Tej nocy Sophie zerwała się z kolejnego żywego snu. Księżyc lśnił wysoko na bezchmurnym niebie, a Nicolas spokojnie spał przy jej boku. Powoli, niemal bezszelestnie wyślizgnęła się z małżeńskiego łoża i wyszła z sypialni, nie zwracając uwagi na swoje bose stopy czy białą, cienką koszulę nocną zdobioną misterną koronką, sięgającą niemal kostek. Biegła korytarzami zamczyska ciągnąc za sobą zaciekawione spojrzenia gwardzistów.
Północne skrzydło, nawet nie mrugnęła gdy przekraczała jego granicę. Nogi same ją niosły, jakby wiedziały lepiej, gdzie mają podążać niż ich właścicielka. Sophie nawet się nad tym nie zastanawiała. Wiedziała jedynie, że to nie będzie kolejna spokojna noc, z resztą już nie pamiętała, kiedy ostatnio takie miała.
Stając przed pokrytą boazerią ścianą, wiedziała jedynie, że zaledwie kilka kroków dalej, na końcu tego korytarza znajdowała się zamknięta na klucz sypialnia pochłoniętej mrokiem księżniczki. Obraz przedstawiający Dekienę został szczelnie zasłonięty płótnem nasączonym w olejach przygotowanym przez Teri oraz Tserę w Pałacu Lodów. Wciąż się słyszy, że rytuał był długi i obfitował w wiele elementów. Jednak nikomu nie zostały zdradzone jego szczegóły, jedynie te dwie kobiety je znały i były gotowe zabrać, ze sobą do grobu.
Sophie nawet nie zarejestrowała momentu kiedy jej prawa ręka się uniosła, by następnie z precyzją chirurga przesunęła się po jednej z desek, pozostawiając po sobie połyskującą, lazurową poświatę, która szybko wnikała w drewno. Zamek ustąpił, a drzwi na grubość ściany cofnęły się w jej głąb i sunęły w bok, robiąc przejście. Bez mrugnięcia okiem przekroczyła próg. Oglądając horror, najpewniej w tym momencie krzyczałaby, że dziewczyna jest głupia. Przecież było oczywiste, że zaraz potwór wyłoni się zza ściany, a drzwi uwiążą ją w pułapce. Tym razem się tym nie przejmowała. To ona był bohaterką i sama popełniała błąd, który wyśmiewała od lat.
Ściany wyglądały, jakby od setek lat były muskane wiatrem i piachem, a zapach wilgoci drażnił wrażliwy nos Sophie. W oddali było słychać ciche kap, kap, kap. Dźwięk spadających kropli roznosił się echem między starymi, kamiennymi murami.
Młoda królowa śniła o tym ciemnym korytarzu, odkąd wybudziła się z długiego, niemal śmiertelnego snu. Nadal widziała znikające w nim oblicze swej matki. Serce ściskało się w jej klatce piersiowej na samo jej wspomnienie. Zrobiła długi krok w głąb tajemnego przejścia, a drzwi ukryte w ścianie zamknęły się za nią z hukiem. Była niemal pewna, że cały zamek słyszał tek odgłos. Gwałtownie odwróciła się w jego stronę.
Jej serce zabiło ze zdwojoną siłą. Nie wiedziała, jak się stąd wydostać i przede wszystkim gdzie była. Dziękowała jedynie za wyostrzony wzrok, który służył jej w tej ciemności.
– Przecież, tak źle nie może być – szepnęła do siebie, próbując zagłuszyć dźwięk dudniącego serca. – Najwyżej zginę, a Nicolas mnie zabije.
Wzięła głęboki oddech, zacisnęła dłonie na materiale koszuli nocnej i ruszyła przed siebie. Bosymi stopami czuła, że kamień, po którym stąpała, był coraz bardziej wilgotny, ale nie było się czemu dziwić, skoro po fragmencie jednej ze ścian wąskiego przejścia płynęła strużką woda. Jednak ona, zamiast podporządkowywać się grawitacji, sunęła w górę, mając w nosie jej zasady. Sophie pełna zaskoczenia ostrożnie dotknęła tego zjawiska. Pod palcami poczuła mrowienie. Zaczęła nimi delikatnie poruszać, po czym zabrała dłoń.
Ruszyła dalej, miała wrażenie, że korytarz ciągnął się w nieskończoność, przyprawiając jej zmarznięte ciało o gęsią skórkę. Zatrzymała się przed schodami prowadzącymi jedynie do góry. Były strome i kręte. To właśnie przy nich zaczęła odczuwać słaby odczyn magiczny. Nie wiedziała, co znajdowało się na ich szczycie, ale była pewna jednego. Miało to związek z jej matką.
CZYTASZ
Poślubiona Mroku - Naznaczona Ciemością Tom 2
VampirePo starciu z Dekieną wszyscy myśleli, że Sophie nie żyje, ona się jednak obudziła, ale już nie była taka sama. Te kilka dni niemal śmiertelnego snu zmieniły ją na zawsze. Teraz na jej drodze stają nowe wyzwania i prastara historia o rodzinie jej mat...