Miłego czytania, przepraszam za błędy!
- Jesteśmy - wymruczał cicho siwołosy, gdy dotarli do celu podrózy. Pogładził delikatnie udo chłopaka, chcąc okazać mu wsparcie.
Gdy Gregory uchylił delikatnie oczy i wyprostował się na fotelu, poczuł jak ciarki rozchodzą się na jego ciele. Spojrzał na widok za oknem i westchnął głeboko. Obrócił się na moment by podarować Erwinowi delikatny pocałunek w policzek, a następnie wyszedł z auta trzaskając delikatnie drzwiami. Wiatr rozwiewiał jego przydługie brązowe kosmyki włosów.
Mimo silnej chcęci ucieczki, powstrzymał się. Jest dorosły musi się tak zachowywać, musi stawiać czoła swoim słabością i lękom. Przynajmniej tak sobie wmawia odkąd skończył 14 lat. Sam sobie wmówił, że jest dorosły, tak samo jak to, że nie może się bać. Rzecz tak ludzka, do której tak ciężko się przyznać.
Erwin mimo kotłującego się niepokoju w żołądku stał wyprostowany przy Gregorym. Czuł się ewidentnie nieswojo. Nie rozumioł do końca sytuacji i sam nie wiedział czy chcę ją rozumieć. Przyrzekł przed samym sobą, że będzie chronił Gregory'ego za wszelką cenę. A ochrona nie polega tylko na tym, że będzie strzelał do wszystkich, którzy choćby w nieodpowiedni sposób potraktują szatyna ale też na tym, że będzie przy nim gdy będzie go potrzebował. Zmęczenie psychiczne coraz bardziej przejmowała jego ciało. Czuł jakby nosił na plecach wielki ciężar. Był zobowiązany cały czas wspierać Gregory'ego a najlepiej nie pozwolić na to, żeby zły humor w ogóle u niego występował. Podobnie jak Montanha, sam sobie to wmówił. Pierwszy raz był zakochany. To nowe uczucie. Nieznane. Ekscytujące w odkrywaniu, ale także niebezpieczne. Jeden zły ruch a jego serce mogłoby się rozpaść na milion małych części.
Dom, w którym mieszkał Marco prezentował się przytulnie. Był nieco mniejeszy, niż ten w którym się wychowywał razem z bratem. Piękny delikatny odcień niebieskiego pokrywał ściany, wraz z jasnym ogrodzeniem prezentował się bezpiecznie. Wyglądał jak dom, w którym znajduje się rodzina, która codziennie je wspólne obiady ciesząc się niesamowicie tym, że może podzielić się swoimi przeżyciami z dzisiejszego dnia. Trawa na której leżało kilka porozrzucanych zabawek.
Montanha złapał lekko złotookiego za dłoń i pociągnął w stronę domu. Pchnął drzwiczki, uprzednio przepuszczając młodszego. Wchodząc rozglądał się zaciekawiony, aż dalej za domem dostrzegł budę. Sporych rozmiarów buda, wykonana z drewna, miała przy sobie dwie wbudowane miski, nigdzie nie widział też łańcucha, co w sercu bardzo go cieszyło. Nad otworem do wejścia widniała przywieszona kość z wygwarowanym napisem, jednak za nim szatyn zdążył go rozczytać, w drzwiach stanął Marco.
- Dobrze, że jesteście - powiedział zamykając za sobą drzwi. Szybko rzucił okiem na splecionę dłonię i mężczyzn, i Knuckles mógłby przysiąc, że kącik ust Marco lekko powędrował do góry - Rose, strasznie chcę zobaczyć dziadka odkąd tylko usłyszała jego głos. Jak mam jej wytłumaczyć, że dziadek aktualnie leży kompletnie najebany na sofie w salonie? - prychnął kręcoc głową na boki.
- Zaraz go wezmę - rzucił tylko, puszczając ręke młodszego. Chciał już wymijać swojego brata, lecz ten go zatrzymał. Jego brwi skierowały się ku sobie marszcząc przy okazji czoło. Rzucił mu pytające spojrzenie.
- Powinieneś już wracać do Los Santos. Nie zmienisz go, Gregory. Widzę, że się męczysz. - do uszu szatyna doszedł sztywny, zatroskany głos, a brązowe oczy brata wyglądały na zmęczone.
- Drugi raz was nie zostawie. - odparł twardo, odwracając się w tym czasie do Erwina, któremu machnął ręku by ruszył za nim.
- To, że nas zostawiłeś to najlepsza decyzja jaką podjełeś. Wiem co mówiłem ale... - rozbił krótką przerwę i przetrał otwartą dronia twarz - ja po prostu tęskniłem za tobą. Dorosłem i choć trudno mi to przyznać, zrobiłeś dobrze. Nie obwiniaj się o nic. Układasz sobie życie. - po tych słowach skierował swój wzrok na siwowłosego, który lekko speszony stał za Gregorym - Nie zepsuj tego.

CZYTASZ
Funeral ||| Morwin
Fanfic"- Gregory, nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie to, że to ja muszę ci to powiedzieć.- zaczął Sony patrząc mi się prosto w oczy, wziął głęboki oddech i rozejrzał się po pokój po czym znów skierował wzrok na zmartwioną twarz mężczyzny - twoja matka...