VI

236 34 9
                                    

czy wrocilam do pisania  tego ff po 1,5 roku? tak. czy zaluje? troche. ale chce to skonczyc bo mi nie daje spokoju. mam nadzieje, ze jest jakikowiek progres. dajcie znac, jesli ktokolowiek jeszcze tu jest :D


                    Dazai zaskoczył go swoją obecnością  dopiero wieczorem. Wszedł do zakładu, zastając go palącego papierosa, przeglądając magazyn z ofertą sklepu meblowego. Chuuya zdawał się nie zwracać na niego uwagi, siedząc z nogami opartymi o blat.
— Dlaczego chcesz To zrobić? - powiedział w końcu. Jego głos przeszył budynek, odbijając się echem od marmurowych ścian, żeby nieprzyjemnym brzdękiem wrócić do jego głowy. „Dlaczego chcesz To zrobić?" „To" ściskało go w gardle i nie chciało przejść przez usta.
— Co takiego?
— To - wskazał na niego gestem z otwartej dłoni - Dlaczego?
— Nie rozumiem. Co masz na myśli?

                „Dlaczego planujesz się zabić?", mówi w końcu, ale słowa wychodzą z jego ust mimowolnie, odcina się od nich całą swoją świadomością. A Dazai śmieje się, że osiągnął, co chciał, bo on zawsze osiąga to, czego chciał (i Chuuya gdzieś głęboko w sobie wie, że z pragnieniem śmierci będzie podobnie).
— Miałem kiedyś pacjenta. Chciał być pisarzem. Czytasz książki?
— Nie.
— Szkoda - wzruszył ramionami — A gdybyś miał dar- nie, nie dar. Czy gdybyś miał moc, żeby uśmiercić jedną osobę, a w zamian wskrzesić inną, zrobiłbyś to?
— Gdybym miał moc Boga, na pewno nie tkwiłbym tutaj. A tkwię.
— Poteoretyzujmy.
— Gdybym miał taką moc, to chyba bym się złamał w sobie. Człowiek by tak nie mógł, z taką presją...
— Dlatego lubię czytać książki i sobie sporo wyobrażać. Wierzę w moc sprawczą słowa.

                    W tym momencie wyciągnął z torby przewieszonej przez ramię plik dokumentów i podał je Chuuyi prosto do rąk.
— Co to?
— Moc sprawcza słowa. Akta notarialne, testament, parę innych dokumentów. Kiedy już popełnię samobójstwo - na słowo „samobójstwo" Chuuya mimowolnie się wzdrygnął — To przepiszę na ciebie sporo pieniędzy. Nie dowiesz się, ile konkretnie, ale na spokojnie umeblujesz sobie mieszkanie - tutaj wskazał na stosik magazynów z meblami leżących na jego biurku — i na czynsz zostanie, na jakieś pół roku, a jeśli nie będziesz rozrzutny, to i rok. Oczywiście, o ile przystaniesz na moją propozycję.

                        Chuuya zwiesił wzrok. Czy gdyby mógł kogoś uśmiercić, w zamian za życie kogoś innego, zrobiłby to? Oczywiście, że nie. A gdyby miał przyklasnąć czyjejś śmierci dla forsy, to zgodziłby się? Nad tym sam jeszcze debatował.
Jeśli się zgodzi, stanie się posiadaczem całkiem dużej sumki. Może nawet starczy, żeby iść na studnia. Może nawet będzie szczęśliwy.

                             — Umowa stoi.
Podał mu rękę, którą Dazai Osamu serdecznie uścisnął, akceptując ich pakt.
— Cudownie! - Dazai rozpromienił się, jeszcze chwila i zawisnął by mu w ramionach, w tej całej swojej ekstazie. Chuuya jednak, wyrwawszy dłoń z jego uścisku, złapał się za głowę, mocno zaciągając się papierosem.
— To nieludzkie. Miałbym człowieka na sumieniu - pokręcił głową - Nie, nie, to nieludzkie.
— Ależ absolutnie nie masz racji. Proponuję układ z obopólnymi korzyściami, nie proszę, żebyś do mnie strzelił. Ale jeśli nie chcesz tych pieniędzy, to trudno. Najwyraźniej będą musiały się zmarnować.
— Jesteś chorym człowiekiem.
Dazai najwyraźniej zaczynał dobrze się bawić, bo oparł się o ladę, drugą ręką przeczesując włosy i nachylił się w jego stronę z figlarnym uśmiechem.
— To ty jesteś chorym człowiekiem. Chorym na chorobę pieniądza! Tyle jest warte moje życie, kilka mebli, rok czynszu - „czyli jesteś samotny" - dodał w myślach Chuuya.

                         — Ja też nienawidzę tego życia. Nienawidzę tej roboty, szefa, tego, jak wyglądam w tym okropnym garniaku, i nienawidzę też wstawania rano. A przede wszystkim nienawidzę takich ludzi jak ty, co to żyją sobie ponad stan i myślą, że widzieli już wszystko. Ale nie rzucę się z tego powodu pod pociąg! Skoro tak nienawidzisz swojego życia, to się połóż na jezdni i czekaj na śmierć. Tyle o niej mówisz, dlaczego tego nie zrobisz?

To pytanie zignorował.

— A ja nienawidzę takich pyszałków, co do niczego w życiu nie doszli, a ciągle im się wydaje, że Bóg ma na nich jakiś plan.

— A żebyś wiedział.

                             Dazai Osamu obrócił się na pięcie, kierując w stronę wyjścia. Chuuya wiedział, że jeśli teraz pozwoli mu iść, to wszystko będzie skończone. Dazai dopnie swego, on sam prawdopodobnie dostanie te pieniądze, zorganizuje ten nieszczęśliwy pogrzeb, popłacze z dwa dni, a później? Później prawdopodobnie zapomni. 


danse macabre | soukoku AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz