Hej! Mała notka na początku rozdziału miejsce zaznaczone * jest powrotem do przeszłości. Miłego czytania i przepraszam za wszystkie błędy <3
Siwowłosy trzymał słuchawkę przyciśniętą do swojego prawego ucha czekając aż jego przyjaciel w końcu odbierze. Jednak gdy usłyszał szmer po drugiej stronnie sam już nie wiedział co chciał powiedzieć. Cały się spiął.
- Hej, Nico. Jest sprawa.
- Mów, co jest. - spytał szybko.
- Montanha jest. - westchnął głośno siwowłosy.
- Co? Znowu pokłóciliście się o jakąś pierdołę? Albo lepiej znów o Mie? Stary mówiłem ci... - w tym momencie Erwin mu przerwał nie chcąc dalej wysłuchiwać możliwości o które mógł się posprzeczać z szatynem.
-Nie, nie. Po prostu, musze wyjechać. Na jakiś czas. - powiedział robiąc kilkusekundowe pauzy między zdaniami przedłużając tym samym czas swej wypowiedzi.
- Aż tak źle? - prychnął
- Nie pokłóciłem się z nim, Nico. Musze mu pomóc. - powiedział przeciwrając twarz dłońmi spowrotem siadając na czarnej dużej kanapie.
- W czym? - po tych słowach siwowłosy wytłumaczył mu pośpiesznie sytuacje, pomijając tym samym kilka faktów. Ale sam uznał, że nie są na tyle istotne by je poruszać. - Kurwa.
- Rozumiesz już? Musze mu pomóc. - powtórzył się znów złotooki.
- Musisz czy chcesz? - zapytał zaciekawiony przyjaciel.
-Co? - zapytał zdziwiony. - Co to za rożnica?
- Sam się nad tym zastanów Erwin. Nie martw się. Powiadomie resztę, dbaj o niego i o samego siebie w razie problemów masz nas, pamiętaj.
- Dziękuje. - pożegnali się jeszcze, po czym Knuckles schował telefon i zabrał się za sprzątanie pozostawionego szkła i rozlanego whisky.
W trakcie sprzątania dość intensywnie rozmyślał nad słowami Carbo. Chciał czy musiał? Podkreślał w rozmowie ten fakt jakby to był jego obywatelski obowiązek. Prawda była trochę inna. On czuł, że jest zoobowiązany mu pomóc, ale każdy wie, że jest egoistą. Nie pomógłby komuś na komu mu nie zależy. On chciał mu pomóc a za cel wybrał sobie właśnie wyprostowanie pewnych spraw w jego życiu. Chciałby też aby w końcu wyprostowała się sprawa między nimi. Czy ty krótkie czułe pocałunki coś znaczyły? Czy te noce u swojego boku coś znaczyły? Czy te spotkania na dachu o północy coś znaczyły? Czy oni coś dla siebie znaczyli?
Z zamyśleń Erwina wyrwał go głęboki zachrypnięty głos. Doskonale wiedział do kogo on należy.
- Erwin? - spytał przez co wzrok siwowłosego spoczął na nim. - Zostaniesz na noc? - zapytał szatyn wbijając wzrok w szkło, które leżało w koszu.
- Zostane, możesz się już kłaść spać.
- Pomóc ci w tym sprzątaniu? To moja wina, to ja powinienem to sprzątać, nie ty. - powiedział wzdychając głośno i łącząc swoje dłonie. - Przepraszam. - wyszeptał wręcz, ale było to na tyle głośne, żeby złotooki to usłyszał. Ten tylko podszedł do niego i chwycił mocno jego dłoń uśmiechając się ciepło.
- Nie masz za co, na prawdę. - mały uśmiech wkradł się na usta Montanhy, przez co do serca Erwina przypłynęło przyjemne ciepło. - Dasz mi jakieś ubrania do spania? - zapytał niepewnie młodszy, na co szatyn od razu kiwnął twierdząco głową.
Skierowali się razem do sypialni. Była dość duża, ściany były pokryte szarą farbą. Na oknach widniały białe długie zasłony, które skutecznie broniły pokój przed próbującym się wkraść strumieniem światła księżyca, który dziś był w pełni. Otworzył on brązową szafę i wyjął z niej czarną dużą koszulkę i parę dresów, po czym podał ją szarowłosemu. W odpowiedzi młodszy posłał mu tylko wdzięczny uśmiech. Gdy Erwin ruszył szybkim krokiem w stronę łazienki, starszy wyciągnął telefon i odczytał po kolei wiadomości jakie do niego przyszły.

CZYTASZ
Funeral ||| Morwin
Fanfiction"- Gregory, nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie to, że to ja muszę ci to powiedzieć.- zaczął Sony patrząc mi się prosto w oczy, wziął głęboki oddech i rozejrzał się po pokój po czym znów skierował wzrok na zmartwioną twarz mężczyzny - twoja matka...