Rozdział 8

214 21 4
                                    

A więc jestem w Królestwie upadłych. W sumie to nie do końca rozumiem sytuację, w której się obecnie znalazłam. Jak to możliwe, że za kabiną prysznicową można znaleźć takie coś?
Rozejrzałam się jeszcze raz. Wszystko było w odcieniach czerni, brązu, czerwieni i zieleni. Nie wyglądało to zbyt radośnie. To miejsce na pierwszy rzut oka było nieco przerażające, jakby ze sceny horroru. Może to jakieś tajne więzienie czy coś... Z rozmyśleń wyrwał mnie głos blondynki.
- Wiem, że teraz nie jest to zbyt przyjemne miejsce, ale uwierz mi, że kiedyś było ono niesamowite i pełne życia - zaczęła mówić, jednocześnie ruszając wewnątrz wioski. Tak, była to wioska. Wiele uliczek z niewielkimi domami. Większość okien była zabita deskami - obecnie przechodzimy... kryzys... Odkąd nas tu zesłano po prostu nie każdy może się odnaleźć.
- Nie naciągaj tylko powiedz jej jak jest - odezwał się Tom - po prostu każdy chce przetrwać, ale tu już nie ma jak! Potrzebujemy słońca, jedzenia, picia! Nie możemy tak dalej żyć! Coraz więcej z nas staje się wygnanymi z własnej woli! Ale cóż w tym dziwnego? Oni sobie normalnie żyją wśród ludzi jak gdyby nigdy nic, a my musimy tu przebywać i każdego dnia walczyć! Coraz częściej na nas napadają, z dnia na dzień jest gorzej! My nie mamy tu życia!
- A może opowiecie mi wszystko od początku? - zaproponowałam - wiecie, jakoś się nie orientuję kto to są wygnani i o co chodzi z tą całą walką...
- I właśnie po to staniesz przed radą - Anny zatrzymała się przed dość sporym budynkiem, momentami przypominającym pałac.
- A kim jest rada? I dlaczego JA mam przed nią stanąć? - pytałam dalej.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu - rzucił Tom i przyspieszył kroku. W drodze do drzwi mijaliśmy ogromny ogród. Jedyne co mi w nim nie pasowało, to że wszystkie kwiaty były uschnięte lub zwiędnięte. Wokół nigdzie nie było widać żywej duszy. Jedynie gdy wcześniej przechodziliśmy obok domu miejscami można było usłyszeć ciche szmery. Gdy stanęliśmy przy drzwiach, a Tom próbował otworzyć ogromne spróchniałe wrota, spojrzałam do góry i nic tam nie zobaczyłam, tak jakby całe to miejsce znajdowało się pod ziemią. Drzwi się otworzyły ze strasznym skrzypieniem. Chyba nikt od dawna ich nie oliwił. Wnętrze przypominało opuszczony pałac. Podłoga zrobiona z marmurowych i bardzo zabłoconych płytek prowadziła wprost do ogromnych schodów obitych czerwonym, także zabrudzonym dywanem. Pomieszczenie, do którego weszliśmy przez ogromne drzwi nie było zbyt wielkie, w kształcie wielokąta. Większość ścian zajmowały wysokie lustra, obok których stały eleganckie wieszaki. W pobliżu wcześniej wspomnianych schodów znajdowało się dwoje drzwi sama nie wiem dokąd prowadzących. Tom i Anny ruszyli schodami na półpiętro, a ja za nimi. Spojrzałam jeszcze na schody z lewej strony tak jak prawe prowadzące na kolejne piętro. Przez chwilę wydawało mi się, że kogoś zobaczyłam. Stanęłam na pierwszym stopniu i wytężyłam wzrok, niestety nikogo nie ujrzałam. Musiało mi się przewidzieć.
- Wszystko OK? - zapytała stojąca za mną Anny.
- Tak, tylko wydawało mi się, że... - nie zdążyłam dokończyć, gdyż Anny pociągnęła mnie w stronę eleganckich czerwonych drzwi, które Tom już lekko uchylił. Gdy weszliśmy, znajdowaliśmy się na niewielkim balkoniku, z którego w dół prowadziły kolejne schody. Jak ja nienawidzę schodów! Trzeba uważać, żeby się nie przewrócić, poza tym w dół to jeszcze jakoś się idzie ale w górę dla osoby takiej jak ja, czyli bez jakiejkolwiek kondycji przepocone ubranie jest gwarancją przy większej działce tego okrócieństwa! Na szczęście tu nie było ich tak dużo.
Pomieszczenie wyglądało jak sala bankietowa, z ogromnymi oknami i diamentowymi kandelabrami. Na przeciw schodów przy ścianie był kilkuosobowy stół, wokół którego siedziała już grupa ludzi. Największe miejsce, po środku było wolne, tak jakby jeszcze kogoś brakowało. Jednak po chwili zauważyłam, że jeszcze jedno, pod koniec stołu jest niezajęte. Osoby przy stole były w wieku mniej więcej od 30 do 60 lat. Gdy mnie zauważyli wszyscy się podnieśli i ukłonili. Czułam się co najmniej bardzo dziwnie. Ale okej, może taka tradycja. Postanowiłam delikatnie dygnąć, ale usłyszałam cichy chichot Anny za plecami. Siedzący prawie na środku, około 60-letni mężczyzna wstał i rozejrzał się po towarzyszach.
- Chyba jesteśmy już w komplecie.
- Jeszcze nie ma widzącego - poinformowała go siedząca pod koniec stołu brunetka.
- Ach ta młodzież! Nigdy nie może być na czas! Zawsze trzeba czekać! Mówiłem, że jest jeszcze zbyt niedojrzały, aby być przedstawicielem widzących w radzie, ale oczywiście nie! Ma moc, jest potężny! Co mu da moc skoro nie ma głowy jej używać?- narzekanie przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia weszła wysoka postać, ubrana na czarno z narzuconym kapturem, który gdy opuścił głowę, przysłaniał mu całą twarz.
- Przepraszam, wygnani. Sami rozumiecie, trzeba było ich...hmmm... usunąć - podszedł do wolnego miejsca i ściągnął kaptur. Blask świec padł na jego ciemne włosy. Spojrzał w moją stronę i mnie zamurowało! Chris Martin?! Co on tu robi?! Jednak na jego twarzy nie było widać większego zdziwienia. Czyżby wiedział o co w tym wszystkim chodzi?
- A więc skoro jesteśmy już WSZYSCY - zaczął znów starszy mężczyzna- to może powiem o co chodzi. Zapewne słyszałaś bajki o elfach, wilkołakach, wampirach, widzących, syrenkach, wróżkach, chochlikach, czarownicach, zmiennokształtnych i innych postaciach magicznych? - zapytał na co kiwnęłam potwierdzająco - a więc to nie bajki. Te istoty istnieją. Tyle, że nie do końca jest tak jak w bajkach...
Zaczęłam si śmiać. Przeraził mnie trochę fakt, ze wśród reszty panowała grobowa powaga ale nie ustawałam, licząc, że ktoś w końcu wymięknie.
Jednak pozostali nawet nie drgnęli.
- A więc gdzie jest ukryta kamera? - zwróciłam się do starszego mężczyzny, który tak na marginesie nadal mi się nie przedstawił - czy to będzie w TV? Tylko powiedzcie kiedy i na którym kanale to nastawię nagrywanie! - mówiłam dalej, jednak oni wciąż pozostali bez ruchu. Tom podszedł w moją stronę złożył ręce w pięści blisko siebie i szybko rozłożył
- Bum! - krzyknął cicho i czekał na moją reakcje - Gratuluje Josephie! To pierwsza kobieta której nie przestraszyłeś na od razu! - zwrócił się do starszego mężczyzny. Anny zareagowała na to klasycznym face-palm'em.
Większość sali wpadła w śmiech a Joseph tylko coś mruknął pod nosem.
- A więc zapraszam na skróconą i łatwiejszą do pojęcia wersje - powiedział Tom - ten oto staruszek to elf. Z natury sprawiają one, że czujesz się przy nich dobrze i od razu je polubisz, ale on jest wyjątkiem.
Mają też kilka innych umiejętności, ale o tym więcej w wielkiej księdze. Te ludki, które widzisz przy tym stole to przedstawiciele każdego z ,,gatunków''. Ja jestem herosem. Moją przedstawicielką jest ta gorąca ruda która siedzi obok twojego kolegi. Możemy mieć różne moce, ja np. potrafię latać, świetnie walczę dosłownie wszystkim, ruchy przeciwnika potrafię widzieć w spowolnionym tempie i w każdej chwili mogę cię rozebrać wzrokiem - ostatnią część zaakcentował puszczając do mnie oczko na co zareagowałam śmiechem. Jednak tym razem nie nie chodziło o to, że jego gadanie nie ma sensu.
- On mówi serio - powiedziała Anny śmiertelnie poważnym tonem.
- Natomiast twój przyjaciel - kontynuował Tom - jest czujnikiem. Może czytać w myślach, przewidywać niektóre zdarzenia z przyszłości, zna całą przeszłość ze szczegółową dokładnością. W każdej chwili może się teleportować w wybrane przez siebie miejsce. Jego zdolności dopiero dojrzewają, wkrótce zobaczymy jakie moce jeszcze skrywa jego dusza - podszedł do Anny i spojrzał jej głęboko w oczy jakby coś z nich czytał.
- A ta mała istotka to elfka, siostrzenica Josepha. Potrafi nieźle wkurzyć w sumie każdego ale nikt nie potrafi się na nią gniewać. Odczuwa emocje wszystkich istot i może na nie wpływać. Niestety nie posiada jak w bajkach garnka złota, ale za to dobrze, że nie chodzi w zieleni, bo w czarnym jest dużo bardziej sexy. Mógłbym ci tak jeszcze trochę opowiadać, ale nie chcę cię uśpić więc przejdźmy do sedna sprawy. Sprowadziliśmy cię tu bo jedynie ty możesz nam pomóc. Alekso, jesteś... - jego mowę przerwał jakiś huk z góry. To byli znów oni, ubrane na czerwono istoty! Wszyscy czarni natychmiast wstali od stołu i utworzyli okrąg wokół mnie. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Jednak nie czułam zbyt wielkiego strachu.
- Chris! - krzyknęła Anny w stronę chłopaka - wiesz co robić. Oni nie mogą jej znaleźć! - Christopher potwierdzająco kiwnął głową, podszedł do mnie i mocno objął mnie ramieniem po czym przyciągnął do siebie. Wszystko zaczęło znikać. Na początku były plamy, potem tylko zarysy i w końcu pustka.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim! ☺
Chciałam wam podziękować za te wszystkie voty! ^,^ Rozdział co prawda miał się ukazać dopiero wieczorem ale korzystając z faktu, że obecnie mam dostęp do internetu wstawiam teraz ;) Mam nadzieje, że akcja wam się podoba :) Jak myślicie, co się stało, że wszystko zniknęło? Piszcie komentarze czy wam się podobało ;) Ja nie gryzę, więc ewentualne prośby co do bohaterów lub akcji proszę śmiało zgłaszać :D Z góry przepraszam za wszelkie błędy ;*
Ps. A i jeszcze dodam, że jestem przeszczęśliwa, bo opowiadanie przekroczyło 1000 wyświetleń! *,*

Królowa upadłychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz