2 || Zgoda

87 8 0
                                    

Wszelkie marzenia Yllienne o tym, że wybierze się na tę misję sama prysły, kiedy chłopak punktualnie pojawił się w ustalonym miejscu. Jedyne co mogła zrobić, to westchnąć ciężko w duszy, zacisnąć zęby i jakoś przez to przejść.

Teraz oboje stali po przeciwnych stronach windy, opierając się plecami i jedną nogą o ścianę, z rękoma założonymi na piersi. Yllie patrzyła gdzieś w bok, zajmując myśli planowaniem, jak rozegrać całą sprawę w zależności od tego ilu imperialnych będzie na nich czekać.

Dużo czasu na to nie było, bo winda dość szybko dowiozła ich na miejsce, gdzie trzeba było już tylko przebiec kawałek.

— A tam coś jest? — usłyszała, kiedy już zdążyła wskoczyć przy pomocy liany na jeden ze starych kontenerów.

— Zapewne robactwo. — wzruszyła ramionami, nawet się nie odwracając. — Jakie to ma znaczenie?

— Zwykła ciekawość. — rzuciła krótkie spojrzenie przez ramię. Przez chwilę zastanawiała się czy wspomnieć coś o okropnej faunie i florze tej planety, czy może jednak milczeć. Wygrało milczenie. — I chęć nawiązania dialogu... — dodał ciszej, ale jednak to usłyszała.

Ale ponownie, zdecydowała się to przemilczeć, bo nie miała ochoty gadać. Zwykle nie była zbyt rozmowna, raczej ciężko było się z nią dogadać. Wybierała skupianie się na tym, na czym się znała, mianowicie na walce. Rozmowa i kontakty z innymi stały gdzieś dalej na jej liście priorytetów, zazwyczaj ograniczała je dość mocno, szczególnie podczas akcji.

To była krótka piłka - słuchała gdzie ma iść i co zrobić, i tyle. Robiła to. Odpowiadała skinieniem głowy albo krótkim: "Jasne". A wszelkie próby nawiązania z nią dłuższej konwersacji, kiedy to nie ona ją zaczynała... Cóż, dość szybko ucinała.

— Ale jak widać nie jesteś zbyt rozmowna. — przewróciła oczami ciężko sobie wzdychając i nawet nie patrząc czy za nią idzie, ruszyła dalej. Skoczyła na ścianę z drewna i innej roślinności i gładko na nią wskoczyła, podciągając się za krawędź.

— Więc gdzie są Wookiee? — zapytała Saw, otrzepując ręce i kucając obok. Bo zdawkowym spojrzeniu za siebie stwierdziła, że rudy za nią przyszedł, więc Saw jej póki co nie ochrzani za jej lekko zbyt pewne siebie zaufanie.

Saw szybko wszystko wyjaśnił, zostawiając im na wszelki wypadek mapę i poszedł dalej ze swoim oddziałem.
Będą musieli się mniej-więcej zgrać w czasie, jeśli wszystko ma płynnie pójść.

Na szczęście Cal nie miał jej zbyt dużo do powiedzenia, więc szybko mogli ruszyć w dalszą drogę, przeskakując po pnączach i niezbyt pewnych górkach z drewna, roślin i skał, aż dotarli do początku imperialnej stacji. Pierwszych dwóch szturmowców stojących na straży nie było im ciężko zdjąć po cichu.

W ten sposób, nie zwracając niczyjej uwagi mogli dalej rozeznać się w sytuacji.

— Naliczyłam siedmiu. Dobry jesteś? — mruknęła cicho, spoglądając na niego kolejny z tych nielicznych razy podczas tej "wycieczki".

— Inaczej bym chyba nie żył, nie? — prychnęła tylko w odpowiedzi, poprawiając trochę swój warkocz.

Nic nie mówiąc wybiegła z ich kryjówki za ścianą i zaskoczyła jednego ze szturmowców, wskakując mu na ramiona i zaraz potem przewracając. Następni szybko zareagowali, zdołała wyrwać jednemu z nich pałkę, przeskakując za jego plecy. Wtedy dopiero wyciągnęła miecz świetlny i rzuciła w swojego przeciwnika pałką, potem z łatwością już odcinając mu głowę.

Nie oszukujmy się, szturmowcy nie byli wymagającymi przeciwnikami nawet jeśli mieli większą przewagę liczebną. Rozprawiła się z nimi dość szybko, jednego jeszcze zrzucając do... Jakiejś wody pomieszanej z błotem, z której już nie wyszedł.

— Zdaje się, że miałeś pomagać, a nie się gapić. — trzymając już wyłączony miecz w dłoni rozłożyła ręce na bok, patrząc z lekką frustracją na stojącego sobie spokojnie przy ścianie Cala.

— Zdaje się, że mówiłaś, że nie potrzebujesz pomocy. — wzruszył ramionami.

— Ty...! — zamiast pogrozić mu palcem, zaczęła tak wymachiwać rękojeścią miecza. Ale jak widać nie skończyła mówić tego co zamierzała. Wdech i wydech Yllie, wdech i wydech... — Nie obracaj moich własnych słów przeciwko mnie. — finalnie powiedziała całkiem coś innego niż chciała.

— Przecież praktycznie się do mnie nie odzywasz, co takiego mam obracać przeciwko tobie? — nie no, ona z nim po prostu nie wytrzyma. Zaraz zacznie uciekać przed tą marchewą i wróci do misji dopiero, kiedy zgubi go w tym cholernym lesie.

— Po prostu mnie nie denerwuj, czy ja tak dużo wymagam? — zapytała, wzdychając i opuszczając rękę w której trzymała miecz, drugą w tym samym czasie opierając o biodro. — Chce mieć to szybko z głowy i wrócić do swojego normalnego życia, jasne?

— Oczywiście, szefowo.

Zdenerwował ją jeszcze bardziej nazywając ją w ten sposób, ale to już postanowiła zignorować. To tylko kilka godzin, niedługo przyłączy się do partyzantów, a potem jakoś do Rebelii i będzie w końcu robić ze swoim życiem to co chce. Wyrwie się z tej planety, zostawi gdzieś w tyle swojego życia swojego okropnego "mistrza" i wszystko zacznie się układać.

Ha, a kiedyś myślała, że sprawy nigdy nie będą "się układać", dopóki Imperium rządzi większością galaktyki, a tu proszę. Życie trochę zmieniło jej pogląd na tę sytuację, obecnie pragnęła jedynie ucieczki z tej planety.

***

Wszystko szło im gładko, nawet jeśli Yllie narzekała wcześniej na to, że jej towarzysz nic nie robi, to później się to zmieniło. Co prawda zrobiła trochę zamieszania, gdy BD stwierdził, że teraz chce siedzieć na jej plecach, lecz obyło się bez większych awantur.

Trochę problemów sprawił im natomiast droid strażniczy, który pilnował cel Wookieech, jednak po jednym uderzeniu plecami o ścianę, Yllie odcięła mu nogi, a Cal zaraz potem głowę.
Także jak widać nie było zbytnio komplikacji, a nawet jak się jakieś trafiły (jak to było ze szturmowcami czystki), to szybko się nimi zajęli.

— Idealne zgranie w czasie, nie sądzisz? — odezwała się do Saw, gdy wszyscy spotkali się na imperialnym lądowisku niemal w sercu tego całego budynku. — Akurat na czas, by uratować wam wszystkim skórę. — uśmiechnęła się trochę zwycięsko, bawiąc się w ręku rękojeścią swojego miecza.

— Widzę, że czyjeś towarzystwo w trakcie misji jednak cię nie zabiło. — przewróciła oczami na tę uwagę.

— Bardzo zabawne. — w tym miejscu założyła ręce na piersi. — Więc... Będę mogła się z tobą zabrać? W końcu posiadanie Jedi w swoich szeregach to byłby niezły prestiż, nie?

Trochę obawiała się jego odpowiedzi na to pytanie. Z jednej strony odkąd tylko zaczęły się walki na Kashyyyku i poznała się z Saw tylko czekała na to, by oficjalnie dołączyć do jego grupy i za jakiś czas wyjechać z tej planety.
Ale z drugiej... Miała teraz sporo wątpliwości czy rzeczywiście będzie chciał ją zabrać wiedząc, że niezbyt lubi pracę w zespole (na czym przecież opierała się jego grupa).

Jednak raz się żyje, musiała o to zapytać. Uważała, że jej umiejętności w walce jednak zaważą na przyjęciu jej i już zaraz będzie mogła pomachać na do widzenia Mace'owi Windu.

— Przekaż swojemu mistrzowi, że chcesz się zabrać z nami.

Kiedy to usłyszała aż uśmiechnęła się szeroko, co nieczęsto można było u niej zaobserwować.

~od Autorki~

Ja chciałam tylko tutaj powiedzieć, że ta {1}, która pojawiła się przy tytule oznacza, że postanowiłam od tej książki zrobić serię :)) Pierwotnie miały być dwie części, ale jednak włączę tutaj jeszcze jedno opowiadanie z Mando, które obecnie jest niepubliczne i jeszcze jedno którego w ogóle wcześniej miało nie być...

A zresztą, wszystko mam ładnie ułożone w swoim opisie na watt, także jak ktoś nie ogarnia o co mi chodzi to właśnie tam zapraszam xD

Change of Fate || Star Wars {1}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz