5

1.6K 95 8
                                    


Erwin wstał trochę wcześniej niż swój kochanek, który aktualnie leżał odwrócony do niego plecami. Objął go ramionami i przymknął oczy chcąc dalej udać się w sen. Jednak ujadanie psa na dworze skutecznie przeszkadzało mu w tym. Westchnął w łopatki szatyna i wstał kierując się do okna. Zobaczył dwójkę ludzi rozmawiających na podwórku, którzy przy okazji rzucali piłkę psu dużych rozmiarów. Rozpoznał tam ojca Montanhy jednak drugiej osoby nie kojarzył. Zmrużył na nich oczy i dalej obserwował jak dwójka ludzi rozmawia dość gwałtownie gestykulując. Obserwował by dalej gdyby nie usłyszał szmeru z tyłu. Odwrócił się w jego stronę i zobaczył jak szatyn przeciera oczy.

- Co ty robisz? - zapytał widząc młodszego opierającego się o parapet.

- Pies mnie obudził. - powiedział na co starszy prychnął.

- Mama mi nigdy nie opowiadała, że mają zamiar kupić psa. Co dziwne bo mówiliśmy sobie wszystko. - westchnął i podniósł się do siadu okrywając się do połowy kołdrą.

Erwin znów poczuł ukłucie w sercu. Podszedł do niego i usiadł obok. Położył głowę na jego ramieniu po czym zaczął się zastanawiać czy powiedzieć mu o tym co zobaczył za oknem.

- Coś ty taki cichy, zwykle nie możesz wysiedzieć w miejscu. - zapytał podnosząc jego podbródek.

- Nie wyspałem się. - przyznał przeciągając się na łóżku. - Ten pies jest potworem. - odburknął niezadowolony na co szatyn się zaśmiał.

- Chcę dziś pogadać z ojcem. Wiesz, tak szczerze. Boję się, że się rozkleję, jak wtedy w moim mieszkaniu. Nie chce tracić kontroli. - powiedział szczerze bawiąc się swoimi palcami.

- Sam płacz to nic złego, ale jak rozbiłeś tą szklankę sam się przestraszyłam. Bałem się, że sobie coś zrobisz, idioto. - powiedział patrząc mu prosto w oczy. - Jak chcesz mogę iść z tobą. - zaproponował.

- Nie, jestem dorosły. Muszę sobie poradzić. - rzekł po chwili zastanowienia. - Dobra, wstajemy. - powiedział wstając z łóżka i podając ręce młodszemu.

Wstali i ogarnęli się razem w łazience, która znajdowała się obok jego starego pokoju. Gregory myjąc swoje białe zęby myślał nad tym co może powiedzieć ojcu gdy w końcu się zbiorą na tą "szczerą rozmowę". Nie był na to gotowy ale wiedział, że jeśli nie porozmawia z nim teraz, nie porozmawiają już nigdy. Jego początkowym planem było przyjechać na pogrzeb matki a od razu po nim odjechać. Zastanawiał go jednak fakt przemiany swojego ojca. Mało w to wierzył, nie był już w końcu naiwnym nastolatkiem a dorosłym facetem. Nie umiał mu już zaufać i wątpił by to się zmieniło w przyszłości. Nie chciał też do końca mieszać Erwina w jego brudy rodzinne. Bał się, że może pomyśleć o nim to samo.

W końcu nie raz go widział pijanego. Gregory gdy przestawał sobie radzić i nie wiedział co robić bardzo często sięgał po alkohol. Wiedział to każdy. Nie miał dużo załamań i nie były one regularne. Ale gdy się to zdarzyło i był całkowicie wyprowadzony z równowagi sięgał po trunki. Na następny dzień miał okropne wyrzuty sumienia. Porównywał się wtedy do swojego ojca. A nigdy nie chciał być jak on.

*
- Cholera, gdzie on jest? - lamentował siwowłosy wiercąc się w aucie Carbonary.

- Na spokojnie, siwy. - próbował go uspokoić. - Gdzieś tu musi być.

Jeździli razem po mieście szukając szatyna, który kilka godzin temu dowiedział się, że stracił posadę w HC. Nie odbiło się to na nim pozytywnie. Siwy doskonale wiedział co robi w takich chwilach, jednak zawsze robi to samotnie zamknięty w swoim mieszkaniu. Tym razem gdy ten zapukał chcąc sprawdzić jego stan, nikt mu nie otworzył. Pomyślał, że już leży całkowicie oderwany na kanapie. Wyciągnął więc klucze do jego mieszkania i sprawnie otworzył drzwi.
Rozejrzał się po jego mieszkaniu, jednak gdy nigdzie nie mógł go znaleźć wpadł w panikę. Zadzwonił szybko do Capeli informując go, że nie może znaleźć mężczyzny. Później wykonał telefon do Nico.

Funeral ||| MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz