Prolog

205 11 0
                                    

Yllienne nie pamiętała zbyt wiele ze swojego dzieciństwa. Matka była dla niej mglistym obrazem, znała jej wygląd tak naprawdę tylko dlatego, że kilka lat po czystce natknęła się wraz ze swoim mistrzem na jej ciotkę - siostrę bliźniaczkę matki Yllie.

Wszystko co potrafiła odnaleźć w pamięci z okresu swojego wczesnego dzieciństwa ograniczało się do kilku ćwiczeń w Świątyni Jedi na Coruscant i ogromnego strachu, kiedy z innymi adeptami siedziała w Sali Rady Jedi, czekając co z nią dalej będzie.
Mogła przysiąc, że wciąż czuje pod skórą ten strach, jaki wtedy przeżywała, nawet nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Dźwięk krzyków, strzałów z blastera i krzyżujących się mieczy świetlnych był wystarczający, by zrozumieć, że coś jest nie tak.

Odpoczywając wieczorem przed misją, jaką miała mieć następnego dnia z Rebeliantami na Kashyyyku mimowolnie to sobie przypominała. Miała przed oczami obraz sali, w której siedziała z innymi dzieciakami - niektóre starsze od niej, inne młodsze - oczekując, co będzie. Siedziała skulona przy ścianie, zasłaniając twarz swoimi czarnymi jak smoła włosami i powtarzając sobie, że to tylko jakiś zły sen albo wizja Mocy, z której zaraz się obudzi.

Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Przerzuciła włosy z twarzy na plecy, skupiając całą swoją uwagę na zakapturzonej postaci, która rozglądała się po pomieszczeniu.

W końcu zaczęła do niej powoli podchodzić, jednak gdy wyciągała miecz świetlny wiedziała już, że nie jest to wspomnienie przeszłości, a sen, który miała okazję już kilka razy zobaczyć. Odsunęła się jeszcze dalej pod ścianę, chociaż wcześniej wydawało jej się to niemożliwe, patrząc z przerażeniem na to, jak każda osoba, którą mija ta postać pada na ziemię bez życia. Nie musiał nawet ich dotykać czy na nich patrzeć - zupełnie jakby równolegle do siebie ciągnął jakąś aurę śmierci.

W momencie, w którym postać podniosła rękę by zrzucić kaptur, dziewczynka zamknęła oczy, próbując sobie przypomnieć, że to koszmar, że to się nie dzieje, że bieg wydarzeń był zupełnie inny, że ta postać nigdy jej nie dopadła.

Jednak nie mogła.

— Zostaw mnie... — załkała cicho. Na nic więcej nie było jej stać.

Aczkolwiek postać jej nie zostawiła, schyliła się, biorąc ją na ręce, po czym odwróciła się i zaczęła wychodzić z sali, w której poza nią i Yllienne nie było już żadnej żywej duszy. Nie podobało jej się to, że ta osoba przytula ją do siebie, okrywając dodatkowo trochę swoim płaszczem, ale nie mogła się ruszyć.

— Idziemy do domu.

W chwili, gdy usłyszała te słowa, gwałtownie podniosła się na prowizorycznym łóżku, łapiąc szybko oddech. Przetarła szybko oczy, które były mokre od łez i wstała z łóżka, zarzucając na siebie płaszcz, który wisiał niedaleko na krześle.

Potem wyszła z namiotu, upewniając się, że nie ma jej już w Świątyni Jedi, ani na Coruscant. Wciąż była na pełnym zieleni Kashyyyku, gdzie w końcu jej życie miało zacząć zmieniać się na lepsze.
Uśmiechnęła się do siebie delikatnie, widząc jak słońce zaczyna gdzieś daleko na horyzoncie obwieszczać nowy dzień i wróciła do namiotu, by wykorzystać jeszcze te ostatnie wolne chwile na odpoczynek i w pełni uspokojenie się po koszmarze.

Yllienne:

Yllienne:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Change of Fate || Star Wars {1}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz