophie rosła, miała już trzy lalka. Była taka śliczna, miała piękne blond loczki i śliczne błękitne oczka. Dopiero rok temu zdałam sobie sprawę, że to córka Luka. Było to, wtedy kiedy temu małemu urwisowi spodobał się rock.

Dziękuję że jesteś // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz