Strzępami świadomości dosięgam zapachu drew, zatopionych w porannej rosie.
Ostatkami sił, brnę w ich głąb, przedzierając się przez osty lęków.
Krążę coraz dłużej, czuję coraz silniej.
Przekraczam granicę rzeczywistości.
I stawiam za nią pewne kroki.
Dopóki czyjaś dłoń, nie wyrwie mnie z powrotem.
Do kraju najbrzydszej rzeczywistości