6.5. Herbata z cytryną

45 8 4
                                    

— Nie nastawiłeś budzika?! — obudził mnie krzyk mojej matki i odgłos odsłaniania rolet.

— Wróciłem późno — mruknąłem zakrywając twarz kołdrą. — Przecież mówiłem, że idę na imprezę.

— Wychodzimy do kościoła za pół godziny.

— Pójdę sam wieczorem.

— O nie, nie, nie będę cię podwozić. Idziesz z nami.

Zostałem więc zmuszony do opuszczenia łóżka. Dopiero teraz poczułem, jak okropnie boli mnie głowa. Byłem spragniony, zmęczony i czułem, że w każdej chwili mogę zwymiotować.

Na śniadanie wypiłem tylko herbatę z dużym plastrem cytryny. Mama widząc to westchnęła z wyrazem zawiedzenia moją niepełnoletnią osobą, jednak była zbyt zajęta wybieraniem się na mszę, aby zrobić mi wykład o tym, że przed osiemnastką się nie pije.

Wspomnienia z ostatniej nocy dochodziły do mnie stopniowo, po kolei.

Przyjechaliśmy. Daliśmy prezent Mai.

Potem czarnowłosa piła wódkę bez popity. Graliśmy w ,,nigdy przenigdy". Chyba nie powiedziałem nic kompromitującego. Potem była ta zabawa w zgadywanie, kto pił, a kto nie. A potem...

Prawie zakrztusiłem się herbatą, przypominając sobie ostatnie wydarzenia.

Pocałowałem Marcela. Pamiętam to jak przez mgłę, ale cholera, naprawdę to zrobiłem. Pamiętam głośną muzykę w tle, pamiętam jak wpychałem mu język do ust, objąłem jego szyję i czerwone policzki bruneta.

— Olek, pospiesz się — poganiała mnie matka.

Nie wierzę. Idę na niedzielną mszę, niczym wzorowy katolik, dzień po tym jak obściskiwałem się z chłopakiem i upiłem się jak świnia.

Sąsiad ze zbitym oknem | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz