Rozdział 6

185 26 5
                                    

Gdy tylko otworzyłam oczy spojrzałam na zegarek. 9:47, no to mogę już wstawać. Założyłam moje kapcie w kształcie psów i ruszyłam w stronę garderoby. Postanowiłam założyć czarną sukienkę i czarną  skórzaną kurtkę. Czarny, czarny więc buty też czarne. Gdyby Olivia mnie teraz zobaczyłam krzyczałaby na mnie, że przecież dzisiaj nie wybieram się na żaden pogrzeb. Nałożyłam lekki makijaż i zeszłam na śniadanie. W niedzielę zazwyczaj rodzice przyjeżdżali na śniadanie. Na początku bardzo mi zależało na tych dniach, bo to były jedne z niewielu, jakie spędzaliśmy razem, ale z czasem to zanikło. Stały się normalne, jak każdy inny dzień tygodnia. Nie mogłam im kazać spędzać ze mną więcej czasu. To nie jest ich obowiązkiem. Mają mi zapewnić dach nad głową, nazwisko, jedzenie i kilka innych potrzeb koniecznych, ale nie muszą spędzać ze mną nie wiadomo ile czasu. W końcu nie jestem ich biologicznym dzieckiem... Kiedyś było inaczej. Gdy byłam młodsza spędzaliśmy razem wiele czasu. Nie miałam za dużo koleżanek bo większość dni bawiłam się z mamą lub bywałam na wycieczkach z tatą. Kiedy dorastałam wszystko się zmieniło. Tata dostał awans, mama poszła do pracy. Z czasem założyli własną firmę, dla której musieli poświęcić jeszcze więcej czasu. A może po prostu się im znudziłam? Przecież duże dzieci nie są tak fajne jak małe.
Gdy weszłam do jadalni stół był już nakryty. Rodzice siedzieli w ciszy, tata czytał gazetę a mama przeglądała pocztę. Mogę się założyć, że jeśli bym się nie odezwała, to nawet by mnie nie zauważyli. Usiadłam na swoim stałym miejscu i nałożyłam jedzenie. Zastanawiałam się, czy zapytać ich o obecność na koncercie, ale przecież wysłałam im wiadomość i potwierdzili.
Po śniadaniu udałam się do swojego pokoju. I teraz pytanie: nauka czy pomoc przy scenie ?Wzięłam torebkę i ruszyłam w stronę miejsca występu. Szłam około 15 minut. Na miejscu przywitał mnie Trey. W sumie to większa część sceny była już gotowa, więc niepotrzebnie przyszłam. Trey wysłał mnie na widownie, abym powiedziała mu jak to wszystko się prezentuje. Usiadłam i przyglądałam się ich pracy, ale po pewnym czasie mi się to znudziło, więc wyjęłam notes i ołówek. Czas wypróbować prezent - pomyślałam. Długo się zastanawiałam co by narysować jednak w końcu po długich namysłach się zdecydowałam. Była to gitara. Nie taka zwykła jak te, które można kupić praktycznie w każdym sklepie internetowym. Była w kolorze pudrowego różu na kryształowym łańcuszku i z czarnym, potężnym wzmacniaczem. Ach, gdybym tylko kiedykolwiek taką spotkała... Zostawiłam notes wraz z resztą moich rzeczy na zajmowanym przeze mnie przed chwilą miejscu i ruszyłam sprawdzić pracę chłopaków. Serio się spisali! Wszystko wyglądało świetnie. Wpięłam ostatnie kable i zaczęliśmy próbę dźwięku. Chodziłam od mikrofonu do mikrofonu, od instrumentu do instrumentu i sprawdzałam czy wszystko działa i jak roznosi się echo.
Po nastawieniu wszystkiego, przyszła pora na ostatnią próbę naszego zespołu. Poszłam po moje rzeczy, które wczesniej zostawiłam na jednym z miejsc siedzących widowni. Zabrałam torebkę i próbowałam wsadzić do niej kartke. Jednak nie mogłam, kartka była... za ciężka?! Taki mały skrawek papieru a ja z trudem podniosłam go delikatnie do góry ?! Odłożyłam torbę i spróbowałam obiema rękami. Kartka się przerwała a z wnętrza wyskoczyło nie co innego jak moja narysowana gitara ...
__________________________________________________________
Hej ;*
Rozdział nie był sprawdzony, więc za wszystkie ewentualne błędy z góry przepraszam :) Mam nadzieje, że się spodoba :) Moim zdaniem trochę naciągany ale opinie pozostawiam wam ;3 Ogromnie się ciesze, że opowiadanie ma coraz większą ilość czytelników ^,^ oby tak dalej ! ;) Zachęcam do komentowania, dawania gwiazdek oraz jak najbardziej podrzucania pomysłów ;)
Pozdrawiam

Królowa upadłychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz