2

1.8K 97 7
                                    

W pokoju nastał cisza, która w odczuciu Gregory'ego była za głośna. Swój wzrok wbił w przygnębioną twarz swojego szefa. Po chwili wydał z siebie głośne prychnięcie i pokręcił głową. Na pewno nie takiej informacji oczekiwał przychodząc tutaj. Rozejrzał się po swoich kolegach z pracy. Pisicela stał w tym samym miejscu, zmienił tylko położenie swych rąk, jedna z nich zakrywał kawałek twarzy a drugą trzymał w kieszeni. Rift za to siedział oparty na krześle z zaciśniętymi oczami i odwróconą głową w kierunku przeciwnym do Montanhy. Gregory przełknął głośno ślinę a z jego ust wydarł się drżący oddech. Nie kontrolował tego jak reaguje jego ciało. Jego kończyny zaczęły się lekko trząść a on sam wbił osłupiony wzrok w swoje dłonie. Poczuł dłoń na swym ramieniu.

- Chodź odwiozę cię do domu. - powiedział Juan z widocznym smutkiem w oczach, Montanha na gest się tylko lekko odsunął.

Wstał z impetem, przez co krzesło spadło na podłogę odbijając się głośnym chałasem.

- Nie. - powiedział niemrawo, bez emocji w głosie - Ja, przepraszam. - popatrzył się rozbieganym wzrokiem po swoich towarzyszach w pokoju a z ust wydarł się cichy szloch.

Wyszedł z pokoju zostawiając otwarte drzwi do biura, zszedł na parking podziemny po czym wsiadł do swojego auta. Ruszył z impetem kierując się do swojego apartamentu. Trzęsącymi dłońmi odszukał kluczy w kieszeniach i otworzył drzwi od swojego mieszkania. Wszedł zamykając je na klucz po czym oparł się o nie i powoli zsunął się na podłogę. Nie płakał. Wyjął telefon i napisał do Juana

''Wyślij mi ten numer do mojego ojca''

Chwile po wysłaniu na ekranie ukazał się napis ''Erwin Knuckles'', dzwonił do niego. Gregory przetarł swoimi dużymi, przepracowanymi dłońmi bladą, zmęczoną twarz po czym kliknął zieloną słuchawkę i włączył na głośnik.

- Gdzie jesteś? - zapytał bardzo dobrze znany dla szatyna głos.

- To nie jest dobry moment. - powiedział rozemocjonowanym głosem po czym zacisnął mocno powieki opieracjąc głowę o drzwi swojego mieszkania.

- Wiem wszystko, Capela się wygadał przez przypadek. - po tych słowach Gregory nie wiedział czy ma się cieszyć, że to nie on musi tłumaczyć się przyjacielowi czemu znajduje się w tak złym stanie, czy ma przy najbliższej okazji zajebać Dante za nie trzymanie języka za zębami.

- U siebie w domu. - powiedział po głośnym westchnięciu i chwili namysłu czy na pewno chce by ktokolwiek teraz go widział.

- Zaraz będę. - po czym rozległ się charakterystyczny dźwięk przerwanego połączenia.

Mężczyzna pomału wstał zdejmując z siebie kurtkę, bez namysłu rzucił ją na kanapę. Zaraz po tym skierował się do swojej kuchni, z której wziął whisky i jedną szklankę. Zaczął nalewać gorzką ciecz do ozdobnej szklanki, gdy do jego uszu doszedł dźwięk pukania. Odłożył więc butelkę z alkocholem i poszedł otworzyć drzwi. Poprzednio patrząc przez wizjer by upewnić się, że to na pewno osoba której się spodziewał. Trzęsącą się dalej dłonią przekręcił kluczyk w drzwiach i odsunął się tak by Erwin mógł wejść swobodnie do środka. Gdy to uczynił z powrotem je zamknął. Nie miał odwagi się odwrócić i spojrzeć na niego swoimi szklanymi oczami oparł czoło o drzwi cały czas stojąc tyłem do Knucklesa. Jego klatka zaczęła się szybciej poruszać i trząść co wskazywało na to, że emocje jakie wstrzymywał w sobie od tego gdy Rightwill powiedział patrząc mu prosto w oczy, że jego matka nie żyje się tylko potęgują. Cichy szloch wypełnił ciszę w pomieszczeniu a do niego doszedł drżący oddech i dźwięk walnięcia pięścią o drewniane drzwi. Montanha poczuł czuły uścisk na swoim barku.

- Jestem tu po to, by ci pomóc. - powiedział siwowłosy szepcząc - Gregory, proszę popatrz na mnie.

Szatyn z nięchcęcią i niepewnością w ruchach odwrócił się do swojego przyjaciela. Ten patrzył na niego z wielką czułością, wiedział że musi ostrożnie dobierać słowa, nie chciał w końcu jeszcze bardziej dobić syna, który przed chwilą usłyszał, że ostatni raz kiedy będzie mógł zobaczyć swoją matkę, ta będzie leżała w trumnie. Erwin i Gregory mimo przeciwności losu stworzyli głęboką więź. Często się wyzywiają i dokuczają ale gdyby doszło do ostateczności jeden za drugiego oddałby życie.

Funeral ||| MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz