Część 3: Feralny powrót

14 0 0
                                    

Wjechaliśmy na oblodzoną drogę prowadzącą z Modzerowa do Włocławka. Padał marznący deszcz i był mróz. Jechałem praktycznie slalomem, niczym Axel Lund Svindal podczas zawodów w narciarstwie alpejskim. Droga była bardzo śliska, przyczepność żadna i jak tutaj dobrze jechać? Ledwo się utrzymywałem na drodze i robiłem wszystko, by za chwilę się nie przewrócić. Przejechaliśmy tak może z trzy minuty aż tu nagle usłyszeliśmy głośny dźwięk nadjeżdżającego tira. Zaczął na nas głośno trąbić klaksonem. Sporych rozmiarów auto omal w nas nie uderzyło. Szybko zjechaliśmy z drogi na trawę, która rosła obok. Zdążyliśmy w porę uciec przed tirem. Od tragedii dzieliły nas centymetry i ułamki sekundy. Byliśmy przerażeni. Serce biło nam jak szalone. Adrenalina skoczyła do granic możliwości. Targały nami przepotężne emocje. Mogliśmy zginąć dosłownie chwilę temu. Pełen zdenerwowania krzyknąłem do Pawła, który wcześniej podsunął nam ten pomysł, aby jechać w nocy w środku zimy po oblodzonej drodze:
-Kurwa mać!!! Ty debilu jebany!!!
Czy ty kurwa myślisz, imbecylu pierdolony!!!??? Przed sekundą mogliśmy przez ciebie zginąć!!!
Od śmierci dzieliły nas ułamki sekundy!!! Przez ciebie byśmy wąchali kwiatki od spodu!!!
Zajebistą drogę powrotną nam wybrałeś, po prostu kurwa zajebistą!!!

Na co Paweł odpowiedział:
-No, dobra noo, no już przepraszam. Nic się nie stało chłopaki.

Kuba: Hahahahaha, nieeee nooo kurwaaa nie wierzę. Ten pierdoli, że nic się nie stało i jakby nigdy nic myśli, że słowo "przepraszam" załatwi sprawę. Kurwa!!! Pajacu jebany!!! My naprawdę byśmy wąchali kwiatki od spodu jakby ten tir w nas przypierdolił!!! Ja już dalej tą drogą nie jadę. Wracam się tam, skąd przyjechaliśmy!!! Chuj mnie interesuje to, że tam będzie ten chłopak jego byłej. Jesteśmy na rowerach, szybko będziemy uciekać to nic nam nie zrobi. Ja zawracam!

Ja: Ja też zawracam! Nie mam zamiaru dostawać zniczy na urodziny. Spierdalamy stąd jak najszybciej!!!

Zawróciliśmy. Na szczęście bezpiecznie dojechaliśmy do punktu wyjścia, czyli do tego starego, poniemieckiego cmentarza. Stamtąd po prostu udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Jechaliśmy tą drogą, która nas tutaj doprowadziła w pierwszą stronę. Początkowo było spokojnie, do momentu kiedy to dojechaliśmy w okolice domu mojej byłej. Tam zauważyliśmy jakieś światła i ciche rozmowy. Nagle zaczęli nas gonić jakieś typy na quadach. Jeden z nich krzyczał coś w stylu "Ja wam dam, że Patrycja to dziwka!!! Zaraz zobaczycie!!! Ja wam pokarzę!!!" Dosyć mocno przyspieszyli. Wraz z Kubą jechaliśmy ile sił w nogach aby im uciec. Oni gonili nas quadem i była realna szansa, że za chwilę nas dogonią. Jednak jakimś cudem udało nam się uciec. Przejechaliśmy za zakręt, za którym już nas nie było widać. Możliwe, że zgubili nas z oczu kiedy znaleźliśmy się już daleko za tym zakrętem. Udało nam się uciec tej patologii, która nas goniła tym quadem. Dobrze, że jakoś im zwialiśmy...
Jechaliśmy z Kubą i rozmawialiśmy na temat tego, co już nas spotkało tej feralnej nocy...
Nagle naszła nas myśl: "Kurwa, gdzie jest Paweł!?" Zaczęliśmy się martwić, bo może oni go złapali. Przecież Paweł jest gruby i ledwo jechał. On na sto procent nie dałby rady przed nimi tak szybko spierdalać jak my.
Wróciliśmy się, aby odnaleźć Pawła.
Wołaliśmy: "Paweł, Paweł!!!"...
Wreszcie usłyszeliśmy jakiś głos dochodzący ze stodoły, która stała przy jednym z domków...
Paweł: Oooo siema chłopaki, tutaj jestem!
...
Zadowolony Paweł stał w stodole i jak gdyby nigdy nic popijał sobie wodę.
Byliśmy na niego zdenerwowani.
My uciekaliśmy przed patologią goniącą nas na quadach a ten zjeb poszedł sobie do stodoły napić się wody jak gdyby nigdy nic.
Kuba postanowił skomentować postawę Pawła:
-Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy z powagi sytuacji? Najpierw wyprowadziłeś nas na drogę, gdzie prawie uderzył w nas tir. Mogliśmy przez Ciebie zginąć, teraz uciekaliśmy przed dwójką patusów na quadach, którzy nas gonili a ty jak gdyby nigdy nic jesteś szczęśliwy i popijasz sobie wodę a uśmiech nie schodzi ci z twarzy!!! Co ty sobie wyobrażasz?
Paweł: No dobra, no już przepraszam.
Ja: Japierdole... Twoje przepraszam to chuja daje. Najpierw mogliśmy stracić życie, teraz mógł napaść nas chłopak mojej byłej z jakimś swoim kolegą a ty ciągle opóźniasz. Wleczesz się kilometr za nami kiedy przed nimi uciekamy, wybierasz drogi, które prowadzą nie do domu a do grobu, a po wszystkim fałszywie przepraszasz a tak naprawdę nie schodzi ci uśmieszek z ryja. Ehh, bez sensu wogóle to komentować i tłumaczyć. Debil debilem był, jest i będzie i to się nigdy nie zmieni. Nie ma co się produkować. Szkoda kurwa gadać, szkoda strzępić ryja... Naprawdę...

Pełni wkurwienia, ale już troszkę uspokojeni dalej jechaliśmy do domu. Jakby atrakcji było mało jeszcze wyskoczyły nam na drogę jelenie.
Ja: Kurwa! co to było! (Krzyknąłem wystraszony)
Kuba: Jelenie!
Ja: Japierdole... Najpierw o mały włos nie zajebał w nas tir. Mogliśmy zginąć, później goniła nas patologia na quadach a teraz prawie wpierdoliły się w nas jelenie. Ja już naprawdę mam dosyć atrakcji jak na tę noc... Kiedy my wreszcie będziemy w domu? To była niewątpliwie najbardziej ekstremalna noc w moim życiu. Wogóle najbardziej ekstremalne wydarzenia w moim życiu...
Kuba: No jeszcze trochę i dojedziemy. Jeszcze trzeba do Rybnicy dojechać a potem to już będzie bliżej. Za chwilę wyjedziemy z Józefowa i będziemy już we Włocławku.
...
Wreszcie wyjechaliśmy z Józefowa i dojechaliśmy do Włocławka.
Kiedy wracaliśmy serce ciągle nam napierdalało jak szalone.
Ciągle panowała atmosfera grozy. Wszędzie było ciemno. Las był mroczny a my polegaliśmy tylko i wyłącznie na delikatnym światełku z mojej lampki zamontowanej przy rowerze. W końcu przejechaliśmy przy Rybnicy, z czasem było coraz bliżej miasta i robiło nam się coraz raźniej. Kiedy zobaczyliśmy miejskie światła poczuliśmy wielką ulgę.
Cali i zdrowi dojechaliśmy na swoje osiedle. Tam każdy się rozdzielił i pojechał do swojego domu.
Kuba: Bez kitu, to były najbardziej ekstremalnie wydarzenia w moim życiu.
Ja: No moje też.
Paweł: Nie no chłopaki, nie przesadzajcie.
...
Kiedy wtrącił się Paweł z tym swoim "nie przesadzajcie" to już po prostu do reszty opadły mi ręce. Zrezygnowany i zmęczony pożegnałem się z Kubą i miałem zamiar odjechać w stronę domu.
Ja: No dobra Kuba, elo mordo. Oby już nigdy więcej takich ekstremalnych przygód.
Kuba: Noo, oby takiego czegoś już nigdy więcej. Siema, trzymaj się!
Po czym wpiepszył się znowu Paweł:
-A mi to już ręki nie podasz? Ze mną się nie pożegnasz?
Ja: Nie kurwa, nie! Przez Ciebie mogłem zginąć bo wyprowadziłeś nas na tą drogę a teraz ja mam Ci ręki podać?! Spierdalaj typie!
...
Paweł niemal co się nie popłakał. Zrobiło mu się przykro, że nie chcę podać mu ręki. Widząc to, mi też trochę zrobiło się go żal.
W końcu podałem mu ręki i pojechałem do domu.
Ja: Dobra, chuj. Już siemano!
Paweł: No elo, do zobaczenia.
Kiedy podałem mu rękę na pożegnanie od razu zrobił się szczęśliwszy a ja nareszcie miałem spokój od tego zjeba i pojechałem do domu. Po pięciu minutach już byłem na miejscu. Odprowadziłem rower do piwnicy i poszedłem na górę. Wszedłem do domu, zjadłem kolację i wreszcie poszedłem spać.

Igrając ze śmiercią - Nie obcy hardkorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz