20. I PO MIODOWYM MIESIĄCU...

910 62 22
                                    

Do Paryża wrócili bardzo późnym wieczorem dopiero następnego dnia po weselu. W ramach prezentu ślubnego mogli zostać w pensjonacie i delektować się w spokoju pierwszym dniem ich małżeńskiego życia. Razem z nimi zostali też Alya i Nino, a także najbliższa rodzina, korzystający z chwili oddechu od codziennego życia. Marinette próbowała namówć Fei i Wanga na dłużyszy pobyt, jednak do Szanghaju wzywały ich obowiązki i ku wyraźnemu żalowi nowożeńców, wyjechali zaraz po weselu.

Marinette wracała do miasta w naprawdę rewelacyjnym nastroju. Adrien zaserwował jej obiecany masaż, Louis był wyjątkowo spokojny w nocy, spędziła fantastyczny czas w otoczeniu rodziny i przyjaciół, więc czuła się wyjątkowo wypoczęta i zrelaksowana. Nic nie mogło zepsuć jej dobrego humoru.

- Odstaw mnie na ziemię, wariacie! – zapiszczała, gdy wjechali windą na ich piętro i Adrien bez ostrzeżenia porwał ją na ręce.

Zdążyła tylko mocno go złapać za szyję, a potem już niósł ją korytarzem do ich mieszkania. Szczerzył się przy tym jak głupi.

- Muszę cię przenieść przez próg, moja Pani – poinformował ją uczynnie. - Tradycja tego wymaga.

- Jestem już za ciężka żebyś mnie nosił!

- To słodki ciężar, kochanie.

Jęknęła i ukryła twarz na jego ramieniu. Adrien zachichotał, widząc jej czerwone policzki. Chryste, kochał tę dziewczynę tak bardzo, że czasem sam już nie wiedział co począć z taką ilością uczuć. Miał ochotę śpiewać, tańczyć, skakać, krzyczeć...

Była jego żoną! Żoną! Najwspanialsza kobieta na świecie nareszcie w pełni należała do niego, tak jak on zawsze należał do niej!

- To cudowne, że nadal potrafię cię zawstydzić - oznajmił.

- Och, przymknij się - poleciła mu tylko, nie patrząc na niego.

Zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na Plagga, który siedział wygodnie na brzuszku Marinette. Nie musiał nic mówić. Kwami śmignął w powietrze, wsiąknął w zamek i drzwi stanęły otworem. Adrien przekroczył próg i zamarł, a jego radosny nastrój prysnął jak mydlana bańka.

- Adrien? - Marinette uniosła głowę, zaniepokojona dziwną reakcją męża.

Chłopak szybko odstawił Marinette na ziemię i stanął przed nią, próbując zasłonić przed potencjalnym zagrożeniem. Ona wychyliła się jednak zza jego plców, by zobaczyć co się dzieje. Krzyknęła cicho, widząc co stało się z ich miekszkaniem.

Salon wyglądał jak po przejściu tornada. Wszystko leżało na podłodze, część rzeczy była roztrzaskana i podarta. Zasłonki leżały w strzępach na ziemi, stojące na kominku zdjęcia zostały najzwyczajniej w świecie spalone, po posadzce walały się kawałki szkła, porcelany i papieru. Widok był zwyczajnie druzgocący.

Widząc uchylone drzwi do pokoiku dzieciecego, już ruszyła w jego stronę, ale Adrien nie pozwolił jej przestąpić progu salonu.

- Zostań - polecił, rozglądając się bacznie po pomieszczeniu. - Tikki, ze mną. Plagg, chroń Marinette.

- Skotaklizmuję każdego, kto choć zbliży się do Księżniczki - obiecał Plagg, siadając na ramieniu projektantki.

Pogłaskała go po łepku, próbując w ten sposób okazać mu swoją wdzięczność, a Adrien zaczął krążyć po pokojach. Marinette wstrzymywała oddech za każdym razem gdy znikał za drzwiami. Wracał do salonu z jeszcze bardziej nachmurzoną miną, więc domyślała się, że widok nie jest zbyt ciekawy. Plagg mruczał uspokajająco za każdym razem, gdy blondyn znikał, ale zielone oczy kwami były skupione i czujne.

Magia w równowadzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz