5. Słodkich snów

62 8 2
                                    

W czwartek Marcela nie było w szkole. Tego dnia zatem dyżur bycia męczącą mnie osobą przypadał Mai.

— Cześć — zagadała do mnie, gdy tylko dotarłem na piętro, na którym miała być pierwsza lekcja. — Chciałam zapytać, czy będziesz w sobotę na imprezie...

— Tak, będę — odpowiedziałem. — Marcel też.

Poczułem, jak parzy mnie język. Powiedziałem to odruchowo, ponieważ duża część naszych rozmów dotyczyła imprezy no i idę na nią tylko ze względu na niego.

— Wiem, pisał mi — dziewczyna uśmiechnęła się. — Tylko od ciebie nie miałam jeszcze informacji. Ale to super! Właśnie, a jak robimy z historią? Masz jakiś pomysł na temat?

— Szczerze, to się nie zastanawiałem — odparłem. — A ty o czymś myślałaś?

— Może teatr grecki? — zaproponowała. — Jeśli ci odpowiada.

— Spoko, brzmi ciekawie. I całkiem łatwo — odparłem, chociaż szczerze nie obchodziło mnie kompletnie jaki będzie nasz temat, byleby to zdać. 

— Pójdziemy dziś się zapisać?

— Z tego, co wiem, nauczyciel jest dziś w szkole dopiero od szóstej lekcji — powiedziałem, dumny z siebie, że wcześniej dokładnie to sprawdziłem i zaplanowałem swoją odpowiedź. — A ja po piątej się zmywam, mam lekarza.

— Aj, rozumiem. No to pozostaje nam zapisać się jutro.

Tak, jutro. W ostatniej chwili. Tak, aby Maja nie mogła uciec i zostawić mnie samego z Marcelem.

Po piątej lekcji, tak jak zapowiedziałem Mai, urwałem się z dwóch ostatnich lekcji. Jednak, na żadną wizytę nie byłem tego dnia umówiony. Był to zwyczajne wagary w dobrej wierze. Bowiem musiałem czekać z zapisami do ostatniej chwili, aby wkręcić do naszej grupy również Marcela.

*****

Rodzice kończyli tego dnia wcześniej niż ja, więc aby uniknąć pytań o mój zbyt wczesny powrót, po szkole zaszedłem jeszcze do galerii. Pooglądałem buty sportowe i książki, kupiłem coś do jedzenia i wróciłem do domu. Tam zastałem zaskakujący widok.

W salonie przy stole z moimi rodzicami siedział Marcel. Radośnie popijali razem kawę, rozmawiali i słuchali kiepskiej polskiej muzyki, która leciała w telewizji.

— Cześć Olek — powiedziała mama. — Twój kolega mówił, że robicie razem projekt na zaliczenie. Był troszkę za wcześniej więc zaprosiliśmy go do środka. Jadłeś coś?

— Jadłem. Nie chcę obiadu.

— Szkoda — odparł Marcel z sympatycznym uśmiechem. — Twoja mama zrobiła przepyszną karkówkę.

Nie rozumiem. Co to za zabawa w pana idealnego?

— Oj, schlebiasz mi! To co, chłopcy, pójdziecie na górę? Weźcie to do picia.

— Pewnie — wymusiłem uśmiech na twarzy zabierając sok jabłkowy i dwie szklanki. — Chodźmy.

Marcel podniósł się z miejsca, podziękował moim rodzicom i udał się za mną do mojego pokoju.

— Więc, co cię tu przywiało? — spytałem siadając na łóżku.

Marcel zatrzymał się na środku pokoju i zaczął rozglądać się dookoła. Po chwili usiadł przy biurku. Spoważniał. Jego fałszywy uśmiech, którym oczarował moich rodziców, zniknął.

Właściwie, to skąd wzięły się plotki na jego temat, jeśli tak bardzo dbał o swoją pozytywną opinię? Nie, właściwie to w szkole był bardziej oschły, nie dbał o nią. Był miły tylko dla moich rodziców i (wydaje mi się) dla niektórych dziewczyn. Mai, przykładowo.

Sąsiad ze zbitym oknem | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz