Rozdział 6

5K 298 149
                                    

Zaczynamy weekend.

Rozdział 6

Mamrocząc pod nosem wszystkie znane sobie przekleństwa, Severus wszedł do domu Harry'ego, który od dwóch tygodni był także jego miejscem zamieszkania. Zdjął płaszcz, a potem wmaszerował do salonu i opadł na fotel. Ten dzień prawie go wykończył, a to coś znaczyło, skoro Czarny Pan nie zdołał tego dokonać.

– Już jesteś? – usłyszał głos Harry'ego. Chłopak wyjechał na wózku z pomieszczenia, w którym jak już wiedział, znajdowała się mugolska pralka. – Masz minę, jakbyś co najmniej chciał komuś wlepić szlaban z Filchem i odebrać wszystkie punkty.

– Gdybyś miał taki dzień jak ja, też miałbyś taką minę. Gwarantuję ci to! – sarknął Mistrz Eliksirów.

– Trzeba ci kawy z czymś mocniejszym. Zrobić ci kawy po irlandzku?

– Poproszę – mruknął, zerkając za chłopakiem, który wjechał do kuchni z różdżką w ręku. Pięć minut później przelewitował na stolik dwa kubki z kawą. Ta dla Severusa została odpowiednio doprawiona alkoholem.

– No to słucham. Co się stało? – spytał Harry, sięgając po swój kubek.

Severus dziwił się, że wspólne mieszkanie okazało się takie bezproblemowe. Właściwie widywali się rano, kiedy jedli wspólnie śniadanie, a potem dopiero późnym popołudniem, kiedy starszy czarodziej wracał z pracy. Budowa nowej filii została już ukończona i teraz zgodnie z planem poszukiwał kandydatów na poszczególne stanowiska. Na razie efekty były marne. Dostał naprawdę sporo podań o pracę, ale większość musiała chyba nieźle koloryzować w swoich życiorysach, bo umiejętności w ogóle nie pokrywały się z tym, co napisali. Dlatego postanowił przeprowadzić rekrutację w nieco inny sposób. I wszystko wskazywało na to, że podjął słuszną decyzję.

Tego dnia postanowił przetestować dziesięciu kandydatów. Przydzielił im stanowiska i kazał uwarzyć kilka eliksirów, które uważał za wręcz oczywiste.

– I co się stało? – spytał Harry, słuchając całej opowieści.

– Dziewięć na dziesięć wybuchów! – powiedział zirytowany. – Dziesiąty zaczął wydzielać smród zgnilizny! Wywaliłem wszystkich od razu! Merlinie! Chcą pracować w laboratorium, a wysadzają kociołek z eliksirem pieprzowym? To jaki wybuch nastąpiłby, gdyby musieli warzyć eliksir tojadowy?!

– Fakt. Nie brzmi to najlepiej – zgodził się młodszy czarodziej. – Słuchaj, wiem, że pewnie za chwilę wyzwiesz mnie od imbecyli, zupełnie jak za starych, dobrych dni, ale przydałby ci się wieczór relaksu. Inaczej jutro sterroryzujesz i przekreślisz kolejnych kandydatów, bo od rana będziesz na nich warczał, zanim zdołają cokolwiek pokazać.

Severus zastanowił się przez chwilę. Może i coś w tym było. Przez ostatnie kilka dni ciągle chodził spięty, a jeszcze musiał dać znać szefowi, jak idzie rekrutacja. Wiedział, że był wymagający, ale eliksiry wymagały pewnej ręki i precyzji. Tutaj nie było miejsca na idiotyczne błędy, bo mogło dojść do tragedii. To nie był Hogwart, gdzie Longbottom wysadzał kociołek na najprostszych mieszankach. Ci ludzie śmieli nazywać się profesjonalistami, a wyszło na to, że to była jedna, wielka bzdura.

– Co proponujesz? – spytał, patrząc na Harry'ego.

– Zjeść coś dobrego, włączyć jeden z tych seriali kryminalnych, które uwielbiasz sarkastycznie komentować, gorąca kąpiel, a potem mogę zrobić ci masaż na rozluźnienie – powiedział.

ZapomnianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz