IV

523 70 8
                                    

               — Tym razem niczego Pan nie zapomniał? — wydusił Nakahara najmilszym tonem, na jaki potrafił się zdobyć, widząc 'stałego klienta' w drzwiach do lokalu. Pierwszy raz przyszedł w porę - w porę, czyli dziesięć minut przed zamknięciem. Ale przynajmniej nie był spóźniony, dlatego też Chuuya nazwał to 'w porę'. Nie czekając na odpowiedź wepchnął mu do ręki dokumenty i długopis — Załatwmy to szybko. Właśnie zaczął mi się weekend.

                 Brunet nabazgrał coś na kartce, oddał mu ją w pośpiechu razem z plikiem banknotów i uśmiechnął się serdecznie. Serdeczniej, niż kiedykolwiek podczas ich rozmowy. Że też musiał zaśmiać się tak akurat teraz, oddając mu pogrzebowe dokumenty. Cholerny, cholerny dziwak.

Może nawet poczuł do niego odrobinę litości, kiedy tak jego twarz wygięła się w tym dziwnym grymasie uśmiechu, przeszytego jakimś tajemniczym, nienaturalnym zmęczeniem. Wyglądał jak wyczerpany długą drogą wędrowiec, któremu przy dojściu ku celu podróży zmęczenie nie pozwala na radość.
— Mogę zadać pytanie? — natychmiast się zbeształ za wypowiedzenie tak niewygodnego zdania. Co to za pomysł, żeby o cokolwiek go pytać. Chuuya w końcu był jedynie pracownikiem, nie jakimś kumplem. Teraz szef na pewno by go upomniał, gdyby tylko się dowiedział.
Brunet kiwnął głową wracając do normalnej dla siebie zadumy — To... żona?
— Nie, nie — zaprzeczył — Nie żona.

                    Nakahara dyskretnie rzucił spojrzenie na kartkę z danymi i w jednym momencie cała jego litość jako do osoby w żałobie zamieniła się ponownie w niesamowitą złość. Bowiem mimo jego usilnych tłumaczeń, na obu dokumentach widniały te same dane.
— P-pomylił się Pan tutaj — warknął rudowłosy — Tu - dane zmarłego, a tutaj - Pana — uderzył ręką w jedną z kartek tak, że cały dziennik wypadł mu z dłoni na podłogę. Schylił się po niego, odliczając od dziesięciu do zera.
— No, tak.
— Proszę poprawić.
— Co mam poprawić?

                      Chuuya miał dosyć tego człowieka. Dosyć tego dnia. Dosyć wszystkiego.

— Tutaj - imię zmarłego! Tutaj - Pana! Ile razy mam to powtarzać!

Ciemnowłosy posłusznie skreślił poprzednie dane, bazgroląc coś nad polem na imię i nazwisko. Oddawszy mu kartkę, znowu delikatnie się uśmiechnął. Aby uniknąć dalszych nieporozumień, Nakahara Chuuya z góry obleciał wzrokiem obie kartki.
— Nie potrafi Pan pisać, czy czytać?! — cierpliwość mężczyzny też miała swoje granice. Właściwie, były to granice bardzo wąskie.
— Potrafię. Czytać i pisać.
— To dlaczego, do cholery, wpisuje Pan „Osamu Dazai" w obu rubrykach? Chce mi Pan powiedzieć, że ma Pan dokładnie tak samo na imię i nazwisko jak osoba z pana rodziny, która umarła?! Że macie tą samą datę urodzenia i ten sam numer pesel?!
— No, tak.
— Czy Pan sobie ze mnie robi żarty?! Proszę wpisać prawdziwe dane, albo wyjść. Śmiało, proszę złożyć na mnie skargę, i tak zamierzam złożyć wypowiedzenie, bo przez ludzi takich jak Pan-
— Spokojnie, spokojnie — uciszył go brunet — Nie próbuję sobie z Pana żartować.
— Jak to 'nie'?! Z tego co widzę, to żyje Pan i ma się całkiem dobrze, nie wydaje mi się, żeby potrzebował pan pogrzebu. Dlaczego przychodzi Pan tutaj codziennie?! 

— Chcę zorganizować pogrzeb dla Osamu Dazaia, czy to wykonalne? - zapytał Osamu Dazai ze śmiertelną powagą.
— NIE! Nie można organizować pogrzebu dla samego siebie! Zajmuje mi Pan czwarty dzień z rzędu, aby powiedzieć, że ciągle Pan sobie kpi?! Naprawdę, proszę wyjść.

Chuuya wskazał na drzwi i rzucił dokumentami o ladę na tyle głośno, że echo odbiło się od każdej z wyłożonych kamieniem ścian lokalu.

— ...Mogę chociaż kupić tą trumnę?
Chuuya na chwilę się zamyślił, próbując udzielić odpowiedzi. Organizowanie sobie pogrzebu nie było możliwe, ale samo kupno trumny chyba nie było niczym... złym. A bardziej... niczym niedozwolonym.

danse macabre | soukoku AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz