Wampir

1K 62 2
                                    

Jane
Powinnam była go posłuchać i zostać na naszym piętrze, zrozumiałam to gdy zobaczyłam mężczyznę o czerwonych oczach który wychodził z pokoju siostry Oliego. Cofnęłam się kilka kroków wystraszona, on wydawał się zaskoczony moim widokiem.
- Nie zrobię ci krzywdy.- Rozejrzałam się wokół szukając drogi ucieczki.
- Co tutaj robisz? I jak się tu dostałeś?- Głos mi drżał. Musze go zagadać do powrotu strażników. Instynktownie położyłam dłoń na brzuchu chociaż to nie była dla nich żadna ochrona.
- Musiałem porozmawiać z Sarą. Nie chciałem was niepokoić, ale inaczej się nie dało. Przepraszam.- Powiedział  i zwyczajnie zszedł schodami. Tak jakby nie był wampirem w domu pełnym wilkołaków. Pobiegłam do jej pokoju, weszłam bez pukania. Siedziała skulona koło łóżka z pustym wyrazem twarzy.
- W porządku?- Dotknęłam jej ramienia, zerwała się na równe nogi wystraszona.
- Nie zauważyłam kiedy weszłaś. Co tutaj robisz?- Spytała zaskoczona.
- Widziałam mężczyznę który stąd wychodził, zrobił ci coś?- Pokręciła energicznie głową na nie.
- Błagam nie mów nikomu, więcej tego nie zrobi.- Teraz musiałam wyglądać jak ona chwilę temu.
- Connor powinien wiedzieć, jest alfą, a on jakoś dostał się do domu głównego.
- Proszę, jeśli się dowie to powie mojemu bratu. Nie jestem gotowa żeby rozmawiać o tym co się tam stało.- Miała łzy w oczach, głos jej się łamał gdy to mówiła.
- Dobrze, ale jeśli się to powtórzy...
- Nie powtórzy.- Zapewniła zanim zdążyłam dokończyć.
- Wracam do sypialni zanim wróci mój mate, jeśli będziesz czegoś potrzebować możesz przyjść o każdej porze.
- Dziękuje- sapnęła z ulgą.
Connor
Pieprzeni, głupi krwiopijcy, biegliśmy za nimi aż do obrzeży miasta. Sześciu mężczyzn i dwie kobiety przekroczyli naszą granice. Na szczęście moi strażnicy od razu ich zwęszyli, puki jest tu siostra Oliego będę musiał dorzucić wilkołaka do każdego dyżuru. Zrobiliśmy rundę wokół naszych ziem ale po wampirach nie było śladu. Wróciłem wkurzony do domu, gdyby udało się nam któregoś złapać może dowiedziałbym się co planują. Wbiegłem na nasze piętro, musiałem sprawdzić czy z Jane wszystko dobrze. Jej świeży zapach czuć było na całym piętrze, oczywiście że mnie nie posłuchała. Wszedłem do sypialni, spała skulona na swojej połowie łóżka. Ogarnąłem się zanim do niej dołączyłem. Mój sen trwał chwilę, budzik przerwał go zanim ten się porządnie zaczął. Jane kręciła się już po pokoju ubrana.
- Śpij, jest wcześnie.- Powiedziała cicho wyłączając go.
- Nie puszcze cię samej- usiadłem przecierając oczy.
- Mam dwóch strażników w warsztacie.
- Jade z tobą.
- O której wróciłeś? Ledwo siedzisz.- Podniosłem na nią wkurwiony wzrok, zmęczenie w połączeniu z jej sprzeciwem źle na mnie działały.- To spojrzenie już mnie nie rusza wilczku.- Dodała wychodząc do kuchni. Dołączyłem do niej już ubrany, dałem jej klapsa.
- A to na ciebie działa kochanie?
- Spytaj mnie gdy wrócę- odpowiedziała zalotnie. Mój fiut przestał odbierać informacje o zmęczeniu od reszty ciała. Podążyłem za nią na korytarz.- Mówię serio, dzisiaj jest ze mną Sam i Luk. Idź spać- pokręciłem głową na nie. Ze schodów doszedł do nas tupot biegnącego Oliego.
- Dobrze że jeszcze cię złapałem, jadę z tobą, zwariuje w czterech ścianach.- Facet właśnie skrócił moje męki, naprawdę go kurwa lubię.
- Jedzmy już.
Jane
Nie mogłam na nich patrzeć. Jeden zaciskał szczękę rozkręcając starego garbusa. Drugi siedział w fotelu przyprowadzonym z mojego gabinetu pijąc kawę za kawą. Strażnicy tez się dzisiaj kręcili poddenerwowani, nie wiem czy było to skutkiem nocnej wizyty wampirów czy obecnością wkurwionego alfy. Chyba wszyscy byli zadowoleni gdy po odbiorze zleceń wróciliśmy do domu. Mój mate zabrał mnie prosto do łóżka, zasnął przytulony z dłonią na moim brzuchu. Budził się za każdym razem gdy próbowałam się z pod niej wydostać. Zamknęłam oczy marząc o chociaż krótkiej drzemce ale nie mogłam. Wciąż myślałam o wampirze i Sarze. Powinnam była powiedzieć Conorowi, ale gdybym była na jej miejscu też bym wolała najpierw to sobie poukładać, a potem z kimś porozmawiać.
- Śpij, to była ciężka noc, potrzebujesz tego- wymruczał mój mate całując moją szyje.
- Nie mogę zasnąć.
- Coś się dzieje?
- Nie- pomasowałam jego rękę. Zaciągnął się moim zapachem.
- Czuje od Ciebie kłamstwo.- Zajebiście.
- Martwię się o Sare.
- Wiem kochanie, ale nic więcej nie możemy na razie zrobić. Jest bezpieczna.- Wtulił się mocniej we mnie.
- Tak- potwierdziłam, nic więcej nie przeszło mi przez gardło.
Tydzień później
Po siedmiu dniach spokoju wszyscy wróciliśmy do dawnej rutyny. Connor musiał więcej pracować żeby ogarnąć finanse i dokumenty kliniki która była już oficjalnie otwarta. Ja z Olim jeździłam do warsztatu, wychodziłam z pracy o dwunastej, a on zostawał do szesnastej. Jego siostrę widywałam rzadko, mój przyjaciel zmuszał ją żeby jadła z nami kolacje. Praktycznie się nie odzywała, odpowiadała krótko gdy próbowaliśmy ją zagadać. Martwiło go że całe dnie spędzała sama w pokoju, kilkakrotnie odmówiła wizyty u lekarza i nie chciała rozmawiać o tym co tam się stało. Dzisiejszy dzień zapowiadał się tak samo, więc zdziwiłam się gdy przyszła do mnie. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na stołku przy kuchennej wyspie.
- Mam dużą prośbę.- Zaczęła niepewnie.- Gabriel podczas swojej wizyty wymusił na mnie obietnice. Chce się ze mną dzisiaj widzieć.
- Jak wejdzie na teren stada to Alfa się wścieknie, drugi raz mu tego nie odpuści.- Nie byłam pewna czy jest tego świadoma.
- Wiemy, on nie chce konfliktu.- Spuściła wzrok na swoje dłonie.- Mam się z nim spotkać na obrzeżach miasta koło starej leśniczówki.
- Jaką masz prośbę?- Chyba znałam odpowiedz.  
- Strażnicy powiadomią Oliego jeśli opuszczę wasz teren sama.- Spojrzała mi w oczy.- On nie stanowi zagrożenia.
- Skąd wiesz?
- Bo to mój wybranek- już słyszałam to określenie ale nie mogłam sobie przypomnieć co znaczyło.- To jak więź mate, tylko że można ją zerwać.
- Chcesz być z nim związana?
- Nie... Nie wiem... Chciałam żeby zerwał naszą więź, ale on odmówił. Wie że podjęłam tą decyzje przez to co się tam wydarzyło. Powiedział że da mi czas, tylko musi mieć pewność że u mnie... że się trzymam.
- Connor mnie zabije i twój brat też i będą mieć racje. Ja pierdole kiedy on tam będzie?
- Już jest, mam czas do zachodu słońca żeby się zjawić, inaczej on przyjdzie tutaj.- A potem mój mate zabroni mi wychodzić w obawie że mężczyzna znów tu wróci.
- Powiem mu że idziemy się przewietrzyć, ale po jakiejś godzinie zacznie nas szukać.
- Nie zejdzie nam tak długo, przyrzekam.- Oby, wkurwiony alfa jest ciężki do zniesienia.
- Mam jeszcze jedno pytanie, jakim cudem wilki nie wyczuły zapachu Gabriela?- Lekko się uśmiecha.
- Włamał się twojego warsztatu, ukradł ubranie strażnika, zapach wilkołaka zamaskował jego.
- Ej, myślałam że zapomniałam zamknąć.
- Nie, to on.
- Chodźmy, zanim on przyjdzie.
Dobrze że mój mężczyzna był zbyt zmęczony dokumentami, żeby skupić się na mnie gdy go okłamywałam. Poprosił tylko żebym szybko wróciła bo chce się ze mną zdrzemnąć. Serce mi waliło w klatce piersiowej całą drogę do granicy, rozglądałam wypatrując wilków i mojego mate. Spokój nie trwał długo, uczucie niepokoju wróciło gdy zobaczyłam Gabriela. Nie był większy od Connora ale z jego postawy biła siła, pewność siebie, wydawał się groźny stojąc z zaplecionymi na piersi ramionami.
- Porozmawiam z nim tylko chwile, nie musisz ze mną wychodzić.- Lekko drżał jej głos gdy to mówiła. Przytaknęłam na zgodę. Powoli wysiadła z auta i do niego podeszła. Ja rozglądałam się mając nadzieję że jest sam. Najpierw ich rozmowa wydawała się spokojna, ona stała krok przed nim, trochę musiała zadzierać głowę do góry, a on się do niej uśmiechał. Potem cały się spiął, gdy coś mu powiedziała. Lewą ręką złapał jej ramię, a prawą podbródek. Powoli mówił jej coś prosto w oczy. Jedna łza spłynęła po policzku Sary gdy mu odpowiedziała. Rozmawiali stojąc tak przez chwile. Złapała dłoń którą trzymał na jej podbródku, wyglądała na wystraszoną. Teraz tylko on mówił, potem pocałował ją lekko przez chwilę. Spięła się, puścił ją i poszedł do swojego samochodu. Dotknęła swoich ust stojąc tam, chciałam do niej iść, ale ocknęła się i wróciła do mnie.
- W porządku?
- Tak- odpowiedziała chyba zdziwiona.- Naprawdę tak.- Dodała szeptem jakby sama nie mogła w to uwierzyć.
- Wracamy?- Pokiwała na zgodę.
Odpaliłam silnik, ruszyłam w drogę powrotną. Było mi lżej że już po wszystkim.
- Kurwa- Szepnęła Sara, chłopcy siedzieli na schodach, wyglądali na zdenerwowanych. Ja pierdole. Napisałam w wiadomości „trzymamy się swojej wersji, byłyśmy na lodach„ i pokazałam jej ekran. Wysiadłyśmy udając że nic się nie dzieje.
- Gdzie byłyście?- Warknął
- W mieście, znowu miałam ochotę na lody.- Przeszłam obok niego udając poirytowaną jego nad opiekuńczością.  
- Czemu śmierdzi od niej wampirem na kilometr?- Ciarki mnie przeszły gdy usłyszałam jego mroczny ton głosu. Connor stanął za moimi plecami zaciągając się moim zapachem. To będzie kurewsko długa noc.

Dzicy WojownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz