Rozdział 5

462 22 7
                                    


Sophie siedziała oparta o zimną ścianę, na szczycie zachodniej wieży. Studiowała księgę oprawioną w niedźwiedzią skórę i skrupulatnie rozszyfrowywała zapiski swojej matki. Stary język, w którym były pisane zaklęcia, nie należał do najprostszych, ale dawała sobie radę, tak przynajmniej twierdziła Nagy. Nie miała wyboru i musiała sobie poradzić. Do pełni księżyca nie zostało wiele czasu, a na spotkanie z Najwyższymi w sabacie musiała być gotowa.

Przewróciła stronę i widząc kilka niejasnych dla niej informacji, zajrzała do innej księgi. Dzięki wampirzym zdolnością znacznie szybciej udawało jej się przestudiować wszystkie pozycje. To była jedyna strona jej nadnaturalności, którą udało jej się w miarę opanować. Dzięki temu, że przez wiele miesięcy obserwowała wampiry w ich naturalnym środowisku, było jej znacznie łatwiej.

"Jestem tak blisko, znajdź mnie". Te słowa bez przerwy krążyły po głowie Sophie. Kim była ta kobieta? Wydawała jej się znajoma, ale nadal nie wiedziała skąd. Zamknęła księgę i położyła ją obok, na zakurzoną drewnianą podłogę. Przygryzła wargę i niezgrabnie podniosła się z podłogi. Stanęła pewnie na nogach i z intrygującą myślą rozejrzała się dookoła.

– Munditia – powiedziała, przesuwając dłonią w powietrzu.

Kurz zaczął się unosić, po czym znikł. Całe pomieszczenie w jednej sekundzie zaczęło wyglądać zupełnie inaczej. Odzyskało część dawnego blasku. Na twarzy Sophie ukazał się delikatny uśmiech. Mogła zrobić coś takiego sama! Poczuła, jak narasta w niej pewność siebie. Nie była tak beznadziejna, jak czasami myślała.

Zamknięta w wieży, spędziła długie godziny i nim zapadł zmrok, odłożyła kolejną książkę i ją opuściła. Idąc korytarzem, czuła się jak złodziej, zwłaszcza w momencie, w którym zauważyła Nicolasa w towarzystwie dwóch mężczyzn, znajomych jej jedynie z widzenia. Szybko cofnęła się do korytarza, z którego skręciła i przyległa do ściany pokrytej boazerią. Oddychała szybko, a bicie jej serca przyspieszyło. Czy naprawdę była złodziejem, we własnym domu? Przyłożyła dłoń do piersi i wzięła głęboki oddech. Co się z nią działo? Od kiedy tak reagowała na widok Nicolasa?

Sophie zacisnęła drobne dłonie w pięść, obróciła się na pięcie i postawiła pierwszy krok do przodu. Uderzyła w pierś króla. Straciła równowagę i upadłaby gdyby nie silna ręka, która szybko zareagowała. Przyciągnął ją bliżej siebie i wziął głęboki oddech. Pachniała kurzem, starym papierem i suszonymi wiązankami kwiatów. Niepewnie się jej przyjrzał, zastanawiając się, skąd mogła wracać. Było to zachodzenie skrzydło

– Najdroższa, jak ci mija dzień? – zapytał z ustami przy jej uchu.

Zesztywniała, po czym szybko otrząsnęła się i odepchnęła się dłońmi od piersi męża. Spojrzała na niego, przybierając uśmiech.

– Intensywnie – odparła zdawkowo.

Nicolas pełen podejrzeń skinął jedynie głową. Spojrzał przez ramię na królewskich urzędników.

– Skończymy naszą rozmowę jutro.

– Z całym szacunkiem królu, ale... – zaczął jeden z nich.

– Jutro – przerwał mu ostro Nicolas.

Niczym pannę młodą wziął w swoje ramiona Sophie i w wampirzym tempie ruszył do swojego gabinetu. Postawił ją nieopodal zestawu wypoczynkowego i podszedł do karafek z trunkami. Nalał do kryształowej szklanki jeden z nich i wziął łyk.

Sophie czuła się skołowana.

– Usiądź. – Wskazał ręką, w której trzymał szklankę na kanapę. Przyglądając mu się uważnie, zrobiła to, o co prosił. – Musimy porozmawiać.

Poślubiona Mroku - Naznaczona Ciemością Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz