V

583 66 19
                                        

Rozdział V

                  Minął weekend. Chuuya, nim zdążył prawdziwie wypocząć, wrócił do pracy - bardziej rozdrażniony, sponiewierany i psychicznie wyczerpany, niż opuścił to miejsce w piątek. Był, lekko mówiąc, niezadowolony z obrotu wydarzeń. A to uczucie potęgowało to, że godziny mijały, zbliżała się godzina zamknięcia, a Dazai najwyraźniej nie zamierzał się pojawić. Robił to celowo. Zdecydowanie robił to celowo.

                  Najpierw doprowadzał go do szału, przychodząc każdego dnia nie w porę, następnie sprowokował go do włamania, zapewnił, że przyjdzie, sprawiając, że przez cały weekend Chuuya nie potrafił zignorować myśli o tym, czy nieznajomy żyje i po tym wszystkim stwierdził, że po prostu rozpłynie się w powietrzu. Czy to znaczyło, że naprawdę umarł? Jeśli tak, Nakahara nie wybaczyłby mu zmarnowania swojego piątkowego wieczoru na swoją osobę. Nie mógł od tak sobie popełnić samobójstwa. To byłby szczyt ignoranctwa.

Nie przyszedł.

Tego wieczoru zmrok mienił się wieloma odcieniami czerni, a dźwięk telewizora drażnił jego uszy, zagłuszając nerwową ciszę. Nakahara Chuura nie mógł się skupić na niczym, co pozwoliłoby mu chociaż na chwilę oderwać się od koncepcji samotnej śmierci.

„To nic — pomyślał— nic dziwnego. Każdy martwiłby się gościa tak zdeterminowanego dążeniem do samozagłady, że jest skłonny wydać tysiące na własny pogrzeb."

Zirytowany każdym rozbłyskiem świateł za oknem, natrętnym milczeniem, samym sobą, a przede wszystkim zirytowany Dazaiem Osamu, trudne chwile postanowił przespać, jak każdy niespełniony w żadnej z dziedzin życia obywatel. Długo obracał się z boku na bok, nie potrafiąc zamknąć oczu bez nawrotu ponurych, gnębiących wizji. Dlatego też rozbrzmiewający w całym mieszkaniu dzwonek telefonu uznał za wybawienie.

— Słucham?

Trochę się spóźniłem, co nie? — głos dobiegający z urządzenia zachichotał — Trochę bardziej, niż zwykle.

— Śpię — odparł rudowłosy zbywającym tonem — Mógłbyś narzucać mi się kiedy indziej?

To nie ja dzwoniłem cały dzień.

— Ale to nie JA odrzucałem wszystkie połączenia.

JA, w przeciwieństwie do ciebie, w robocie mam pod sobą nie tylko trupy.

Chuuya westchnął.

— Dzwonisz w sprawach biznesowych, czy wyłącznie, żeby poplotkować? To mój numer służbowy, więc nie dzwoń po godzinach zamknięcia.

Mógłbyś przyjechać na chwilę do pracy?

— ...Teraz? — zająknął się Nakahara.

Tak. Ale nie musisz się spieszyć, mogę tu poczekać. Nie jest zimno.

— Ah, jasne. Całe szczęście, że nie jest zimno. Do zobaczenia!

Chuuya, odłożywszy telefon, tym razem z niewymuszonym uśmiechem, położył się ponownie spać. Zapowiadała się p r z y j e m n a noc.

— ...Tak? — wyrwany ze snu kolejnym sygnałem przychodzącego połączenia, zdobył się jedynie na jedno ponure, ospałe słowo.

Minęło półtorej godziny. Mieszkasz aż tak daleko? Gdybym wiedział-

— Nie musisz się martwić. Oczywiście, że przyjadę — na ustach Chuuyi na chwilę pojawił się ironiczny uśmiech — Jutro, zgodnie z moim grafikiem pracy.

danse macabre | soukoku AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz