1 || Rebelia i te sprawy

142 9 0
                                    

Żeby większy atak miał jakikolwiek sens, musieli najpierw odbić Wookieech. To zadanie miało w dużej mierze spaść na Yllienne, kiedy tylko zajęliby jedną z baz Imperium na Kashyyyku.

I to właśnie się działo. Pełno strzałów latało w powietrzu, różne rzeczy wybuchały, zabierając ze sobą wiele ludzi do grobu. Imperialni nie zdążyli nawet rozstawić ciężkich dział, a już zostali zestrzeleni przez partyzantów.
Yllienne brała udział w walkach przy bazie, by pozbyć się reszty szturmowców, którzy akurat tam stacjonowali.

Kiedy już się z tym uporała i wyszła na lądowisko akurat było już w wszystkim, a ku jej niemałemu zaskoczenia niedaleko leżało przewrócone AT-AT. Co prawda słyszała jakiś czas temu huk, ale nie sądziła, że akurat to było jego przyczyną. Przygładziła trochę włosy na czubku głowy ręką, bo akurat nie była w nastroju na to, by poprawiać jeszcze warkocz, z którego zapewne więcej włosów teraz wystawało niż było splecionych, ale miała to gdzieś. Takie szybkie przygładzenie musiało wystarczyć, by wyglądała jak człowiek.
Akurat gdy zaczęła rozmawiać z dwoma partyzantkami, usłyszała, jak ktoś ją woła.

— Yllienne! — odwróciła się do Saw, który machał ręką w jej stronę, by podeszła do niego i jakiegoś chłopaka, z którym rozmawiał.

Uśmiechnęła się do kobiet i powiedziała pospiesznie, że porozmawiają później i poszła tam. Gdyby jej charakter miał wziąć górę, odkrzyknęłaby zapewne coś w stylu: "Za chwilę!" albo "Śmierć na ciebie czeka to i ty na mnie poczekasz!", ale że zależało jej na tym, by dołączyć się do Saw i odciąć wreszcie od mistrza, to powstrzymała się od tego.

— Yllienne, Cal Kestis. — przedstawił jej tego rudowłosego chłopaka, z którym rozmawiał. Dziewczyna popatrzyła przez chwilę na niego, potem na chłopaka i rękę, którą wyciągnął w jej stronę i znów wróciła wzrokiem do Saw, unosząc przy tym lekko brew.

— I na co mi ta informacja? — zapytała, kiedy charakter wziął nad nią górę. Czy nie było przypadkiem wspominane, że była Mace'owi Windu nie tyle drzazgą, co całym lasem w oku? Tak... Była trudna w obyciu.
Mężczyzna westchnął widząc już, w jaką stronę zmierza ta rozmowa.

— Oboje jesteście z zakonu Jedi, więc uznałem, że powinniście się poznać. — uniosła brwi, patrząc z boku na chłopaka, mierząc go oceniającym spojrzeniem.

— Co? — zapytała, ukrywając dość dobrze zaskoczenie.

— Dokładnie to co słyszysz. — odezwał się w końcu chłopak, opierając ręce na biodrach i przekrzywiając lekko głowę, również dokładnie jej się przyglądając.

Warkocz, o którym stanie było już mówione wcześniej mówił bardzo dosadnie o tym, co przeżyła tamtego dnia, jednak nie tylko on. Lekko przybrudzone świeżym błotem spodnie i wysokie buty wskazywały na to, że trochę się nabiegała, zanim dostała się do środka bazy Imperium. Poza tym na jej twarzy zbytnio nie było śladów niczego - no oczywiście poza lekkim zmęczeniem i ogólnym zniechęceniem do ogólnej sytuacji.

— A już myślałam, że inkwizytorzy w ogóle po coś są... — mruknęła zgryźliwie, zakładając ręce na piersi.

— Jak widać nie radzą sobie tak dobrze jak powinni. — Cal wzruszył ramionami mówiąc to i skupił w końcu wzrok na twarzy dziewczyny, zamiast lustrowaniu jej całej. Błękitne oczy przebijały się wyraźnie przez czerń włosów, które już dawno wyplątały się z warkocza, jednak nie wyrażały prawie żadnych emocji, nie licząc zmęczenia.

— Czy ty próbujesz mi w delikatny sposób przekazać, że potrzebuję pomocy? — zapytała bezpośrednio Saw, zadzierając trochę głowę do góry. Teraz już w jej oczach zaczęły pojawiać się cienie złości, widoczne jak na dłoni. — Nie wierzę, przecież mnie znasz! — dodała, kiedy w ciągu kilku minut nie uzyskała żadnej odpowiedzi.

— Właśnie dlatego, że cię znam tak postępuję. — prychnęła.

— Nie potrzebuję pomocy padawana! — nie przejmując się tym, że chłopak stoi tuż obok i wszystko dokładnie słyszy podniosła rękę i wskazała na niego, drugą dłoń opierając na biodrze. Pochyliła się przy tym trochę do przodu, akcentując dodatkowo swoje słowa.

To nie był pierwszy raz, kiedy odstawiała komuś taką scenkę. Jako mała dziewczynka w Świątyni Jedi nie była taka śmiała, jednak im starsza była, tym trudniej było z nią wytrzymywać. Windu codziennie przeklinał w myślach dzień, w którym zdecydował się na jej szkolenie i robił to dodatkowo za każdym razem, kiedy robiła taką szopkę - czy to jemu, czy komuś z ich otoczenia, które nawiasem mówiąc dość często zmieniali.

— Możesz chociaż raz nie odstawiać tych swoich cyrków? — zapytał spokojnie Saw. Yllie odetchnęła sobie głęboko, uspokajając się trochę.

— W porządku. Nie potrzebuję pomocy i dobrze o tym wiesz, więc czemu mi ją dajesz? — nic nie odpowiedział.

— Hola hola, po co ta agresja? — odwróciła się gwałtownie i wręcz spiorunowała wzrokiem Laterona, który to powiedział. Przejechała szybko wzrokiem po nim oraz po ciemnoskórej kobiecie, która stała niedaleko niego przy statku, który jak widać niedawno wylądował. Jak mogła tego nie zauważyć?

Mimo iż z jej oczu wręcz ciskały się pioruny, to wzrok miała lodowaty zupełnie jak błękit jej oczu. Greez wręcz natychmiast zaczął machać swoimi wszystkimi rękami, mrucząc coś szybko i niewyraźnie pod nosem. Kiedy Yllie na powrót odwróciła się do Saw, ten już odchodził.

— Saw! — krzyknęła, wciąż stojąc w miejscu. O nie, tak łatwo nie zakończy tej rozmowy. Rzuciła krótkie spojrzenie na rudowłosego, a potem pokręciła szybko głową i zaczęła iść za Saw. — Ugh, Saw, czekaj! — podbiegła do niego, wyrównując z nim krok. — Wiesz, nie mówię, że on jest kompletnie nieprzydatny, ale... Ja akurat tej pomocy nie potrzebuję, możesz go wysłać z jakimś innym oddziałem, nie pogardzą nawet padawanem... 

— Przestań, na litość Mocy... — westchnął ciężko, zatrzymując się - co zrobiła też Yllienne zaraz po nim. — Twoja duma nie ucierpi, a tylko łatwiej będzie ci wykonać zadanie. Potraktuj to... Jako projekt grupowy, albo raczej w parach.

— Nie mam zamiaru tego tak traktować! — doprawdy zachowywała się jak dziecko, gdyby tylko jej ciotka to widziała, to powiedziałaby, że nie ma prawie nic z matki - chociaż ta miewała czasem epizody, podczas których zachowywała się podobnie. Ale to było jeszcze przed wojnami klonów... — Nie skończyłam tej rozmowy...! — krzyknęła za nim, kiedy ponownie zaczął odchodzić, ale tym razem nie ruszyła się z miejsca.

— Bo zaraz zostawię cię tu z twoim mistrzem! — odpowiedział tylko, z cieniem żartobliwego tonu w głosie, co tylko bardziej rozzłościło Yllie, ale nie sprzeczała się już dalej.

Bardzo nie chciała, by ta "groźba" się spełniła, więc postanowiła spróbować przecierpieć tę misję z pożal się Mocy rudym.
Założyła ręce na piersi i odwróciła głowę w jego stronę, zauważając, że stoi i już gada ze swoją - jak się domyślała - ekipą. Odetchnęła sobie w myślach oraz policzyła do zera do dziesięciu i na odwrót, zanim znowu się odezwała.

— Za dwie godziny przy windzie! I nie spóźnij się, bo nie będę czekać! — krzyknęła do niego, ukrywając zdenerwowanie i nie czekając na żadną odpowiedź wróciła do swoich, lepszych zajęć.

~od Autorki~

Czujcie się wolni jeśli chodzi o wszelkie komentowanie itd., tym bardziej jeśli będą tu jakieś błędy w pisowni 😂

Ten rozdział to jeszcze takie wprowadzenie, następne będą dłuższe jakby co 😉

Change of Fate || Star Wars {1}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz